Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Chłopaki znów na Siemiatycze a ja do Warki 03.09.2012
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 20.04.2024 07:07

Regulamin forum


REGULAMIN DZIAŁU "MOJE QUADOWE PODRÓŻE"

1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów.
2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane.
3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację.

Kodeks quadowca ATV Polska

Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.

1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy.
2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom.
3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne.
4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych.
5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny.
6. Używamy cichych układów wydechowych.
7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami.
8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc.
9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew.
10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi.
11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych.
12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy.
13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo.
14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom.
15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw.
16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO.
17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt!
18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik.
19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to.
20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne.

Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu.

Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.



Odpowiedz  [ 1 post ] 
Chłopaki znów na Siemiatycze a ja do Warki 03.09.2012 
Autor Wiadomość
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 18.07.2013 12:38 
Chłopaki znów na Siemiatycze a ja do Warki 03.09.2012
03.09.2012

Chłopaki się wybrały na kawał porządnej jazdy... posiedziałem trochę nad trackami dla nich, żeby poprawić to, co poprzednio mi nie wyszło i trzeba było prosić gospodarzy, żeby między kurami po podwórkach przejechać... Takie sytuacje się zdarzają, jednak zawsze wtedy zawracamy i szukamy innego legalnego przejazdu. Przedzieranie się 'na dziko' jest niekorzystne nie tylko z powodu ryzyka naruszenia zasad i otrzymania za to zasłużonej kary, ale również dlatego, że w końcu i tak pewnie trzeba będzie zawrócić. Tylko przejazd publiczny gdzieś nas może doprowadzić, a droga ślepa, jest zwyczajnie ślepa i nie ma co oczekiwać, że gdzieś się nią dojedzie. Profesjonalnie przygotowana wyprawa nie może prowadzić przez tereny niedozwolone, bo utknie i nikt nigdzie nie dotrze. Powstały dwie trasy do Zabuża, 201 i 184 kilometry. Oczywiście nie mogłem jechać z wiadomych względów, jednak postanowiłem, że udam się w teren na 2 (wyszło 4) godziny w sobotę i 3 (wyszło 6) w niedzielę.
Pierwszego dnia, po dwunastej, obrałem kierunek za Wisłę, trasą prowadzącą do Zabuża. Od Baniochy goniłem po śladach zaQuadu, który wcześnie rano przemykał polnymi drogami. Ostatni jechał prawdopodobnie Krzysiek na swoim szerokim Kingu. Pozostałe rozstawy kół wyglądały przy tym dosyć groteskowo. Za cel podróży obrałem sobie miejscowość Lasek, koło Celestynowa. Po drodze weryfikowałem też przy okazji zmiany wprowadzone do tracka i starałem się określić optymalny profil trasy. W moim odczuciu, na dalekie wyjazdy najrozsądniejsze są szutry, bo mało trzęsie, z małą przeprawą przez jakąś rzeczkę, bo Ci którzy przejechali mogą odsapnąć, no i coś się dzieje.
Okazało się, że po godzinie od mojego startu, chłopaki już byli na miejscu. Trasa miała średnią długość, na około sześć godzin ciągłej jazdy od Góry Kalwarii, ale wyjechali świtem, to i wcześnie dotarli do celu. Dostałem nawet zdjęcie, jak to ich przywitano w hotelu http://www.zabuzedwor.pl/, który myślę, że można wszystkim polecić. Świetne miejsce!

