Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Wyprawy na Jeziorkę na lód i do wody 31.01.2011 i 07.02.2011
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 25.04.2024 04:51

Regulamin forum


REGULAMIN DZIAŁU "MOJE QUADOWE PODRÓŻE"

1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów.
2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane.
3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację.

Kodeks quadowca ATV Polska

Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.

1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy.
2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom.
3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne.
4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych.
5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny.
6. Używamy cichych układów wydechowych.
7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami.
8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc.
9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew.
10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi.
11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych.
12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy.
13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo.
14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom.
15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw.
16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO.
17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt!
18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik.
19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to.
20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne.

Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu.

Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.



Odpowiedz  [ 1 post ] 
Wyprawy na Jeziorkę na lód i do wody 31.01.2011 i 07.02.2011 
Autor Wiadomość
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 18.07.2013 12:17 
Wyprawy na Jeziorkę na lód i do wody 31.01.2011 i 07.02.2011
31.01.2011

Żyjemy, żyjemy!

Nasz nowy kolega z zespołu Piaseczno Rally ATV Extreme Turbo Team dotarł pod Auchan po sporej wycieczce, bo za Raszynem aż zaczynał. Wpadłem na pomysł, żeby kupić linę i kable rozruchowe. Linę, bo są po 10 zł a kable, bo nie mam szarpaka, a akumulator coś ostatnio stęka... Michał przyjechał SP 500 X2 i uwaga!!! Alusy, Maxxis Bighorn 26'', wyciągarka tył i przód, led tył i przód. Wow!!!... Przejazd przez miasto jak zwykle sensacja dla przechodniów i kierowców (nikt nie pukał się jednak w głowę). Dotarliśmy nad rzeczkę, zaczęliśmy off road. Bez większych przeszkód znaleźliśmy się w miejscu, w którym się ostatnio zakopałem. Zastanawiałem się co dalej, bo poprzednio uznałem, że później jest zbyt ryzykownie. Dojechaliśmy do mocno zalanej łąki i oczywiście zamarzniętej. Lód jest jednak zbyt cienki i wjazd na niego może się źle skończyć. Znalazłem kawałek stałego lądu i udało się ominąć pierwszą 'kałużę'. Potem pruliśmy przed siebie, aż drogę zagrodziła nam głęboka dziura zalana wodą. Wpuściłem quada po lampy, ale dalej nie było widać dna. Wydawało się, że to koniec i trzeba wracać. Próbowaliśmy innej drogi... nie dało się. Wtedy znaleźliśmy wąski przesmyk między drzewkami (na szerokość quada) i udało się przedostać dalej wzdłuż Jeziorki. Pędziliśmy, zapadający się lód, płytkie rowy zwalniające jazdę prawie do zera. Super! Dotarliśmy w końcu do miejsca, gdzie kończy się ląd i zawsze trzeba było przejechać ze 100-150 metrów z mocno zalanymi podnóżkami. Tym razem wszystko przykryte lodem, który nie wzbudzał zaufania. Pierwsze metry, gadzina łamie zmarzlinę. Dobrze. Będziemy tak jechać i dotrzemy na drugą stronę. Ale nie, zrobiło się sztywniej i obydwaj wjechaliśmy na powierzchnię. Byłem pierwszy, jadę. Wszystko trzeszczy, pojawiają się pęknięcia. Michał mówi, że widzi jak się wszystko pode mną ugina. Wreszcie przednie koła wpadły, potem tył, prawie całe koła w wodzie. Nie dało się jechać dalej, ani wrócić, utkwiłem, zgasiłem maszynę. Za wysoko, nie wyjadę z powrotem na lód. Wyciągamy wszystkie liny, ucieszyłem się że kupiłem dodatkowe kilka metrów. Okazuje się jednak za mało. Wiemy, że jeżeli Michał będzie stał na lodzie, to mnie nie wyciągnie. Stwierdzamy, że cofnie do brzegu i połamie lód tylnymi kołami do momentu, aż wystarczy sznurków. Kilka razy wyskakiwał na lód, ale w końcu udało się. Zaczepiliśmy hol. Najpierw pracowała wyciągarka w zakotwiczonym X2. Potem cofanie spiętymi maszynami, z napiętą liną poza miejsce zagrożenia. Moja gadzina uratowana (nie trzeba dzwonić po Wiewióra).



