Załączam mój opis wyprawy - podkreślam
mój gdyż zgodnie z ostatnio modnym słowem na opinię moich kolegów z teamu i jej publikowanie
nie mam autoryzacji Na stronie znajdziecie opis ubarwiony zdjęciami natomiast tu treść:
http://zazuquadteam.weebly.com/wyprawyrajdy.htmlDzień przyjazdu – jak to określono dzień zeroNasz team został tym razem powiększony o Cukierka i tak w składzie Ania, Bogdan, Krzysiek, Maro Cukierek (z rodziną) i Ja ustaliliśmy zasady wyjazdu.
Bogdan, Krzysiek i Maro wyruszyli w czwartek rano w kierunku Olsztyna. Pojechali autem serwisowym( które później było autem serwisowym wyprawy a Krzysiek Kierowcą) i udało im się dotrzeć pod Olsztyn do Zajazdu Leśne Wrota w miejscowości Wojtkowizna.
My (Ania i Ja) z Cukierkiem i jego rodziną wyruszyliśmy kilka godzin później ale udało nam się dotrzeć na godzinę 21. Sam Pensjonat to miejsce które spełniało podstawowe wymagania hotelowe jeśli chodzi natomiast o obsługę restauracji nie można mieć żadnych zastrzeżeń.
Organizatorzy wgrali nam traki, przekazali regulaminy oraz koszulki – bardzo dobra jakość wykonania stanowczo lepsza niż na wiosnę
Pomimo długiej podróży odbyła się krótka integracja przed wejściem do hotelu
Dzień pierwszy – Krosno, Lidzbak Warm, Reszl, Kętrzyn, Gierłoża – 230 km
Poranek budzi nas poprawiającą się pogodą – znowu mamy farta
Do wyjazdu przygotowuje się 27 uczestników, większość dobrze znamy z wyjazdu majowego. Niestety jest też pierwsze zaskoczenie – miało być mniej kilometrów a tu czeka nas istny maraton bijący wszystkie dotychczasowe nasze rekordy – ponad 200 km do pokonania (później się okazuje że było to 230 km).
Po ostatnim krótkim kazaniu Czopera wyruszamy w drogę. Kawalkada wyprawy porusza się szybko i sprawnie… właśnie…szybko …nieraz w mojej opinii i moich kolegów stanowczo za szybko.
Moja CFka niedomaga…coś się dzieje z grzaniem, niestety nie ma czasu na zatrzymywanie i nie chcę robić problemu uczestnikom – ryzykuje i liczę na to że będzie gdzieś na tyle duża kałuża że ochłodzę Quada. Na szczęście po drodze nawija się stacja paliw na której wszyscy tankujemy a ja mam możliwość przemyć chłodnicę – okazuje się że to mój błąd… po ostatnim jeżdżeniu nie sprawdziłem stanu chłodnicy a była częściowo zaklejona błotem.
Po pomocy Łukasza i jego metodzie mycia – problem się rozwiązał i już nie wrócił
Jedziemy dalej po drodze zatrzymujemy się na sesję zdjęciową na granicy Warmii i Mazur na moście na rzece kwai
oczywiście żartuje – na rzece Drwęce
Większość naszych traków odbywa się szutrami których jest na tym terenie od groma oraz dawnym szlakiem kolejowym po którym pozostały jedynie nasypy i nieraz perony i budynki stacyjne… no i tak kawalkada 27 quadów na nowo ożywiła ten szlak kolejowy.
Po drodze zaliczamy mostek, który podlega już zaawansowanej destrukcji jednak to jest to czego oczekujemy – jest fun, trzeba współpracować, poprawić drogę przejazdową…wszyscy przeprawiamy się przez mostek z różnym poziomem adrenaliny
no bo w każdej chwili coś może pęknąć.
Kolejnym punktem naszego programu jest Sanktuarium w Krośnie.
Ciekawa budowla z zaniedbanym ale bardzo interesującym otoczeniem.
Po półgodzinnej przerwie kiedy każdy miał możliwość zwidzenia, zrobienia zdjęć czy choćby przełknięcia trochę posiłku ruszamy w kierunku Lidzbarku Warmińskiego gdzie czeka przewodnik który będzie oprowadzał nas po zamku.
Po drodze zaliczamy sesję zdjęciową na lotnisku polowym i po raz pierwszy poważne niedociągnięcie… ktoś nie popatrzył do tyłu i musieliśmy się z Emilem wracać wyjaśnić co się stało a następnie gonić czołówkę – która czekała na nas kilkanaście kilometrów dalej.
Czas nas goni – więc pędzimy po bardzo dobrej drodze w miejscu dawnego nasypu kolejowego. To gubi czujność i prędkość jest stanowczo za duża – niedługo czekaliśmy na efekt…jeden z kolegów nie zapanował nad maszyną i wypada z drogi uderzając w drzewo – quad nie nadaje się do dalszej jazdy, wzywany jest Krzysiek z autem serwisowym natomiast reszta czeka. Jako osoba jadąca w środku „peletonu” staram się obserwować co się dzieje w lusterkach – niestety nie wszyscy tak robią.
