|
Regulamin forum
REGULAMIN DZIAŁU "MOJE QUADOWE PODRÓŻE" 1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów. 2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane. 3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację. Kodeks quadowca ATV Polska Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy. 2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom. 3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne. 4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych. 5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny. 6. Używamy cichych układów wydechowych. 7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami. 8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc. 9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew. 10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi. 11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych. 12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy. 13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo. 14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom. 15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw. 16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO. 17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt! 18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik. 19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to. 20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne. Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu. Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Autor |
Wiadomość |
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 21.09.2015 18:01
Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Znowu się udało albo po prostu udało się !!!!! Jesteśmy w domu dojechaliśmy, objechaliśmy, widzieliśmy , wróciliśmy z Armenii Skład : ARKADIO JARO IREK i oczywiście nasze ukochane maszyny, które znowu nas nie zawiodły, dzięki którym było nam dane przeżyć i widzieć rzeczy nie do kupienia w żadnym biurze turystycznym Jak dojdziemy do siebie i wygrzebiemy się z nawału pracy postaramy się opowiedzieć i pokazać parę fotek z naszej wyprawy na Kaukaz. [b][/b] -- dodano 21.09.2015 18:34 --Dzień wyjazdu nareszcie ruszamy -- dodano 21.09.2015 18:42 ---- dodano 21.09.2015 18:48 ---- dodano 21.09.2015 18:53 --Brama do Azji - Bosfor -- dodano 21.09.2015 19:01 --
Ostatnio zmieniony przez maq 08.01.2016 13:04, edytowano w sumie 10 razy
|
|
|
|
_X_8_
Rejestracja: 16.10.2013 09:15 Posty: 1680
Quad: Ale o co CanAm?
|
Wysłany: 22.09.2015 08:38
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Irek jaki gustowny zarost zapuścił
|
|
|
|
maq
Moderator Działu Polaris
Rejestracja: 20.04.2010 12:07 Posty: 6567 Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
|
Wysłany: 22.09.2015 08:50
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Czekamy, czekamy Brawo
_________________ ... no looking back
Wyprawy maqowe - blog
|
|
|
|
Czoper
Rejestracja: 09.12.2013 18:59 Posty: 754
Imię: Piotr
Quad: Can Am Outlander XTP 1000 ( cacko)
|
Wysłany: 22.09.2015 12:14
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Kozacko jak zwykle !!
_________________ Team Father&Son Tourist eXpeditions
|
|
|
|
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 24.09.2015 23:07
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Czas szybko mija i już na początku roku zacząłem badać możliwości pojechania do Iranu. Drogowskaz, który mijaliśmy w Gruzji, wskazujący że do Teheranu jest tylko 1280 km, tkwił mi w głowie i jest tam do dziś. Niestety dostanie wizy jest problemem i gwarancja na karnet potrzebny do wjazdu na terytorium Iranu ostudziły nasze zapędy. Jak to zwykle chodziło o kasę. Potem przyszedł kolejny problem, bo dwóch członków naszej dotychczasowej ekipy w tym roku nie mogło pojechać. Zostało nas trzech i wszystko stanęło pod znakiem zapytania, czy w ogóle pojedziemy gdziekolwiek. Jarek z Irkiem stwierdzili, że nie będziemy szukać na siłę innych i jedziemy sami. Chęć podróżowania była tak wielka, że postanawiamy mimo wszystko jechać, bo jak nie teraz to kiedy? Mamy do wyboru Azerbejdżan i Armenię. Ze względu na skomplikowaną procedurę wizową i koszty wizy do