Kolejna edycja IC seria przygnała nas do pięknego Nowego Sącza. Próby dla klasy Extrem zlokalizowano w wsi Łabowa. Sam wjazd z lawetą na parking to już było niezłe wyzwanie. Po rozładowaniu wspięliśmy się drogą wysoko w góry. Start do prób to stromy zjazd z bocznym nachyleniem po jednej ze ścian wąwozu. Po osiągnięciu dna, okazało się, że płynie tam mały strumyczek. Jadąc nim w górę, po prawej i po lewej były oznakowane próby. Fajną sprawą było wartościowanie. Można było wybrać czy robimy próbę za trzy punkty czy odpuszczamy i robimy tą za 8. Śliskie skały w strumieniu kilka razy z pozycji wertykalnej doprowadziły mnie do horyzontalnej. A wyciąganie liny z bębna wyciągarki przy jednoczesnym wspinaniu się na 4 łapach, pozwoliło mi odkryć w swojej anatomii mięśnie o których istnieniu wiedziałem tylko teoretycznie. Masakra! Nieomal pionowe ściany oblepione gliną, usuwające się z pod nóg kamienie, dzikie jeżyny czepiające się kostek jak wnyki. Fantastyczne widoki rekompensowały te drobne niedogodności. Posuwamy się w górę strumieni,a robiąc kolejne próby.
Nasza wyciągarka DRAGON WINCH DWH 12000 HD spisywała się znakomicie na trawersach. Mieliśmy dzięki niej pewną asekurację. Już pierwsze godziny walki zaczęły zbierać swoje żniwo. "Żelazo klękło" jak mawiamy. Jedna z załóg rozwaliła wyciągarkę mechaniczną, inna koło, jeszcze któryś z kolegów odpadł od ściany i zrolował się na dno wąwozu. Nam jakoś udaje się bez strat pokonywać następne próby. Docieramy do drzewa leżącego od ściany do ściany jak most. Na nim pieczątka, a obok druga, tyle że 40 metrów wyżej. Wspinamy się aby ją zdobyć.
Gdy zjeżdżamy na dół ktoś zauważa, że z chłodnicy cieknie nam płyn. Okazuje się. że gruba gałąź przeszła przez chłodnicę. Brak chłodzenia silnika, skutkuje naszym wycofaniem z odcinka. Na raty dolewając wody ze strumienia docieramy do lawety. Nie daleko w Rabce mieszka nasz kolega. Doskonały mechanik. Czeka na nas w swoim warsztacie. Docieramy tam dość późno. Naprawa przeciąga się do 3 nad ranem. O 7 ruszamy z powrotem. Na trasę kolejnego etapu docieramy 1,5 godziny po starcie. Ruszamy ostro do walki o kolejne pieczątki. Znowu podjazdy i zjazdy, trawersy. Kamienie i błoto. Zakwasy w łydkach szybko mijają
Chęć nadgonienia straconego czasu nie pozwala na zapinanie dodatkowej asekuracji przy bardzo stromych podjazdach. A wyobraźnia pracuje z pełną mocą. Co się stanie jak się urwie lina, 40 metrów nad dnem wąwozu, ile razy przekoziołkuje auto? Szczęśliwie liny dostarczone przez firmę DRAGON WINCH wytrzymały
Tego dnia meta zamykana jest o 14 i nie mamy tyle czasu ile byśmy chcieli. Na 14 minut przed zdaniem karty podejmujemy kolejne wyzwanie. Znowu 40 metrów pionu. Przygotowujemy się do tej próby wyciągając linę z wyciągarki na dole. Po rozwinięciu 50 m wspinam się wykorzystując wszystkie cztery kończyny chwytne oraz naturalne pomoce terenowe
Za drzewo, zmurszały pień , skałę, ręka, noga i do góry wciągam linę. Jakaś załoga chce nas ominąć i zaatakować inną próbę. Nie mogą przejechać. Na dnie wąwozu jest tak ciasno, że mieści się tylko jedno auto. Sędzia zatrzymuje im czas do momentu kiedy my nie wciągniemy się na ścianę, tak aby mogli dalej jechać. Odbijamy pieczątkę i na dół. Zdejmują nam kartę na 25 sekund przed zamknięciem mety.
Zajmujemy 5 lokatę. Po dwóch edycjach 4 miejsce w punktacji generalnej
OMC najbardziej bolesne. Ale bawiliśmy się super. Adrenalina buzowała szczególnie u kierowcy, gdy wisiał 40 m nad dnem wąwozu
" Smuga cienia" to nie tylko tytuł książki
jeśli wiesz o czym piszę
))) Dzięki wszystkim za wspólną zabawę
Pozdrawiam wszystkich amatorów wyrzucania forsy w błoto
Pit bull