Image

Było nam mało i nie poddaliśmy się. Wybraliśmy inną drogę, gdzie widać było, że lód jest znacznie słabszy i wystaje trawa. Nie utrzyma quada na powierzchni i da się jechać po dnie, łamiąc jednocześnie wszystko przed sobą. Poszło bez problemu. Jechaliśmy jeszcze kilka kilometrów, aż do niżej położonego terenu. Nie odważyliśmy się wjechać, nie było śladu lądu. Robiło się ciemno. Czas wracać. Trzeba było jechać bardzo krętą trasą, omijając zalane fragmenty terenu i nie wpaść w dziurę zrobioną przez swojego gada. Momentami zastanawialiśmy 'jak to było w tamtą stronę', bo łatwo było pomylić drogę. Przejechane poprzednio miejsca wcale nie dawały gwarancji ponownego pokonania ich o własnych siłach.




Pod koniec trasy zobaczyliśmy po drugiej stronie rowów melioracyjnych światła. Postanowiliśmy zobaczyć kto to. Okazało się, że początkujący adept quadowania ujeżdża małego chińczyka (mniej więcej, jakby któryś z forumowiczów śmigał na rowerku z kołami 12''). Najważniejsze jednak, że czerpał radość z jazdy. Na pożegnanie terenu pobawiliśmy się kręcąc kółka i wyrzucając w górę tumany śniegu. Pojechaliśmy jeszcze do myjni z ciepłą wodą, bo całe gromadzone skrupulantnie błoto solidnie zamarzło i tworzyło ciekawą skorupę na naszych dzielnych towarzyszach podróży.
Na koniec 'żółwiki' i każdy w swoją stronę. Wyjazd świetny (4 godziny, 80 kilometrów, pół zbiornika paliwa).

-- dodano 07.06.2013 14:35 --

-------------
07.02.2011

Właściwie, to zrealizowaliśmy od dawna oczekiwany wyjazd. Po pierwsze, spotkaliśmy się po wielu nieskutecznych próbach wspólnego wyjazdu, po drugie poprzedni wypad pozostawił w nas niesmak i głód...
Zaczęło się w Piasecznie, najpierw spotkałem się z Grimmjow367 na X2. Nie traciliśmy czasu i od razu pognaliśmy na łąki nad Jeziorką. Wszytko wskazywało na to, że będą zalane i najprawdopodobniej nieprzejezdne. Na miejscu miał być Wiewiór. Spóźnił się odrobinę, więc pojechaliśmy na 'małą' górkę poprzedzoną bajorkiem. X2 musiało mi pomóc, bo quad za nic nie chciał podejść i niebezpiecznie się przechylił. Potem spotkaliśmy trzeciego z naszej załogi na pierwszą połowę dnia i pognaliśmy w nowe miejsca. Głębokie błoto, ogromne kałuże, pozostałości lodu... Pierwszy musiał użyć wyciągarki, bo lód nie pozwalał jechać.



I nareszcie chwila wytchnienia...



Nasz Wiewiór miał ograniczony czas, jednak zgłosił się ktoś inny. Pierwszy raz pojechał z nami Staszek Fistaszek na swoim Volvo.