Azerbejdżanu, decydujemy się na Armenię. Jest łatwiej niż w tamtym roku, mamy doświadczenie, znamy drogę i formalności potrzebne do dotarcia do Gruzji, gdzie mamy zamiar zostawić auto i przyczepę. Nie będę opisywał jak się dostaliśmy do Gruzji, bo wszelkie potrzebne informacje są w wątku dotyczącym naszej wyprawy do tego kraju w 2014 roku. Jedziemy tylko 500 km dalej przez Gruzję, mijamy Tbilisi, zostawiamy znajomym w stolicy przesyłkę z Polski i gnamy do Udabna. W bardzo dobrym czasie 49 godzin pokonujemy 3866 km i około 14:30 jesteśmy na miejscu. Właściciela nie ma, bo rodzi mu się właśnie córka. Interesu pilnują młodzi ludzie Wojtek i dwie Karoliny. Wojtuś to człowiek, który 14 miesięcy temu wyjechał na wycieczkę z Polski rowerem i jakoś tak mu zeszło. Na chwilę przycupnął u Ksawerego, by zarobić na dalszą podróż. Bierzemy szybką kąpiel, zdejmujemy quady z lawety i zasiadamy do bankietu. Jemy jajka sadzone, ziemniaki z najlepszym zsiadłym mlekiem na świecie. Odwiedzające lokal międzynarodowe towarzystwo ogląda nasze quady i pyta się skąd jesteśmy. Poland!!! O!!! są mocno zdziwieni. Dzięki 7 litrom dobrego wina, które dostaliśmy w Tbilisi od znajomych Gruzinów szybko i miło mija nam czas, a wszyscy turyści będą miło wspominać lokal w Udabnie, nas i domowe wino. Jeszcze długo po zamknięciu lokalu gra Kult i Maleńczuk, co niestety przeniesie się na godzinę jutrzejszego wyjazdu. Auto zostaje w Udabnie, w restauracji Ksawerego, u którego mieliśmy okazję gościć w tamtym roku, a którego lokal jest również dokładnie opisany w relacji z ubiegłego roku. Różnica polega tylko na tym, że zostało dobudowanych 5 domków trzyosobowych z łazienkami, o bardzo dobrym standardzie. Metropolia Udabno i nie ma się z czego śmiać. Jest na każdej mapie. Za dobrych czasów sojuza mieszkało w nim 3500 ludzi też zostało około 300. Poznani przed chwilą sympatyczni Polacy. Przy okazji pozdrawiamy! Tak wyglądał przed wyjazdem prawie gotowy do kilkudniowej podróży. Restaurant Udabno od zaplecza Sala restauracyjna i bankietowa Nasi nowi znajomi z Udabna. A dalszą część wieczoru i nocy niech przykryje mrok A rano Następnego dnia polegliśmy przy pierwszej próbie podniesienia się z łóżka. Wczorajszy bankiet i 49 godzinna podróż zrobiły swoje. Jednak mimo wszelkich przeciwności około 10 podnosimy się z wyrek i obiecując sobie, „ że nigdy więcej” jemy śniadanko i pakujemy ostatnie szpeje na quady. Wyjeżdżamy około 11:30 przed południem miło żegnani przez obsługę i klientów restaurant Udano. Zaraz za Udabnem zjeżdżamy na szybką szutrową drogę znaną nam z poprzedniego roku. Przejeżdżamy koło znajomych koszar wojskowych i dość szybko docieramy do Rustawi. Tankujemy quady, bo tylko przewidujący Irek ma pełne tanki. Zjeżdżamy z asfaltu i na azymut grzejemy w kierunku granicy. Idzie nam świetnie, jak się okazuje Jaro ma w garminie jakimś cudem mapę świata, w której jest całkiem nie najgorsza część dotycząca Gruzji. Nawigacyjnie jesteśmy przygotowani tylko na Armenię. Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć i trafiamy na rzekę, której sforsować się nie da. Most, który powinien być w tym miejscu jest tylko na mapie. Szukamy przeprawy co bardzo nas spowalnia. W końcu znajdujemy most w miejscu, w którym nie powinno go być. Po kilku godzinach jazdy wylatujemy na główną drogę prowadzącą do granicy i jedziemy nią już do samej granicy w Bagratashen. Na granicy jesteśmy koło 17, nie ma kolejki, więc od razu podjeżdżamy do gruzińskiego stanowiska odpraw. Pięć minut stępel w paszporcie i jesteśmy u pograniczników armeńskich. Miło, szybko i przyjemnie przebiega odprawa, paszport, dowód rejestracyjny, pieczątki w paszporcie, kolejne 5 minut, szok i już! Jesteśmy w Armenii? Tak szybko? Niemożliwe !!! Wyjeżdżamy z granicy, ostatnia budka pogranicznika i spadamy na ziemię. - Deklaracju!!! - Niet???!!! - Nazad!!! Nie bardzo wiemy o co chodzi, ale wracamy i idziemy zasięgnąć języka. Pokazują nam obskurny budynek na terenie przejścia granicznego, pełny czekających kierowców ciężarówek. Okazuje się, że musimy najpierw odstać w kolejce do urzędnika, który wypełnia deklaracje, a potem odstać drugi raz w kolejce do kasy, aby za tą