Czesc.
Wlasnie wrocilem z turystycznego wyjazdu do Kietlic , gdzie wybralismy się na zaproszenie Shayby na jego wyscig lodowy
trasa do zrobienia to "jedynie" 120 km po drogach polnych i lesnych duktach, jak się pozniej okazalo w wielu miejscach praktycznie nieprzejezdna
z olsztyna bylo dwoch uczestnikow ja i Buziaczek - wiadomo twardziele z olsztyna, do wyjazdu dolaczyl również jedyny twardziel z ostrody, Łukasz ( Kołecki z forum ), w Olsztynie dołączyli do nas kolejni twardzi jezdzcy Andrzej i Lizak z Prabut - oni już o 6 rano wyruszyli z Prabut aby dalszą częśc trasy pokonac z nami
w ten o to sposob mielismy smietanke olsztynskiej, ostrodzkiej i prabudzkiej braci quadowej w jednej wyprawie po mazurskich bezdrozach
start przewidziany na 9 rano grubo się przedluzyl, musielismy poczekac trochę na ekipe z Prabut - oni już lizneli ciezkiej trasy ale najgorsze dopiero czekalo
od rana napierdzielal deszczyk - niby taki delikatny ale... niesamowicie wyczerpujacy
udaje się nam wyruszyc - o ile poczatek trasy byl calkiem lajtowy tak już po chwili w lesie napotykamy wiele przeszkod, bobry urzadzily sobie poligon na jednej z dolinek i musielismy objezdzac pobojowisko, pierwszy ruszylem ledwo przejechalem z pomoca trzech kolegow, po obu stronach wielkie rozlewiska, Lizak wbija się w row Polarisem 850 XP i slychac tylko ciezki zgrzyt lamanego zelaza - cos strzelilo, Buziak wyciaga go do tylu na droge, ku naszemu zdziwieniu w polarisie Lizaka polamal się przegub, usterka nie do naprawienia w terenie, w miedzy czasie Kołecki przebił się po lodzie na moja strone ryzykujac zatopienie maszyny
Lizak szybko wyciaga narzedzia, stawiamy quada na boku i wycigamy z niego polos napedowa, deszcz caly czas grubo daje jest coraz gorzej, ostatecznie po wyciganieciu polosi Lizak decyduje się jechac dalej bez przedniego napędu, już wiemy ze będzie ciezko
pakujemy się na quady i dalej ogien, mamy już 2 godziny do tylu, jest srodek dnia a za nami dopiero 30 km
bijemy lesnymi drogami i po bezdrozach skutecznie omijajac wszystkie miasteczka i wioski, trochę bladzimy w kilku miejscach, dojezdzamy do niewielkiego lasu niedaleko kolna, las zmasakrowany przez ciezki Sprzęt w sluzbie lesnej, jest bardzo ciezko, wszedzie lekko zamarzniete koleiny, jak tylko nas lapia lod peka predkosc praktycznie spada do zerowej a i w wielu miejscach trzeba się przeprawiac z uzyciem Wyciągarki elektrycznej - Lizak ma coraz ciezej, z niepelnym napędem grubo wstawia maszynie po kolejnych kilku km z jego sprzetu wydobywaja się tumany dymu, zatrzymujemy się aby zdiagnozowac spalony pasek napedowy, mamy drugi na wymiane jednak zaczyna się robic ciemno a deszcz stale pada, stoimi po srodku niczego, Andrzej bierze kolege na hol i wyciagamy popsuta maszynę do najblizszego asfaltu niedaleko reszla
wzywamy pomoc z laweta, chlopaki z prabut odpuszczaja dalasza jazde
wszyscy jestesmy wykonczeni a to ledwo polowa drogi, w butach bagno, rekawice gnuj, przeciwdeszczowki zaczynaja już puszczac wode
Ja buziaczek i Kołecki cisniemy expresem asfaltem na obiad do reszla, malo tego bo wszystkim już się konczy paliwo, zapasy wyczerpane już dawno, quady pala dwa razy wiecej ponieważ kola wykonuja podwojny przebieg stale się slizgajac w blocie, sniegu lub wodzie