Ze względu na czas i możliwości zwiedzenia zamku w Lidzbarku Warmińskim ruszamy dalej, Maro, Łukasz i Veego zostają z poszkodowanym i czekają na auto serwisowe,
Jedziemy dalej, niestety kilkanaście kilometrów dalej zajeżdża nam drogę policja – przód odjeżdża a my czekamy na sprawiedliwość
Czoper podejmuje się rozmów w ramach których wyjaśnia się że ktoś uprzejmy zgłosił iż Quadowcy rozjeżdżają lasy… standard… Na szczęście Policja wykazuje się rozsądkiem i kończy się na notce służbowej.
Do zamku dojeżdżamy spóźnieni – pan przewodnik nie miał ochoty na nas czekać – po co ? przecież nikt mu nie płaci za to żeby być uprzejmym. Zwiedzamy zamek w własnym zakresie ale niestety już w bardzo okrojonym zakresie bo większość komnat była zamknięta. Obsługa hotelu zamkowego prosi nas o sesję zdjęciową na dziedzińcu zamku…
jak się później okazuje stajemy się atrakcją hotelu który umieszcza nasze fotki na swoim profilu z opisem „
międzynarodowa grupa quadowców gościła przez chwilę w naszym hotelu ….. trochę śmieszne ale miłe..z drugiej strony to prawda jesteśmy między narodową ekipą
Ruszamy dalej do Reszla – Zamek w Reszlu udaje nam się zwiedzić z przewodnikiem, przy okazji okazuje się że mogliśmy w nim nocować a Quady zatrzymać na dziedzińcu – byłby czad :uĹmiech: i nie byłoby 230 km
Po zwiedzeniu zamku i wysłuchaniu informacji o jego historii jedziemy dalej Ty razem na obiad w Restauracji Zamkowej w Kętrzynie. Część podróży już w ciemnościach więc oświetlenie dodatkowe przydaje się jak zwykle w takich sytuacjach.
Po zjedzeniu bardzo smacznego obiadu – ilość zupy pomidorowej zjedzonej przez członków naszego Teamu pozostanie dla mnie na długo rekordem – ruszamy w dalszą podróż do miejsca naszego noclegu w Gierłoży na terenie Wilczego Szańca.
Dojeżdżamy na miejsce około godziny 21 (po 12 godzinach w siodle) i udajemy się do byłego baraku oficerskiego przerobionego na hotel. Mile zaskoczenie, spartańsko (żołniersko) ale bardzo czystko i przytulnie. Minus brak miejsca do integracji, więc siadamy w holu i rozmawiamy o wycieczce sącząc piwo – dosyć szybko jednak morzy nas sen więc udajemy się do łóżek.
Dzień drugi – Wilczy Szaniec, Mamerki, Kanał Mazurski, Gierłoża – 150 kmDzień rozpoczynamy od bardzo smacznego śniadania, następnie udajemy się wraz z przewodnikiem po Wilczym Szańcu. Opowiada bardzo ciekawe historie związane z tym miejscem które odbiegają trochę od dotychczasowej mojej wiedzy. Opowieści przeplata humorystycznymi anegdotami na temat Niemców (ciekawe czy jak oprowadza Niemców opowiada o Polakach
, Trzeba przyznać że budowle robią wrażenie. Po zakończeniu wizyty jesteśmy znowu atrakcją turystyczną dla odwiedzających Wilczy Szaniec, wyjeżdżamy i kierujemy się do Mamerek. Po drodze znowu gubimy ogon, jeden z kolegów ma problem z tłumikiem. Po jego naprawie ruszamy dalej.
W Manerkach zwiedzamy „podziemne” bunkry i ponownie ... opowieści snutych przez przewodnika. Jak ktoś to stwierdził t
yle kilometrów na nogach to dawno nie zrobiliśmy. Po powrocie na parking pożyczam (na wieczne nieoddanie) paliwo kolegom z
… nieważne…….. Ruszamy – no i nie porozumienie które kończy się zaparowaniem KQ Cukierka w moim tyle
Na szczęście mnie uratował hak a Cukierka wyciągarka
Zaczynamy kluczyć w lasach kierując się do Kanału Mazurskiego i Śluz. Docieramy na miejsce o drodze pomagając koledze z CFki która straciła ładowanie.
Po zwiedzeniu Kanałów, wyruszamy w dalszą drogę do celu podróży – znowu nabieramy tępa… tym razem jednak miejscami teren trudniejszy. W pewnym momencie musimy się zatrzymać bo KQ Ckierka zagotował – czyżby coś jednak się stało po naszej stłuczce? Sprawa się wyjaśniła…w wyniku uderzenia zakało się odpowietrzenie chłodnicy.
