Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Wyprawa zaQuadowa do Zaburza za Siemiatyczami
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 19.04.2024 10:43

Regulamin forum


REGULAMIN DZIAŁU "MOJE QUADOWE PODRÓŻE"

1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów.
2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane.
3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację.

Kodeks quadowca ATV Polska

Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.

1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy.
2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom.
3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne.
4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych.
5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny.
6. Używamy cichych układów wydechowych.
7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami.
8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc.
9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew.
10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi.
11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych.
12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy.
13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo.
14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom.
15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw.
16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO.
17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt!
18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik.
19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to.
20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne.

Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu.

Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.



Odpowiedz  [ 1 post ] 
Wyprawa zaQuadowa do Zaburza za Siemiatyczami 
Autor Wiadomość
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 18.07.2013 12:11 
Wyprawa zaQuadowa do Zaburza za Siemiatyczami
Wszyscy dotarli na umówione miejsce o ósmej rano. Gargulec czekał na poligonie pół godziny dalej (jak się potem okazało był zdecydowanie za wcześnie).
Spotkanie na stacji benzynowej i ostatnie ustalenia.
Remus przed swoim wypucowanym G7 i przy Volvo Maćka

Image

G7 Piotra z jeszcze niebieskimi napisami BH na oponach i na drugim planie King naszego nowego kolegi Krzycha przy którym dłubie razem z Maćkiem.

Image
Image
Image

ja i... maszyny

Image

Każdy był bardzo podekscytowany, humory świetne, atmosfera bojowa.
Niestety na pierwszych kilometrach Maciek przejeżdżał za blisko drzewa i skończyło się wygięciem lewego drążka. Zamarliśmy wszyscy, całe szczęście, że nic mu się nie stało, ale wydawało się, że to koniec jego nierozpoczętej jeszcze właściwie podróży. Szybko postawiliśmy przód quada na kamieniu, klucze w rękę i staramy się ratować sprawę.

Volvo po uderzeniu w drzewo w trakcie naprawy wygiętego drążka kierowniczego.

Image

Chłopaki szukają czegoś ciężkiego, żeby wyprostować wygięty metal.

Image

Prostowanie drążka. Piotrek trzyma, Remus wali, Maciek... patrzy.

Image

Składam maszynę, Krzychu blokuje kierownicę, jest... bardzo dynamicznie...

Image

Zakładanie zawleczek. W tle chłopaki, którzy się oddalili z powodu komarów. W miejscu naprawy nie dało się momentami od nich opędzić.

Image

Jeszcze kontrola, czy wszystko jest na swoim miejscu i za chwilę nareszcie jedziemy dalej.