Przyszła pora na dokonanie dzieła. Byliśmy po dwóch godzinach intensywnej jazdy, ale najlepsze miało dopiero nadejść. Wiewiór nas ostrzegał, że nad Jeziorką nie da się jechać, bo tam jest wszystko zalane. Byłem pewien, że ma rację, bo tydzień wcześniej zatrzymał nas tam pokrywający wszytko lód. Nie można było na niego wjechać, bo woda mogła pochłonąć quada w całości. Tym razem nigdzie nie było ani śladu zimy, wszystko się rozpuściło... Bardzo wysoki stan wody w rzece zapowiadał wielkie kłopoty, jeżeli chcemy zaspokoić nasze żądze. Tym razem: Staszek Fistaszek na Volvo, Grimmjow367 na Polarisie SP 500 X2 i ja na SP 500 Touring. Zastanawialiśmy się czy Yamaha sobie poradzi, bo jest znacznie niższa od Polarisów. Przed główną przeszkodą wodną było parę kilometrów lekkiego błota z bardziej wymagającymi koleinami. W jednej takiej, tam gdzie kilka tygodni wcześniej i rok temu też, znów utknąłem. Szybko jednak udzielono mi pomocy. Tak wszystko rozmiękło, że trzeba jechać nawet 10 metrów od właściwej drogi, żeby nie stanąć. Yamaha, dzięki napędowi 4x4 i doskonałym oponom, a przede wszystkim umiejętnościom kierowcy, dotrzymywała nam kroku (jechał swoje). Dotarliśmy do miejsca początku naszej właściwej przygody. Wielka woda... koledzy nie jeździli wcześniej po zalanych teraz łąkach i nie wiedzieli, że przez to ogromne, miejscami chyba kilometrowe rozlewisko biegnie droga, którą zamierzam najpierw znaleźć a potem nią jechać. Każdy był podekscytowany. Połączyliśmy się wszyscy linami, na 'tramwaj', ja pierwszy, potem X2 i Volvo. Umowa jest taka, że ten kto ma kłopoty krzyczy i wszyscy patrzymy co się dzieje z pozostałymi. Mój anioł stróż (X2) musiał być bardzo czujny. W niektórych miejscach nie było dokładnie widać gdzie jest koryto rzeki, a gdzie łąka... Uffffff!!! Pierwsze 200 metrów za nami, dotarliśmy do kępy zielonego. W większości miejsc widać pod lustrem wody źdźbła traw, dzięki czemu wiem, że tam gdzieś niedaleko jest grunt. Jadę powoli dalej. Quad czasami mocno się zanurza i kiedy woda zakrywa lampy trzeba cofać i szukać innego przejazdu. Rozpięliśmy naszą asekurację, bo wydawało nam się, że nauczyliśmy się już jak znajdować drogę. W pewnym momencie jednak prawe przednie koło zupełnie straciło grunt, quad mocno się przechylił. Woda dała mi szansę i nie pochłonęła maszyny od razu, tylko czekała na to co zrobię. Chciałem cofnąć, ale szło nie tak jak trzeba i jeszcze bardziej traciłem stabilność. Byłem gotów w każdej chwili zeskoczyć, żeby nie przepaść z quadem w bezwzględnym nurcie zimnej rzeki... Grimmjow367 znów przypiął do siebie linę, która mnie asekurowała i powoli wyciągnął z zagrożenia. Pojechaliśmy dalej... Podobna sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. Yamaha jadąc jako ostatnia musiała się trzymać 'jedynie' naszych śladów. Przechyliła się jednak mocno, aż przednie lampy zakryła woda. Było ryzyko, że się przewróci, zawróciliśmy natychmiast, ale dzielny rider opanował sytuację. Niestety zupełnie nie wiedzieliśmy co jest na dnie zalewu i ocenialiśmy warunki jedynie po tym jak wysoko woda zalewała quady. Tak przez kilka kilometrów, mozolnie do przodu. Można sobie na przyszłość miarki dokleić na boku, żeby wiedzieć kiedy jest już niebezpiecznie.
Po około 2/3 długości zalanych łąk poddaliśmy się prawie, bo bezkres wody przed nami bez żadnej wystającej kępy traw przerażał. Postanowiliśmy próbować z innej strony, objechać ogromne rozlewisko, nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby brnąć w to dalej. Zwłaszcza, kiedy ja dwa razy prawie wjechałem do koryta rzeki, a Volvo o mało się nie przewróciło. Niestety próba okazała się ślepym zaułkiem. Niepocieszeni musieliśmy wracać. Wiedzieliśmy, że nie uda się nam osiągnąć celu, ale o wiele dojrzalszą decyzją było się zatrzymać... W miejscu, w którym przerwaliśmy jazdę, gdzie wydawało się, iż nie ma możliwości jej kontynuowania, wjechałem do wody, zły, że nas pokonała. Zobaczyłem wtedy żółty piach na głębokości około 30-40 centymetrów. Ogromne ryzyko, bo to mogło oznaczać niebezpieczną bliskość rzeki, ale widać przynajmniej co jest pod kołami. Natychmiast postanowiliśmy przedzierać się dalej. Tak dotarliśmy do końca przeprawy. Pokonaliśmy ostatnią wielką wodę. Wiewiór, dla Twojej wiadomości (bo miałeś być z nami), dojechaliśmy na ostatnią łąkę, która jest płaska i było tam tylko ze 30 centymetrów wody. Potem już tylko ostatni rów i miejscowość Łoś. Wiesz gdzie byliśmy. Zwycięstwo!!! Cel osiągnięty!!!
Zaczęliśmy wracać, powoli, tym samym szlakiem. Woda nie pozwalała na przyspieszenie i wiedzieliśmy, że powrót to przynajmniej 1-2 godziny. Spotkała nas jeszcze jedna przygoda w tym składzie. Wiedzieliśmy, że jedziemy blisko głównego nurtu rzeki i w każdej chwili pierwszy może zniknąć. Chłopaki wrzasnęli do mnie, że coś się dzieje na brzegu lasu. Zatrzymałem się. W odległości około 500 metrów ktoś machał do nas i krzyczał, żeby nie jechać, bo pchamy się do rzeki. Dramatyzm sytuacji natychmiast wzrósł. Czujność, wypatrywanie gruntu i sprawdzanie poziomu wody na bokach quada...
Było coraz później i nasz kolega Staszek Fistaszek musiał wracać szybciej. Pożegnał się i pognał do asfaltowej nieprzyjemności. Brnęliśmy dalej już we dwóch. Co jakiś czas okazywało się, że zapadamy się zbyt głęboko, trzeba cofać i szukać innej drogi. Tylko gdzie? Mieliśmy przed sobą wodę o szerokości kilkuset metrów z nielicznymi wyspami z pagórków pokrytych trawą, ograniczonej po lewej stronie nurtem rzeki, a po prawej lasem. Nie przewidzieliśmy, że poprzednie ślady będą zupełnie nie do powtórzenia. Nie było najmniejszych szans wracać tym samym szlakiem, bo wszystko zalane. Trzeba przeprawiać się jeszcze raz, od nowa. Praktycznie wszystko od początku. Tam gdzie się wydawało, że znamy już przejazd, przednie światła znikały pod wodą. Szybko hamulec i wsteczny. Wiemy, że zjechanie nawet o kilkadziesiąt centymetrów może okazać się zgubne. Podczas jednej z takich sytuacji, coś strzeliło w mojej maszynie, było bardzo głęboko, klęczałem na siedzeniu, żeby nie zamoczyć nóg, woda zakrywała bagażnik z przodu, quad zaczął pracować nierówno. Przeraziłem się, że woda dostała się w niepożądane miejsce i silnik zaraz zgaśnie. Okazało się potem, że woda dostała się do jednej lampy i pękła żarówka. Sytuacja momentami nabierała dramatyzmu, bo szukaliśmy właściwej drogi kilka razy z tego samego miejsca.