Po drodze spotkamy lokalnych Quadowców którzy proponują przejazd rzeczką, zanim jednak dojedziemy do rzeczki z niepokojem patrzę na stan paliwa… pożyczyłem kanister ..niestety sam zostałem bez paliwa.. na oparach dojeżdżam na stację gdzie wszyscy się tankujemy również ja kanister.
Po zatankowaniu wreszcie coś ciekawego co nie wiąże się wyłącznie z drogą i manetą – rzeczka…. Fajna zabawa… i urozmaicenie drogi. Przy zachodzącym słońcu pędzimy do celu – nasz nocleg zatrzymując się dosłownie na kilka fotek w św Lipce.
Dalsza droga była już bardzo spokojna gdyż kolega z Iławy musiał ciągnąć Cfkę której całkowicie padło ładowanie. Veego asekuruje ich z tyłu ledami ja staram się robić to z drugiej strony w miarę możliwości i miejsca dla dwóch quadów
jadących równolegle.
Ponownie około godziny 21 dojeżdżamy do Gościńca Pod Dębem w miejscowości Wilimy.
Właściciela całkowicie przerosła ta impreza i pokazał przykład niegościnności. Mistrzostwem świata było zamknięcie Sali imprezowej o godzinie 23:30 (po negocjacjach). Nie będę wspominał że chciał nas umieścić w wspólnych salach i pokojach bo to już żałosne. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i wynegocjowali przyzwoite warunki. Kosztowało ich to dużo nerwów co wcale nie dziwi.
Część Quadowców wybrała się na nocne wojaże po bagnach których nie było a stały się rzeczką… Szkoda gdyż ta deinformacja spowodowała że nie wziąłem udziału w zabawie na którą z chęcią bym pojechał..ale nie ma co wracać do problemu. W wypadzie nad wodę wzięli udział Maro i Cukierek – wrócili zadowoleni a to się liczy.
W tym czasie wspólnie wypiliśmy kilka trunków
i wzięliśmy czynny udział w programie artystycznym wieczoru
.
Zmęczenie i w tym przypadku nas dopadło – Ania była też trochę pochorowana – więc postanowiliśmy położyć się spać, mając na uwadze drogę powrotną dnia następnego.
Dzień trzeci – powrót do Leśnych Wrót a następnie do domu – 30 km (+500) Wstaliśmy dosyć późno, zjedliśmy śniadanie a następnie wyruszyliśmy w krótką drogę Quadową (30km) do Leśnych Wrót. W tym przypadku nie było już niespodzianek i po zajechaniu na miejsce pożegnaniu się z wszystkimi wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Podsumowanie Kolejna fajna impreza zorganizowana przez Łukasza i Piotra za co bardzo dziękujemy. Kosztowało ich to dużo nerwów i czasu. Ekipa sprawdziła się ponownie pomimo nowych osób w tym dzielnej Agnieszki która pomimo wielkiego stresu pierwszego wyjazdu dotrzymała tępa a nawet zaliczyła nocny wyjazd. Miejsca które zobaczyliśmy były fajne i pozostaje zazdrościć terenów do jazdy których w naszych okolicach nie ma – chodzi o przestrzenie i brak nadmiernego zaludnienia.
Warunki lokalowe dobre…choć mam wątpliwości czy cena adekwatna do jakości ale może tam jest taki klimat. Mistrzostwem świata i braku gościnności był oczywiście właściciel Gościnca, - zdawanie pokoi z oględzinami mnie całkowicie rozwaliło i zastanawiałem się z kim ja mam do czynienia? Poczułem się jak złodziej – co miałem panu zabrać? Szafkę? Umywalkę.. a może szczotkę wc?
Najwyraźniej niektórzy hotelarze nie dorośli jeszcze do gospodarki rynnowej a może mają złe doświadczenia.. kto wie
Mieliśmy okazję zobaczyć fajne obiekty i zabytki, posłuchać przewodnika i dowiedzieć się nie jednej ciekawostki historycznej oraz spotkać się w gronie ludzi tak samo zakręconych jak my.
To co mi się nie podobało to ilość przejechanych kilometrów i prędkość a zarazem brak urozmaicenia trasy typowego dla offroadu. Oczywiście nie ma złotego środka, każdy z nas jest inny i jednego rajcuje prędkość i ilość pokonanej przestrzeni a innego możliwość zatrzymania się, zwiedzenia, zjedzenia kiełbaski i zabawy w terenie offroadowym połączonego z wymianą doświadczeń oraz dobrą zabawą.
Dla mnie to raczej jest ostatni wyjazd w tej formie bo mi się ona nie podoba a jak pisałem już będąc w Maroku – nie decydowałem sięna wyjazd bo miało być 180 km…- niby się zmieniło i zrobiło się …230…
Dla osób które lubią prędkość i ilość pokonanych kilometrów polecam imprezę z Piotrem i Łukaszem, dla mnie ? to nie to…….. Powodzenia w następnych wyprawach i bardzo dziękuję za te dwie wspaniałe imprezy!