deklarację zapłacić. Papier ten nie jest niczym innym, jak opłatą za wjazd na terytorium Armenii i kosztuje około 35 złotych. Po dokonaniu opłaty znowu wracamy do kolejki przed urzędnikiem. Jak już stajemy przed jego obliczem dostajemy papier, który kolejny ważny urzędnik, ale już w mundurze, z ważną miną, podbija kilkoma pieczątkami i każe wracać do poprzednika, który pobiera bezpośrednio opłatę za wypisanie deklaracji w kwocie około 15 złotych. Ważne: w okienku, w którym płacimy za deklarację, można również wymienić walutę. Kursy walut jak się potem przekonaliśmy są wszędzie bardzo podobne. Za 1 euro maksymalnie dostaliśmy 540 DM, a minimalnie prywatnie wymieniono nam 1 euro za 520 DM. W końcu się udaje i zaopatrzeni we wszelkie możliwe kwity zostajemy wypuszczeni z granicy. Udaje nam się ujechać 50 metrów i zostajemy napadnięci przez naganiaczy oferujących podobno obowiązkowe ubezpieczenie pojazdu na terytorium Armenii. Bardzo różnie pisze się o konieczności wykupienia tego ubezpieczenia. Jedni podają, że trzeba inni, że to wyłudzenie pieniędzy. Ponieważ zielona karta w Armenii nie obowiązuje decydujemy się na zainwestowanie około 17 euro w to ubezpieczenie. Wypisanie kwitów trwa dobrą godzinę, a potrzebne do tego są wszelkiej maści papiery. Paszport, dowód rejestracyjny, prawo jazdy, deklaracja z granicy. Tak z 15 minut które miało trwać przekraczanie granicy zrobiło się ponad trzy godziny. Jesteśmy w Armenii na wysokości około 600 m.n.p.m. i wsiadamy na kolejkę górską. Ruszamy, ale jest już ciemno. Zaraz za granicą tankujemy się do pełna i postanawiamy znaleźć coś do jedzenia. Jedziemy główną drogą i po kilku kilometrach widzimy na dużym domu szyld hotel restaurant. Zatrzymujemy się, a gospodarz obiektu zaprasza na kolację. Ciekawie wyglądają sale restauracyjne w Armenii. Jest to kilka niedużych pokoi, w każdym jest stół z krzesłami i każdy taki pokój jest zamykany drzwiami, aby biesiadnicy nie byli widoczni dla pozostałych gości. Jemy chyba najsmaczniejszy posiłek przez cały pobyt w Armenii. Pyszne szaszłyki wieprzowe, doskonały ser i kabaczki na ciepło, a to wszystko wyjątkowo nie było posypane przyprawą smakującą jak kolendra, która jest tu używana do wszystkiego i która zabija smak wszystkiego. Jedynie piwo odstawało od reszty. Koszt takiej kolacji to około 100 – 110 złotych na trzy osoby jeśli nie będziecie oszukani, ale o tym napiszę przy innej okazji. Oceniliśmy nasze dzisiejsze dokonania i pozostała jeszcze kwestia noclegu. Hotel był niedokończony i właściciel pozwolił nam rozbić namioty na podwórku. Szybko się rozbijamy, jest już grubo po północy i jak dzieci idziemy spać. Miejsce mało ciekawe na biwak ale bezpieczne. Niestety do Armenii startują tylko ci w czerwonych koszulkach A to już Armenia Tak wyglądają sale w restauracjach
Ostatnio zmieniony przez maq 24.09.2015 23:07, edytowano w sumie 17 razy
Literówki
|
|
|
|
Bedyś
Rejestracja: 07.09.2011 13:50 Posty: 61
Quad: Brutek 750i
|
Wysłany: 27.09.2015 18:00
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Arkadio bardzo bardzo żałuję i obiecuję poprawę . Moja wina Moja wina........ Pisz szybciutko resztę .....piszzzzz
|
|
|
|
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 19.10.2015 15:03
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Ostatnio zmieniony przez ARKADIO 19.10.2015 15:03, edytowano w sumie 7 razy
|
|
|
|
manciod
Rejestracja: 21.09.2011 23:30 Posty: 480 Miejscowość: Mysłowice
Imię: MarioIII
Quad: Outlander 500L G2, Kymco 150 MXU
Poprzednie quady: Honda Rancher TRX 350 ES, Polaris Sportsman 800 EFI,
|
Wysłany: 21.10.2015 12:02
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Arkadio pisz pisz co dalej..????
_________________ MARIO III
http://facebook.com/marioIIIPL
https://www.youtube.com/playlist?list=P ... BvdlUyJvmD
|
|
|
|
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 30.10.2015 07:02
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Ostatnio zmieniony przez ARKADIO 30.10.2015 07:02, edytowano w sumie 5 razy
|
|
|
|
sylwester17
Rejestracja: 05.10.2014 10:12 Posty: 139 Miejscowość: Danmark / Zachodniopomorskie
Imię: Sylwester
Quad: Yamaha Grizzly 700. 2014r.