W reszlu po zjedzeniu pizzy mamy lekkiego dola, zrobilo się już ciemno deszcz jak padal tak teraz leje a przed nami jeszcze drugie tyle drogi
jednak podkrecamy grzane manetki na maxa i postanawiamy cisnac dalej - tak czy inaczej dojedziemy
trasa robi się bardzo trudna, wszedzie plyna potoki wody, nie wiadomo skąd i jak, wiele dróg jest nieprzejzdnych ponieważ woda wyrywala metrowe rowy, musimy wiele razy objezdzac teren czasem po jakims zaoranym polu, bloto sypie do gory skutecznie zalepiajac gogle ktore i tak sa wiecznie zaparowane, kołeckiego to już w ogóle spod blota nie widac bo blotniki w sprzecie ma bardzo ubogie
za gierloza wjezdzamy na nasyp kolejowy i jakies 20 km robimy po nieuzywanym torowisku - to jedyna mozliwa droga, wszedzie po brzegach bagna ktore przy tych roztopach przeobrazaja się w male jeziorka
dojezdzamy na miejsce gdzie cieplo witaja nas uczestnicy rajdu - rownie dobrze wykonczeni jak my bo w nocy z piatku na sobote robili trase rajdu a w sobote w dzien mieli wyscig po zamarznietym jeziorze mamry - my niestety nie zdazylismy na czas dojechac
noc spedzamy na wspolnej biesiadzie
z rana wstalismy najszybciej, szybkie sniadanie pakowanko, porzegnanie z chlopakami którzy z lekka zazdroscia lub politowaniem patrza jak zbieramy się do wyjazdu - przed nami kolejny dzien wielogodzinnej przeprawy
oczywiscie ubieramy się w nasze wczorajsze ubranka ktore nie do konca wyschly a mokre mielismy nawet majtki
ruszamy... już po chwili czeka nas ciekawy widok bo woda przerwala polna droge i musielismy się przeprawiac, lecimy wzdluz jeziora mamry, pogoda dzis wydaje się być przyjemniejsza chociaz mocno wieeje, jak odjechalismy trochę w glab "lądu" wiatr ustal i nawet mielismy przeblyski sloneczka - jednak trasa dalej plynie woda, pola to jedno wielkie bagno a bagna ktore na nas czekaly po drodze przeobrazily się w rwace potoki, w wielu miejsach wody na drodze jest tak duzo ze musimy objezdzac bokami aby nie utopic quada, buziaczek skutecznie nabral w jednym miejscu wody w buty my nie chcielismy popelnic tego samego bledu
tankowanie w mragowie i szybki hot dog, fajka i rura w dalsza trase, tu byl maly problem bo zboczylismy mocno z trasy i trzeba bylo imporwizowac ale jak wiadomo improwizacja jest najciekawsza i tym razem również nikt nie byl zawiedziony
poznym popoludniem morale już mocno podupadly, szczegolnie biorac fakt ze w jednym lesie robilismy 6 km odcinek okolo poltorej godziny - praktycznie caly czas przeprawa, na szczescie udalo nam się wrocic na wyrysowany szlak i od tego momentu dom szybko się zblizal
wyjazd moi drodzy bardzo ciezki, w takich roztopowych warunkach byle droga już jest przeprawa a tam gdzie nie ma drogi pozostaje ciezki teren i czesto wciaganie się na wyciagarce
pomimo tego wszystkiego wyjazd byl bardz ale to bardzo ciekawy, bardzo ciezki i z odrobina humoru
dziekuje moim towarzyszom za wspaniale towarzystwo ale i czesto pomoc w terenie
powiem tylko - macie jaja chlopaki i do nastepnego wyjazdu!
ps. ogolnie na licznikach w quadach przybylo 350 km, wg. nawigacji , w tamta strone 129 km w 9 godzin i powrotny 141 km w 7 godzin
pozdrowionka dla wszystkich