Image

Udało się na szczęście naprawić maszynę. Potem rozpoczęła się długa jazda, pełna przygód. Po drodze spotkaliśmy Gargulca, który się niecierpliwił, bo nie wiedział co się dzieje.
Po przejechaniu przez most na Wiśle zaczęliśmy jazdę po polnych drogach i szutrach. Mijaliśmy kolejne miejscowości. Po drodze jakiś człowiek wylewał coś pachnącego niezbyt przyjemnie, żeby nie powiedzeć mega śmierdzącego z plastikowych pojemników na łąkę. Patrzył na nas mocno zaskoczony... ciekawe dlaczego...? Niedaleko potem dotarliśmy do pierwszych płynnych przeszkód. Jak się okazało trzeba było się przedostać przez głęboką na 30-50 cm i długą na kilkadziesiąt metrów... gnojówę... każdy jechał bardzo ostrożnie, żeby przypadkiem nie chlapać...
Dzieliśmy się z Maćkiem i Gargulcem nawigowaniem, potwierdzaliśmy obieranie właściwego kierunku jazdy. Track był przygotowany bez wcześniejszego doświadczenia, na podstawie map google, geoportal i Garmin. Były przypadki, że trzeba zawracać i jechać inną drogą, bo przejazd przez głęboki rów z wodą widoczny na zdjęciach satelitarnych w rzeczywistości nim nie był. Na nasze wyjazdy wybieramy wyłącznie przejazdy legalne i nigdy się nie zapuszczamy do lasu. Rezerwaty przecinamy zazwyczaj po asfalcie, bo drogi gruntowe są w takich miejscach wyłączone z ruchu.
Pruliśmy przed siebie, upajaliśmy się prędkością, przestrzenią, swobodą. Nic nas nie było w stanie powstrzymać, ani człowiek idący szybkim krokiem w naszą stronę z podniesioną ręką, ani kobieta krzycząca 'ile motorów', ani budowa autostrady, która na zdjęciach satelitarnych była jeszcze tylko projektem.
Wszystko było mokre, po jednym deszczu i tuż przed następnym. Drogi z ogromną ilością kałuż, czasem płynęły nimi rzeki. Z jednego przejazdu woda zrobiła sobie nowe koryto. Prowadziłem wyprawę w tym miejscu i naniesiony muł nie pozwalał przejechać. Cofnąłem dwukrotnie i całym impetem starałem się przedostać, jednak się nie udało, maszyna zassana. Najpierw Maciek wyciągał mnie do tyłu, a potem, kiedy wszyscy przejechali przez krzaki omijając feralne miejsce, Gargulec wydostał mnie wyciągarką na drugą stronę. Kilka kilometrów dalej woda zrobiła w drodze ogromną wyrwę, głęboką na ponad metr. Mniejsza Yamaha podjęła się próby sforsowania przeszkody. Tylne koła jednak zakleszczyły się między betonem a rurą kanalizacyjną tak mocno, że opony obracały się na feldze. Z przodu była do tego karpa po ściętym drzewie. Volvo Staszka utknęło na dobre. Musieliśmy je prawie wynieść na rękach z opresji (całe szczęście, że nie waży tyle co na przykład Polar...)
Lecieliśmy dalej, co jakiś czas tankowanie, wszyscy spalali podobnie 10-12 litrów na setkę. Zaczęło padać, więc szybko wskoczyliśmy w odpowiednie ciuchy przeciwdeszczowe. Było przy tym dużo śmiechu, bo wiadomo jak się wygląda w OP1, albo pelerynie z kapturem na kasu... Koło Mińska Mazowieckiego moja nawigacja się zawiesiła, potem źle odczytałem trasę, do tego doszły nowe drogi asfaltowe z barierami, których nie było na mapach i zrobiliśmy niepotrzebnie ponad godzinną podróż. Niektóre punkty przejeżdżaliśmy aż trzy razy chyba. Gargulec i Maciek zabrali się za nawigowanie i szybko wyprowadzili nas na właściwą drogę. Prowadzący peleton wjechali polną drogą do jakiegoś gospodarstwa. Dobroduszny człowiek podpowiedział nam jak jechać dalej i z uśmiechem pozwolił przedostać się przez swoją własność, między spacerującymi kurami. Bez większych przygód wpadliśmy na tereny pokreślone długimi i szerokimi szutrowymi duktami. Rozwijaliśmy duże prędkości, robiło się coraz później, a droga przed nami jeszcze daleka. W okolicach 19.00, cali mokrzy, zatrzymaliśmy się na stacji paliw niedaleko przejazdu przez Bug. Niestety deszcz nie dawał ani na chwilę odpocząć od wody. Przedzieraliśmy się jeszcze z godzinę i podjęliśmy decyzję, że lecimy do celu asfaltem. Dla opon to nie były katusze, bo jezdnia była mokra, więc nie starły się za mocno.
Dotarliśmy do Zabuża. Zmęczeni, ale w dobrych humorach. Były żarty, że zamawiamy lawetę na drogę powrotną, ale nikt nie brał tego poważnie, ... nie brał?
Następnego dnia pozakładaliśmy jeszcze trochę wilgotne ubrania, sprawdziliśmy quady, dolaliśmy oleju, niektórzy umyli maszyny. Przygotowaliśmy się do powrotu. Pogoda zapowiadała się podobnie jak poprzedniego dnia, czyli deszczowo...

Gargulec ze swoim sprzętem.

Image

W tle pozostałe maszyny.

Image

Na pierwszym planie mój zawodnik, potem Piotr, Krzychu i Maciek (po prawej)

Image

Piotr znów jedzie pod kran, bo jeszcze jeden kawałeczek błota burzy idealną biel G7...

Image

Maciek przy Volvo (głowa mu się odwróciła?)

Image

Remus szuka jakiegoś drutu, bo pewnie coś się poluzowało. Krzychu stara się ustalić jak skontrolować poziom oleju (nikomu z nas się to nie udało...)