Poprzednie quady: Yamaha Big Bear400. 2007r.
|
Wysłany: 30.10.2015 07:40
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Piekna wycieczka pozdrawiam.
|
|
|
|
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 17.11.2015 10:00
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Dzień 2 Wcześnie rano wstajemy zwijamy namioty i jemy śniadanie u naszych gospodarzy w lokalu. Koszt śniadania to wcale nie mało około 70 złotych. Wszystkie ceny podaję na trzy osoby. Ponieważ nie mamy ściśle określonego celu a tylko miejsca o których przeczytaliśmy wcześniej w przewodnikach a które chcielibyśmy zobaczyć oglądamy mapy i decydujemy gdzie mamy jechać. Startujemy z Shnohg i jedziemy w kierunku Alaverdi. Oczywiście wszyscy miejscowi pokazują nam asfalt jako jedyną możliwą drogę do tego miasta. Przecinamy tylko drogę asfaltową i jedziemy w kierunku wsi Teghut. Po kilku kilometrach trafiamy na zamkniętą zonę z umundurowanymi strażnikami. Oczywiście drogi dalej nie ma i nie było. Pokazujemy nasze elektroniczne mapy gdzie szlak dalej jednak jest. W końcu pokazują , że jednak coś jest i miejsce gdzie na niego wjechać. W końcu wjeżdżamy w góry. Pniemy się krętą szutrową drogą do góry i wyjeżdżamy po za granicę lasu na piękne połoniny i gnamy nimi ile fabryka dała. Ta część Armenii to takie nasze Bieszczady tylko trochę wyżej położone. Jedziemy na wysokości 1300-1500 mnp. Widoki fantastyczne jazda jeszcze lepsza. Po kilkudziesięciu km zjeżdżamy znowu w dół na główną drogę pod Alaverdii i za miastem skręcamy na zachód. Tu niespodzianka. Nigdy jakoś nie przywiązywałem wielkiej uwagi do poziomic na mapie. Równolegle do głównej drogi była inna trasa którą postanowiliśmy pojechać. Jakie było nasze zdziwienie jak okazało się, że do niej trzeba się dostać stromymi serpentynami ponieważ jest kilkaset metrów wyżej. Droga jest na pięknym płaskowyżu z pięknymi widokami w dolinę. Robimy parę fotek i śmigamy w kierunku Stepanavan. Droga jest fajną ubitą szutrówą gdzie można odkręcić na maxa ( gdyby nie jechało się za Irkiem ). Jedynym mankamentem jest kurz. Przejeżdżamy przez miasto , które jest nieciekawe postsowieckie , szare. Zaraz za miastem znajdujemy drogę wzdłuż potoku górskiego , którą jedziemy kilka km. Niestety w pewnym momencie ślad się kończy i jest tylko stromo w górę. Przez pół godziny szukamy drogi na górę , widzimy domy wsi w której powinniśmy wyjechać. Nic z tego musimy wrócić. Dojeżdżamy do głównej drogi szutrowej i jedziemy dalej nią na zachód. Za kolejną mijaną wsią kończy się szutrowa droga i pniemy się wyżej w góry po szlakach pasterskich. Tak jedziemy kilkanaście km mijając z daleka kilka jurt pasterskich. Szlak w pewnym momencie kończy się właśnie koło takiej jurty , która ma nawet budynek z kamieni a z niego wychodzi kilku mężczyzn. Oczywiście szybko pokazują nam szlak, którym dojedziemy do głównej drogi i zapraszają na poczęstunek. Wymawiamy się ale już sztagana wypić musimy. Idziemy do zagrody siadamy przy stole ale oczywiście sztagan był tylko pretekstem do zwabienia nas do stołu. Kobiety szybko stawiają na stole smakołyki ( sery, pomidory, ogórki, miód, kabaczki i mięso ) wszystko „domaszne” czyli domowe i to słowo będziemy w Armenii słyszeć bardzo często. Na stole było coś jeszcze