Image

Dotarłem gdzie chciałem, ale obudziłem tylko w sobie głód i chciałem jeszcze... Tego dnia wieczorem usiadłem do komputera... google maps, mapy geoportal, Garmin base camp i przed północą miałem gotową trasę na kolejne 150 km.
W niedzielę od samego rana myślami byłem już w siodle i tylko czekałem na upragnioną dwunastą (bo synek wtedy chodzi spać). Chłopaki dali jeszcze znać około dziewiątej, że startują z powrotem. Przyszło mi do głowy, że może się spotkamy nawet, jak dojadą na nasze tereny.
Przed założeniem 'ciuchów' sprawdziłem, czy wszystko w gadzinie w porządku, napompowałem dwa koła i... chiński wężyk gumowy od pompki pękł... Ubrałem się zatem i pognałem do Auchan po kompresor (też chiński) i paliwo.
Z nosem przyklejonym do nawigacji w telefonie wzbijałem za sobą ogromne tumany kurzu. Obraz w lusterkach mojego quada był jak w filmie "Góra Dantego", kiedy popioły wulkaniczne gonią Bonda uciekającego autem do dziury w kopalni. 'Jednoznacznie, bez najmniejszych wątpliwości, drużyna z pewnością nie ma lekko' - pomyślałem. Na dystansie dwustu kilometrów kurz zostawi na nich po sobie pewnie nawet tatuaże. Mój wyjazd miał dodatkowy cel. Weryfikację tego, co pokazują mapy satelitarne oraz uczenie się tworzenia rozsądnych szlaków. Przy okazji postanowiłem, że tym razem przejadę przez rzeczkę, która jeszcze za czasów braku wyciągarki mnie odstraszyła. Woda przykryła wtedy przednie światła i dalej było w dół. Jechałem z nastawieniem, że tym razem ją pokonam! Okazało się, że woda opadła i teraz, to strumyk o szerokości 1 metra i 20 cm głębokości.
Moja trasa biegła od Zalesia, wzdłuż torów kolejowych do Warki. Z powrotem przez Piaseczno (też tam takie mają), do Góry Kalwarii, gdzie była szansa się spotkać z powracającą ekipą.
Po drodze jest skrzyżowanie torów kolejowych o średnicy pewnie kilometra, które trzeba objechać. Kiedy poprzedniego dnia wieczorem wrzucałem nową trasę do telefonu z nawigacją, to zaznaczyłem do wyświetlania również inne posiadane szlaki... nie wiedzieć czemu... Z tego powodu, właśnie na wysokości skrzyżowania torowisk, straciłem z pół godziny i kilkanaście kilometrów (większość po asfalcie). Pojechałem po prostu inną trasą.
Szybko wróciłem jednak na szlak i pognałem dalej. Od miejscowości Czarny Las, którą odwiedziłem w wyniku pomyłki, wzdłuż kanału 'Czarna' leciałem nad szutrem z manetką wciśniętą prawie do oporu przez blisko pięć kilometrów. Bardzo lubię takie momenty, kiedy jest równa droga i nic nie przeszkadza pędzić przed siebie...
Po upojnym odcinku okazało się, że to co wydawało się dalszą drogą przy torach w rzeczywistości nią nie jest. Improwizacja po jakimś czasie wyszła jednak na dobre, bo znalazłem kolejny kawałek do latania w kurzowych chmurach. Dalej zaczęły się spore wyboje i musiałem się zatrzymać, żeby przepakować bagażnik. Coś (zapasowy przegub), prawdopodobnie w nim, zaczęło wydawać metaliczny stukot. Nie można tak jechać, bo po pierwsze dźwięk może pochodzić z zawieszenia pojazdu, a po drugie uszkodzimy/poprzecieramy tym sposobem nadwozie quada, albo kufer. Wywaliłem wszystko, owinąłem ciuchami przeciwdeszczowymi i upakowałem od nowa. Uspokoiło się.
Przyszła kolej na tankowanie w Warce i powrót. Tym razem trasa prowadziła po szutrach przecinających sady, a wszyscy wiemy, że często są proste, szerokie i równiutkie. Dojechałem do Piaseczna i wpadłem między jabłonki... ale się działo, ale działo...
Zrobiło się niestety późno, bo planowałem już być w domu. Zaczęła się presja czasu. Oczywiście w takich sytuacjach, zresztą wyłącznie w takich, pojawiają się kłopoty... Mój telefon z zainstalowaną nawigacją pokazał komunikat o rozładowaniu baterii... baaardzo śmieszne, człowiek się spieszy, nie zna drogi, a do domu prawie 80 kilometrów... W międzyczasie mms od Piotra z komentarzem "mały pit-stop".