Byliśmy w takim miejscu, że i jazda dalej i powrót do stałego lądu oznaczały to samo, kilkadziesiąt minut w głębokiej wodzie i nie wiadomo co jest na dnie, płasko, rów, dziura, czy zagłębienie. Wszystko mogło się zdarzyć. Posuwaliśmy się powoli, na biegach terenowych i zapiętymi 4x4, z rękami na hamulcach i prawie cały czas spięci liną.
Zrobiło się ciemno. Zdarzało się tracić orientację. Jedynym wówczas drogowskazem był szybciej niż reszta płynący nurt rzeki. Gdzie jednak jest droga? Gdzie kończy się łąka a zaczyna głębia? Wiedziałem, że tuż nad brzegiem rosły drzewa, na łąkach ich nie było. Poruszaliśmy się zatem od jednego do drugiego bacznie wypatrując dna. Był to męczący sposób, ale skuteczny. Grimmjow367 wpadł jednak w głęboką dziurę, jak się okazało w tym samym miejscu co wcześniej Staszek Fistaszek. Było niebezpiecznie. Człowiek chce się wtedy odsunąć w przeciwległy od tego zalanego wodą róg quada. Szybko zawróciłem i wydostaliśmy się z opresji. Potem dostrzegliśmy ostatni wyjazd z zalanych łąk. Jeszcze tylko 200 metrów... nareszcie...
Udało się, zdobyliśmy cel, który do tej pory wywołuje we mnie silny dreszcz emocji. Gdybym jechał sam, to zatrzymałbym się przed zalewem wody i najwyżej zrobił zdjęcia.
Pozostała część drogi powrotnej, już bez zalanych łąk na kilkadziesiąt centymetrów, odbyła się błotnistą drogą. Jeszcze tylko raz musieliśmy wydostać moją maszynę z błota, ale to właściwie było dla zabawy. Koniec! Jazda do myjni i upojeni przygodą odwdzięczyliśmy się naszym Polarkom kąpielą w ciepłej dla odmiany wodzie. Ku radości oczekujących w, dla nas właściwie czystych, samochodach, poprosiłem Grimmjow367, żeby opłukał mnie z błota tak jak gadzinę, silnym strumieniem wody.

Image

Tak grubo jeszcze nie było...


Jeżeli chcesz dodać komentarz i/lub przeczytać pozostałe opisy wyjazdów, zapraszam do tematu głównego:
:strzałka:
Wyprawy maqowe - blog

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


Ostatnio zmieniony przez maq 18.07.2013 12:17, edytowano w sumie 2 razy



 
Profil
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 1 post ] 

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 13 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.