śmietana – najlepsza śmietana jaką w życiu jadłem. Puri (chleb) maczany w tej śmietanie – wyborne!!!! Oczywiście zapraszają nas na nocleg i ciężko nam odmówić bo ludzie nieprawdopodobnie życzliwi i szczerzy mimo bardzo trudnych warunków i wręcz ubóstwa, żyjący w zgodzie za światem i przyrodą która ich otaczała. Mimo, że to ludzie bez wykształcenia to mądrzy doświadczeniem życiowym nie skażeni nienawiścią do innych . Pobyt w tym miejscu był wielką przyjemnością może to dziwne ale przyjemnością intelektualną. Niestety jest jeszcze wcześnie i z obopólnym żalem postanawiamy jechać dalej. Po około 25 km jadąc szlakiem na wysokości około 2000 mnp i przejeżdżając przez kilka potoków dojeżdżamy do głównej drogi (żółtej na mapie ), która również była szutrowa. Gnamy na zachód w kierunku naszego dzisiejszego celu czyli Parku Narodowego Arpi Lich i jeziora Arpi. W mijanej małej miejscowości wchodzimy do sklepu zrobić małe zakupy a wita nas kobieta czarownica. Biały rozwiany włos, wąs pod nosem ale bardzo sympatyczna fanatyczka religijna. W sklepie ołtarzyk z Chrystusem wokół niego porozrzucane jakieś ziele klimat nie z tej epoki a gospodyni zaczyna wymachiwać nad nami rękami odczyniając jakieś czary. Robimy drobne zakupy i żegnani krzyżem i obietnicami modlitw za nas odjeżdżamy. Dość szybko docieramy do jeziora wjeżdżamy na wielką połoninę przy samy jeziorze. Jezioro nie robi na nas większego wrażenia , brzegi z czarnego błota uniemożliwiające dojechanie czy dojście do wody ale położenie wśród zielono – żółtych gór pozostanie w naszej pamięci. Postanawiamy rozbić namioty ale nagle pojawia się auto terenowe z którego wysiada dwóch gości. Jak się okazuje jeden z nich to dyrektor parku narodowego. Po krótkim powitaniu grzecznie acz stanowczo zabrania nam rozbijania namiotów na terenie parku i mówi, że jego pracownicy pokażą nam miejsce gdzie będziemy mogli się rozbić. Jedziemy za nim do siedziby parku a potem drogę pokazuje nam dwóch ludzi jadących konno. Ładne miejsce nad jeziorem do którego i tak nie można się zbliżyć z powodu bardzo grząskiego brzegu. Rozbijamy namiociki wyciągamy butelkę zakupioną u „ czarownicy” i zagryzając suchą krakowską rozmawiamy do późna podziwiając niesamowite niebo. Śpimy na wysokości 2100 mnp. -- dodano 17.11.2015 10:57 ---- dodano 17.11.2015 11:00 --
Ostatnio zmieniony przez ARKADIO 17.11.2015 10:00, edytowano w sumie 2 razy
|
|
|
|
manciod
Rejestracja: 21.09.2011 23:30 Posty: 480 Miejscowość: Mysłowice
Imię: MarioIII
Quad: Outlander 500L G2, Kymco 150 MXU
Poprzednie quady: Honda Rancher TRX 350 ES, Polaris Sportsman 800 EFI,
|
Wysłany: 17.11.2015 12:08
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
pięknie pięknie dawaj dawaj, dalej z opowieścią
_________________ MARIO III
http://facebook.com/marioIIIPL
https://www.youtube.com/playlist?list=P ... BvdlUyJvmD
|
|
|
|
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 17.11.2015 17:31
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
Ostatnio zmieniony przez ARKADIO 17.11.2015 17:31, edytowano w sumie 2 razy
|
|
|
|
Bedyś
Rejestracja: 07.09.2011 13:50 Posty: 61
Quad: Brutek 750i
|
Wysłany: 17.11.2015 19:16
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
A DLACZEGO MNIE NIE MA NA ZDJĘCIACH !!!!!!
