Nie wiedziałem w jakim dziale napisać, pewnie w Ladies będzie większe zainteresowanie.
Więc się pochwalę, że 28 XII 2012 roku urodziła mi się córeczka.
Pewnie pomyślicie że nic nadzwyczajnego i tatuś chciał się pochwalić,
otóż nie tak do końca.
Zaczęło się niewinnie, żona mnie informuje, że to już dziś albo jutro córeczka przyjdzie na świat. I nie było to przeczucie tylko wiedziała z doświadczenia
No to ja wysyłałem ostatniego maila i myślę sobie, trzeba walizkę do samochodu zanieść, wodę, może opiekunkę zawołać. Żona skoczyła do łazienki również się przygotować. Po około 30 minutach widzę że skurcze ma już całkiem konkretne więc moja decyzja - nie czekamy tylko do auta i jazda do szpitala.
Przed oknem właśnie przechodziła sąsiadka, która wpada opiekować się dziećmi. Po krótkiej rozmowie ustalamy że będzie za 20 minut. Okej, czas leci coraz szybciej, torba, buty, kluczyki dokumenty... Patrzę a żona nie może skarpetek założyć... Oj robi się gorąco...
Szybko do auta lecimy, mijamy opiekunką, ja wsiadam a tam szyby zaparowane, mówię kurde nie teraz, nie ma czasu, odpalam silnik, szukam wokół szmatki czy chusteczki - jest, czyszczę szybę - coś widać. Dmuchawa na maksa i lecimy.
Do szpitala prawie 30 km, myślę piątek popołudnie jest godzina 15:30 będą korki. Jest niedobrze, czasu brakuje. Żona siada z tyłu na kanapie, a ja pędzę coraz szybciej. 150 pęka na liczniku, mijamy samochody jakby w miejscu stały, 160, zwalniam tylko tam gdzie muszę.
Jakieś czerwone światło stoimy... czekamy 2 minuty i lecimy dalej.
Jesteśmy w Poznaniu na moście, żona jeszcze daje radę, ale myślę sobie byle nie było korka, jak będzie to pojadę na chodnik, nie nie dam rady, są barierki... byle nie było korka.
Jest - widzę skrzyżowanie, nie ma korka, przejedziemy. Wpadamy na następną ulicę i słyszę "dziecko wychodzi". Ej - to żart, nie możliwe, przecież jeszcze mamy 3 km, mówię czekaj za 5 minut będziemy w szpitalu. Nie róbcie mi tego. No ale ani żona ani córka czekać nie chcą. W końcu poród następuje na skrzyżowaniu Jeżyckiej i Kościelnej nieco ponad 1 km przed szpitalem
Nawet nie zdążyłem pomóc, dzielna żona sama sobie poradziła z odebraniem dziecka. Potem już na klaksonie po krawężnikach i na czerwonym świetle - dojeżdżamy do szpitala, jeszcze na ostatnim skrzyżowaniu przepuszcza 2 auta bo widzę że się nie zmieszczę, wcześniej pod prąd, pamiętam dwóch ludzi uciekających sprzed maski jak z piskiem wychodziłem z zakrętu. Ostatnia przeszkoda to bramka i ochrona szpitala. Wjeżdżam trzymając wciśnięty klakson, na szczęście szlaban idzie w górę, nie zatrzymuje się przy ochronie lecz dopiero przed drzwiami izby przyjęć. Położne spisały się na medal, wskoczyły dwie do samochodu i dokończyły co trzeba było. Uff., wszystko dobrze się skończyło, dziewczyny całe i zdrowe. W szpitalu wesoło bo dla nich to też atrakcja więc szybko się rozeszło, gratulację przyjmowaliśmy na każdym piętrze
Teraz już wszyscy w domu zdrowi i szczęśliwi.
Dla uzupełnienia dodam że to już nasza druga córka w 2012 roku. Starsza urodziła się 1 stycznia. Teraz obie pójdą razem do szkoły bo i rocznik ten sam. I urodziny też będą razem obchodzić tylko liczba świeczek na tortach inna
Osiemnastki będą dwie na początku 2020 i na końcu 2020 roku. Poza tym jak bliźniaczki.
Pozdrawiam wszystkie mamy i wszystkich tatusiów.