Image

Pomyślałem, że może gniazdo nie kontaktuje. Zacząłem ruszać kabelkami, kręcić wtyczką, ale na nic się to zdało. Kontrolka zasilania telefonu dalej się nie świeciła. W Polarisie gniazdo zapalniczki działa tylko przy włączonym zapłonie (muszę to przerobić), więc żeby nie stracić jeszcze baterii głównej, robiłem wszystko przy włączonym silniku. Zgasiłem motor i szybko odkręciłem pokrywę lampy głównej, ale wszystkie styki były w porządku. Trudno, jadę, co robić? Raptem okazało się, że telefon znów się ładuje. Wskoczyłem na siodło i pognałem dalej co chwilę zerkając na kontrolkę ładowania baterii. Wszystko znów działało. Podczas jazdy po bezdrożach zazwyczaj nie mam włączonych świateł, na asfalcie zapalam mijania, a na szybkich szutrach dodatkowo palę 'długie', żeby mnie lepiej widziano, bo kto się spodziewa pędzącego setką kolesia między jabłonkami? No i właśnie między migającymi z prędkością światła drzewkami kontrolka ładowania baterii znów nie świeciła. Zaniepokojony zacząłem przełączać oświetlenie i okazało się, że prąd jest odcinany od gniazda zapalniczki, kiedy zapalam światła 'długie'! BINGO! Zanim jednak zareagowałem, telefon się rozładował zupełnie... Stanąłem na rozstaju dróg i kilkakrotnie próbowałem go 'odpalić', bezskutecznie jednak. Zmartwiłem się, bo to oznaczało dalszą jazdę po asfalcie, tylko jeszcze nie wiedziałem w którą stronę... Nie było czasu na szukanie drogi podczas jazdy na azymut. Wziąłem drugi telefon, pierwszy używam wyłącznie do nawigacji i zerknąłem w google maps, żeby sprawdzić gdzie jestem. Okazało się, że stoję tuż koło wsi Linin, a to przecież tylko przez starą jednostkę wojskową, dziurawy mostek przy stawach i jestem na 'swoim' terenie. Do strzelnicy ze dwadzieścia minut najwyżej!
Podczas wcześniejszej jazdy z obserwacją kontrolek zapytałem człowieka o dalszą drogę. Niechcący zboczyłem ze szlaku i nie chciałem zawracać. Uśmiechnął się na mój upór kontynuowania jazdy polnymi drogami. Pomógł jednak i nie musiałem się cofać: 'dalej prosto do wsi, potem w prawo na górkę po kamieniach' - powiedział Zamieniliśmy kilka słów o quadzie i bardzo szeroko otworzył oczy, kiedy się dowiedział jakie mamy spalanie. Niedługo potem zachwyciłem się starym młynem i zrobiłem jedyną przerwę fotograficzną podczas wyjazdu. Nie mogłem się oprzeć.

Image
Image
Image

... piękny...

Po dotarciu na strzelnicę, próbowałem się bezskutecznie połączyć z Maćkiem a potem Piotrkiem. Mieli się odezwać kilkadziesiąt minut przed dotarciem w to miejsce. 'Mogło ich coś spowolnić i teraz nadrabiają' - pomyślałem. Była szansa, że się spotkamy i dojedziemy do Baniochy razem, ale się nie udało. Wyrobiłem jeszcze normę szybkiej jazdy do cywilizacji i zatrzymałem się ostatni raz, żeby włączyć naładowaną już w połowie nawigację i dojechać pozostałe kilka kilometrów po nowej trasie, między osiedlami. Wtedy zadzwonił Maciej i powiedział, że właśnie dotarli do Baniochy. Ha! Wychodzi zatem, że jechali 10-15 minut za mną.
Z kontaktów ze światem zewnętrznym było jeszcze dwóch małolatów na skuterach drących gęby w moją stronę i Pani, która wyraziła zaniepokojenie, czy przypadkiem nie połamię mostku przy stawach koło Linina. Odparłem, że jestem lekki jak piórko i pomachałem jej na pożegnanie.
Wieczorem zadzwonił Piotr i dał krótki komentarz z wyprawy. W tamtą stronę się kurzyło i lekka mżawka przyklejała brud do wszystkiego, a zwłaszcza gogli. Z powrotem natomiast deszcz już nie padał, za to kurz wznosił się na kilkanaście metrów nad trasę. Jedynie prowadzący widział świat, reszta tylko czerwone światła poprzedzającego quada, jak skuterami śnieżnymi na Antarktydzie niemalże.
Przyszło mi do głowy, że trzeba jeździć przede wszystkim poza okresami suszy. Jeżeli jednak już trzeba latem, to gnać parami, w odstępach między nimi na przykład kilometra i w każdej dwójce jeden z nawigacją.
Miły weekend quadowy w sumie wyszedł.


Jeżeli chcesz dodać komentarz i/lub przeczytać pozostałe opisy wyjazdów, zapraszam do tematu głównego:
:strzałka:
Wyprawy maqowe - blog

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


Ostatnio zmieniony przez maq 18.07.2013 12:38, edytowano w sumie 2 razy



 
Profil
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 1 post ] 

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 9 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.