|
|
|
|
ARKADIO
Rejestracja: 01.10.2009 07:43 Posty: 279
Quad: KQ 750
|
Wysłany: 04.12.2015 11:13
Re: Armenia 2015 - 9 dni na kolejce górskiej
-- dodano 18.11.2015 08:07 ---- dodano 18.11.2015 08:18 ---- dodano 18.11.2015 08:28 ---- dodano 18.11.2015 08:34 ---- dodano 18.11.2015 08:38 ---- dodano 18.11.2015 10:08 --Nasz biwak w parku narodowym -- dodano 18.11.2015 10:15 --Bedysiu kochanie nie ma cię na własne życzenie -- dodano 21.11.2015 05:25 --Dzień 3 Rano wstajemy szybkie śniadanko , kawka i o 9,30 siedzimy na quadach. Postanawiamy jechać na południe i dotrzeć do wodospadu Trchkan. Na początku jedziemy asfaltowo-szutrową drogą mijając pola uprawne po obu stronach. Po kilkunastu kilometrach zjeżdżamy z drogi i wjeżdżamy w góry. Jedziemy po ścieżkach pasterskich i bardzo słabo widocznych szlakach. Pniemy się znowu do góry. Dojeżdżamy do miejscowości Kakavasar i tam gubimy drogę. Już chcemy wracać ale zobaczyliśmy Ładę Nive zjeżdżającą z gór. Po ledwo widocznym śladzie pnąc się na początku mocno do góry wjeżdżamy na 2300 npm i zjeżdżamy ostro w dół do miejscowości Shirakamut. Szukamy stacji paliwowej bo jedziemy na oparach. Tankujemy do pełna i znajdujemy drogę do wodospadu. Piękna szutrowa droga pnie się w górę. Widoki super . Robimy sobie parę zdjęć i grzejemy ostro w górę. Już z daleka wodospad jest widoczny. Można podjechać pod samą wodę. Są nawet ławeczki i stolik, więc robimy sobie ucztę z naszych pancerników turystycznych, kawka , herbatka pełen wypas. Wodospad piękny woda czysta i zimna a my nie kąpani od kilu dni. Bierzemy prysznic pod wodospadem i zjeżdżamy z powrotem w dół, bo czas goni jest już koło 14. To jedyna droga. Całość tego sielankowego krajobrazu psują niestety śmieci które są składowane z boku. Jedziemy na południe drogą szutrową prowadzącą do jednej z głównej dróg Armenii prowadzącej do Yerewania. Chcemy dotrzeć dzisiaj do starego sowieckiego obserwatorium astronomicznego leżącego na wysokości 3200 mnp. Tak nam świetnie idzie , aż tu nagle Jarek który prowadzi i nawiguje oznajmia przez interkom, że wyrzuciło mu wodę z quada. Stajemy uzupełniamy wodę i stwierdzamy ,iż chyba nie załączył się wentylator. Wyskakujemy na główną drogę i znowu stajemy ponieważ awaria w Jarka maszynie się powtórzyła. Stajemy na poboczu wyjmujemy narzędzia i demontujemy termostat, uzupełniamy wodę ale niestety po kilku kilometrach problem się powtórzył. Jesteśmy mocno zdenerwowani ponieważ to dopiero trzeci dzień a nasza zabawa może się skończyć. Ponieważ to Can Am xmr z chłodnicą wywaloną do góry wpadam na pomysł aby postawić ją pionowo do góry i tak robimy. Jedziemy dalej z duszą na ramieniu ale ku naszej wielkiej radości quad jedzie a temperatura jest w normie. Kupujemy jeszcze 5 metrów grubego przewodu aby w razie potrzeby podłączyć wentylator na krótko ale już więcej problem się nie pojawił. Niestety z powodu awarii zeszło strasznie dużo czasu i musimy zweryfikować nasze palny. Postanawiamy zjechać tylko z głównej drogi i poszukać miejsca do rozbicia namiotów bo wysokość nie jest jeszcze tak duża i nie będzie w nocy zimno. Zjeżdżamy na drogę szutrową i pędzimy szybko mijając po drodze Ladę Nivę. Zjeżdżamy na ładną polankę osłoniętą od drogi kilkoma drzewami . Jeszcze nie zdążyliśmy zejść z quadów a już Lada była na naszej łące. Mężczyzna , który wysiadł z auta po przywitaniu i dopytaniu się skąd jesteśmy nazwał nas swoimi braćmi i kazał synowi wyjąć butelkę, kiełbasę i co tam jeszcze mieli w bagażniku. Mimo naszych protestów musieliśmy wypić za nasze braterstwo. W aucie była jeszcze jego żona i kilkuletnia dziewczynka. Po wypiciu dwóch sztaganów nasz nowy brat zaczął nalegać abyśmy odwiedzili go w jego domu. Byliśmy zmęczeni ale i tak nie dało się mu odmówić. Do jego domu było około około 20km. Jedziemy za jego Ladą najpierw szeroką drogą szutrową, potem wąską drogą szutrową, potem drogą kamienistą, a