Mam do tego quada szacunek. Zawsze, przez ponad siedem lat, wracał do garażu o własnych siłach. Poza jednym tylko zalaniem w rzece, niedaleko od domu, ale zaraz po spuszczeniu wody z gaźnika, zapalił. Kilka razy docierałem do garażu z małymi niedomaganiami, ale jednak na własnych kołach. Wiele się nauczyłem przez ten czas. Gdybym kupił tą maszynę z obecnie posiadaną wiedzą, to przerobiłbym natychmiast i to wcale nie z dużą ingerencją, a potem pokonywał dziesiątki tysięcy kilometrów
Po wakacyjnym wyjeździe, na którym przejechałem dokładnie 591 kilometrów i 17,3 mth (średnia 34,1 km/h), muszę wrócić do elementów, które się nie sprawdziły. Za dwa miesiące wybieram się do Golubia, gdzie odbędzie się kolejna edycja Przeprawowego Pucharu Polski. Nie będę się ścigał, ale pojeżdżę. Quad musi być sprawny i ładny, żeby wstydu nie było.
1. Na pierwszy ogień idzie wariator.
- mój błąd, to zastosowanie w krążkach dystansujących zwykłej gumy. Szybko się sproszkowała i zablokowała łożysko jednokierunkowe. Nie ma pewnie po niej już ani śladu. Po ostatnim wyjeździe quad znowu zaczął ciągnąć na wolnych obrotach,
- dodatkowo, czego nie zrobiłem poprzednio, wymienię rolki prowadzące, po których pracują ciężarki,
- same ciężarki również. Otóż te, które założyłem niedawno, noszą już pierwsze ślady zużycia. Dokładnie w tym samym miejscu, co w starych. Podejmę próbę ich regeneracji. Oczywiście nauczę się na starych, których przezornie nie wyrzuciłem. Napawam w tym miejscu mocniejszy metal, albo wywiercę otwór i wstawię jakiś metal, który potem oszlifuję do uzyskania właściwej krzywizny. W wypracowane otwory na szpilki wstawię tuleje.
- podkładki i tuleje na osi wariatora. Sprawdzałem je kiedy nad nim pracowałem, ale zerknę raz jeszcze i może coś się wymieni, żeby zlikwidować luz,
Wszystko oczywiście będzie robił tokarz. Dlaczego się w to bawię? A bo oryginalne części nie budzą mojego zaufania. Za szybko się zużywają. Do tego koszt pełnego zestawu naprawczego, to jakieś 1500 zł. Za taką kwotę można już się pobawić w konstruktora
2. Wyciągarka. Sprawdzałem przekaźnik i włącznik. Wszystko wygląda dobrze, ale po dłuższej pracy, urządzenie nie reaguje na polecenie zwijania. Przyczyna jest prawdopodobnie od włącznika, do przekaźnika, bo ten nawet nie cyka, kiedy się zmęczy. Rozwijanie jest cały czas w porządku. Po dłuższej chwili jednak znowu zaczyna pracować, jak gdyby nigdy nic. Wygląda, jakby coś się grzało i potem potrzebowało czasu, żeby znowu przystąpić do roboty.
3. Drążki kierownicze. Tutaj już prawie dotarłem do celu. Na Mazurach testowałem różne rozwiązania. Końcówki drążków były założone bez osłon, innym razem z gumowymi kapturkami i na koniec z simeringami owiniętymi taśmą samowulkanizującą już po zamontowanie, na pojeździe. To ostatnie rozwiązanie ma szansę powodzenia. Cały czas się obracam w niewielkich kosztach. Jednak końcówka kosztuje 5 zł. Można się bawić w nieskończoność.
4. Hamulce. Nigdy do tej pory nie rozbierane zaciski mogą już tego potrzebować. W lewym tylnym kole niestety znowu piszczy, ale to może być spowodowane klockami hamulcowymi, kupiłem jakieś tanie. Do tego na Mazurach odpowietrzałem nożny hamulec, ale mi się nie udało. Nie wiadomo dlaczego. Klamka na kierownicy działa doskonale, a nożny wpada w podłogę.
5. Prawe nadwozie. Po "prawie rolce" muszę przykręcić prawy przedni błotnik do bagażnika. Mam wywrane trzy z czterech gwintów w plastiku.
6. Łożyska kół. Ten element jest bardzo wrażliwy i znowu do nich zajrzę zanim zardzewieją.
7. Zawory. Czas sprawdzić czy mają włąściwy luz.
8. Gaźnik. Wyciek wraca jak bumerang i nie mogę sobie z nim poradzić. Znowu idzie na stół.