Image

Start. Pierwsze kilometry powrotu odbyły się asfaltem do stacji benzynowej w Siemiatyczach. Jechałem na wyprostowanych nogach i skutecznie wysuszyłem tym sposobem wilgotne od wczoraj ubranie. Po zatankowaniu maszyn nagle pojawił się radiowóz, który potem kręcił się w pobliżu, jakby na nas czekał. Jedna maszyna nie miała rejestracji, a kierowca prawa jazdy. Wyrwaliśmy z kopyta w przeciwną stronę do obranej przez władzę i dopiero po kilku kilometrach zjechaliśmy z twardej drogi, żeby go sprawnie zostawić w tyle. Świeciło słońce, pogoda piękna. Zaczęliśmy off-road w innym miejscu niż przewidywał track i już na początku trzeba było zawrócić. Na moście, przez który biegła jedyna droga powrotna, czekał na nas jednak ciągnik tarasujący drogę z ogromnymi szczypcami z przodu. Gospodarza opieprzył nas za wjazd na jego łąki. Wcześniej kilka razy quadowcy poryli kołami jego własność. Był wściekły i straszył nas policją. Do rozmowy zdjąłem kask i zgasiłem silnik. Załatwiliśmy sprawę bez kłopotu. Na koniec tego spotkania, kiedy człowiek odpalił traktor, żeby nas przepuścić, pomyślałem, że rozewrze zaraz widły i połknie Volvo razem z Maćkiem, który stał przez nim...
Mieliśmy później jeszcze jedno spotkanie z gospodarzem, który nas zatrzymał i pytał o zniszczenie jego upraw. Pogadaliśmy, uścisnęliśmy sobie ręce i życzył nam szerokiej drogi. Gnaliśmy dalej, co jakiś czas wpadając na stacje benzynowe jak po ogień. Przyjęliśmy zasadę, że tankujemy nawet, jeżeli jest jeszcze połowa zbiornika. Zmniejszaliśmy ryzyko braku benzyny, ale jednocześnie łapaliśmy trochę oddechu.
Cały czas świeciło słońce, pogoda była wspaniała. Na szutrach się nie kurzyło, bo były lekko wilgotne. Co jakiś czas trafiały się kałuże, które można spokojnie pokonać z dużą prędkością, nie zalewając siebie przy okazji.
Dotarliśmy do końca drogi w bardzo podmokłych, bagiennych zaroślach. Trzeba było torować sobie przejazd na przełaj, przez krzaki, pokonywać rowy z wodą. Fajnie!
Około 60 kilometrów od mety przyszła ulewa. Jechaliśmy w niej kilka kilometrów, ale tak lało, że nie było widać drogi przez szybę w kasku, a tym bardziej przez gogle. Zatrzymaliśmy się na przystanku. Mijające nas samochody jechały powoli przez płynącą drogą rzekę. Prawie wszyscy jeszcze bardziej zwalniali koło nas i patrzyli z ciekawością na 'dzielnych podróżników'.
Deszcz nie przestawał lać, podjęliśmy zatem decyzję, że wracamy dalej po asfalcie. Taka jazda wcale nie jest łatwa, bo quad chętnie poddaje się oporowi wody i można stracić nad nim panowanie podczas przejazdu przez głębsze kałuże. W okolicach Kołbieli deszcz się uspokoił, ale nie zjechaliśmy już z czarnej drogi. Za chwilę zaczynał się park krajobrazowy, a w takie miejsca się nie zapuszczamy.
Po pożegnaniu z Gargulcem na strzelnicy w Górze Kalwarii, pognaliśmy doskonale znaną nam trasą do Baniochy. I tu dopiero mieliśmy kwintesencję naszego wyjazdu. Nie zwracaliśmy już zupełnie uwagi na zalewającą nas wodę i bryzgające wszędzie błoto. Pędziliśmy jeden za drugim, trzymając takie same odległości między pojazdami, nikt nie zostawał w tyle. Grupa była sprawna i zwarta. Rewelacja!
Ostatni 'żółwik' i się rozjechaliśmy do domów. Zrobiłem sobie jeszcze małą zabawę na 'moich' szutrach (wyszło ze 20 kilometrów dodatkowo)...

Wyjazd był świetny, obsada doborowa, awarii brak. Zdjęć mało, bo nie było czasu i większość jazdy odbywała się w strugach deszczu, jednak wspomnienia zostaną w nas na bardzo długo...

Dziękuję koledzy.


Jeżeli chcesz dodać komentarz i/lub przeczytać pozostałe opisy wyjazdów, zapraszam do tematu głównego:
:strzałka:
Wyprawy maqowe - blog

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


Ostatnio zmieniony przez maq 18.07.2013 12:11, edytowano w sumie 2 razy



 
Profil
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 1 post ] 

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 5 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.