potem zrobiło się zupełnie ciemno i nie jechaliśmy już żadną drogą. Zorientowałem się, że jedziemy do jurty i tak rzeczywiście było bo o przybyciu na miejsce poinformowała nas wybiegająca sfora psów pasterskich. Byliśmy na miejscy w domu naszego nowego przyjaciela, który składał się z dużego namiotu, około 3 metrowego wozu „dżymały” na kołach i zagrody pełnej baranów. Nie ma prądu, wody , toalety, niczego a namiot oświetla jedna lampa naftowa. Wchodzimy do namiotu w którym jest 78 letnia mama naszego gospodarza, są trzy łóżka, na środku metalowy piec, dwie ławy i stół. Do jednego z łóżek za nogi przywiązane są dwie kilkudniowe owieczki. Całość tego skromnego miejsca uzupełniają dwie szafki, bańki na wodę i butla z gazem. Siadamy za stołem a żona naszego przyjaciela zaraz przygotowuje posiłek. Do namiotu przychodzi Jarek , oznajmiając , że właśnie w zagrodzie jest wybierany baran na naszą dzisiejszą kolację. Po chwili do namiotu wchodzi znajomy naszego Ormianina ciągnąc za nogę barana i pyta się nas czy ten będzie nam odpowiadał. Protestujemy przeciwko zabiciu zwierzęcia ale to nic nie daje. Nie mija nawet godzina a gospodyni wkłada pocięte kawałki mięsa do garnka. Jeszcze godzina i baran ląduje na naszych talerzach. Mięso jest bardzo smaczne. Przy rozmowie czas nam szybko mija. Słuchamy jak wygląda ich życie na tym pustkowiu. Dowiadujemy się, że takie zwierzę które właśnie konsumowaliśmy kosztuje około 100 dolarów a więc na naszą cześć rodzina ta poniosła spory wydatek. Jesteśmy wręcz zażenowani gościnnością naszych gospodarzy. Oczywiście przy stole siedzą tylko dorośli mężczyźni. Żona jest z boku nie uczestniczy w rozmowie choć mamy wrażenie , że lepiej zna i rozumie rosyjski od jej męża. Również dorastający synowie nie uczestniczą w biesiadzie, ale zauważamy, że wszystkie prośby ojca są natychmiast spełniane. Nie ma u nich sława „zaraz” tak chętnie używanego przez nasze dzieci. Rodziny w Armenii są mocno patriarchalne i to widać na każdym kroku. Zastanawiamy się gdzie będziemy spali. W namiocie tylko trzy łóżka a swoich namiotów nie bardzo jest gdzie rozłożyć. Jesteśmy na wysokości 2800 npm i robi się bardzo zimno. Jednak nasi gospodarze zbierają się do wyjścia pokazując nam własne łóżka jako miejsce naszego spoczynku. Kładziemy nasze śpiwory na ich pościel i idziemy spać. Jarek śpi w towarzystwie dwóch owieczek, które o 6 rano okazały się bardzo skutecznym budzikiem, którego nie można było wyłączyć. Gdzie spała cała rodzina naszych gospodarzy nie wiemy. -- dodano 21.11.2015 06:04 --Czy nie pięknie?!!!! -- dodano 21.11.2015 06:12 --Duży prysznic -- dodano 21.11.2015 06:21 --Trochę zimny -- dodano 21.11.2015 06:30 --Nasz brat -- dodano 21.11.2015 06:48 --A to nasza kolacja -- dodano 21.11.2015 08:02 ---- dodano 21.11.2015 08:09 --Nasi gospodarze -- dodano 21.11.2015 08:17 --Nie mają w tych na namiotach jeszcze czegoś?? ZEGARKÓW!!!!!!!!! -- dodano 21.11.2015 08:26 --Jaro przywiązał budzik do łózka żeby być pewny, że się rano obudzi -- dodano 21.11.2015 08:37 --Kiedyś my Polacy byliśmy znani z gościnności niestety niewiele jej w nas zostało Miejsce skromne wręcz ubogie ale serca naszych gospodarzy wielkie i bogate -- dodano 21.11.2015 09:47 --Chociaż w ten sposób mogliśmy podziękować za gościnę bo o pieniądzach nie mogło być mowy -- dodano 21.11.2015 10:00 --To dzięki tym ludziom znowu dotknęło nas to coś, coś co zostanie w nas do końca naszych dni -- dodano 04.12.2015 10:58 --Skutecznie obudzeni przez owieczki wstajemy bardzo wcześnie. Jest zimno temperatura w nocy spadła grubo poniżej 10 stopni. Nasi gospodarze już dawno w pracy zdążyli oporządzić zwierzęta. Pni domu zaprasza na śniadanie ale bardzo dziękujemy, wypijamy tylko kawę. Dziękujemy również za resztę barana , który został z wczorajszej kolacji , a którego usilnie chcieli nam zapakować na drogę ale od wzięcia sera już nam się nie udało wybronić. Robimy pamiątkowe zdjęcia i żegnani odjeżdżamy. Jedziemy w kierunku obserwatorium. Gdyby nie ślad z gps to nie wiem czy potrafilibyśmy trafić z powrotem na drogę. Dość szybko asfaltową drogą dojeżdżamy do obserwatorium. To kompleks po radzieckich budynków na wysokości 3200 mnp położonych przy malowniczym jeziorku. Cieszymy się bo jest tam również hotel z restauracją. Niestety przez tą godzinę , którą tam spędziliśmy nie zauważyliśmy żadnej obsługi tego lokalu. Chwilę pogawędziliśmy z dwoma Rosjanami zjedliśmy po turystycznej i w drogę do Yerewania. Dość szybko jesteśmy w stolicy, która leży na wysokości około 1000-1100 npm. Znów jesteśmy na dole bardzo szybko zjechaliśmy ponad 2000m. Miasto jak miasto , korki ale czysto i dość porządnie. Jedziemy do centrum na Plac Republiki siadamy w jednej z licznych kafejek przy fontannach i czekamy na kogoś kto ma odebrać paczkę z lekami , którą dał nam znajomy Ormianin z Polski. Stolica nie robi na nas wrażenia to po prostu kolejne duże miasto , które widzieliśmy i gdyby nie konieczność przekazania leków byłaby stratą czasu. Jeden plus! Wiele atrakcyjnych , zadbanych kobiet!. Szybko wyjeżdżamy z miasta na południe bo naszym dzisiejszym celem jest zobaczenie świętej dla Ormian góry Ararat leżącej w Turcji 30 km od granicy z Armenią. Jest ona symbolem Armenii, znajduje się na godle tego kraju a jej imieniem jest nazwane prawie wszystko. Można palić papierosy Ararat, pić piwo Ararat, lać w siebie wódkę, koniaki, lemoniadę Ararat itp. Ararat to najczęściej spotykana nazwa w Armenii. Jedziemy do miejscowości Pokr Vedi gdzie znajduje się monastyr Chor Wirap bardzo często odwiedzane miejsce przez Ormian. Leży ono na wzgórzu wśród pastwisk i pól uprawnych przy samej granicy z Turcją i z tego miejsca jest podobno najlepszy widok na górę na któryej osiadła po potopie Arka Noego. Granicę stanowi metalowa siatka zwieńczona drutem kolczastym. Zwiedzamy monastyr robimy kilka pamiątkowych zdjęć. Przez chwilę gawędzimy z obsługą parkingu i jedziemy dalej skręcając na zachód w kierunku miejscowości Vedi. Postanawiamy dzisiaj zażyć luksusu i znaleźć jakiś hotel z prysznicem. Niestety nie jest to w Armenii łatwa spawa. W końcu przy drodze jest fajny motel, z podwórkiem gdzie możemy bezpiecznie zostawić nasze quady a fajny znaczy to, że w miarę czysto a w łazience jest prysznic z którego ledwo leci letnia woda za to nie ma deski na muszli klozetowej. We wszystkich hotelach w których nocowaliśmy w Armenii miałem wrażenie , że nie jestem pierwszym użytkownikiem pościeli w której spaliśmy. Za około 100 złotych wynajmujemy 3 osobowy pokój. Obsługa obiecuje dobrą kolację więc czego nam więcej trzeba. Szybka kąpiel i jesteśmy na bankiecie. Za nocleg bardzo dobrą i obfitą kolację z trunkami płacimy około 280 złotych. Piszę o cenach ponieważ są one w Armenii mocno umowne a sprzedawcy słysząc obcą mowę mocno podnoszą ceny. W tym miejscu nie zostaliśmy oszukani i zapłaciliśmy raczej normalne pieniądze. Jest piękna ciepła noc więc siedzimy długo i dzielimy się wrażeniami z podróży. Niestety okolice Yerewania są mocno uprzemysłowione, z dużą ilością pól uprawnych i dzisiaj prawie cały dzień jechaliśmy asfaltami bo nie było innej możliwości. -- dodano 04.12.2015 11:15 --Stare postsowieckie obserwatorium w wierzcie mi jest co oglądać w nocy. Wysokość 3200 npm. -- dodano 04.12.2015 11:27 ---- dodano 04.12.2015 11:34 ---- dodano 04.12.2015 12:00 ---- dodano 04.12.2015 12:13 --Kolejny zabytek armeński czyli co? Monastyr!!!!!
Ostatnio zmieniony przez ARKADIO 04.12.2015 11:13, edytowano w sumie 26 razy
|
|
|
|
Kto jest na forum |
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości |
|
Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum Nie możesz edytować swoich postów na tym forum Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum Nie możesz dodawać załączników na tym forum
|
|
|