Witam,
Dziękuję wszystkim za udział w imprezie i wiele ciepłych słów na rozmaitych portalach.
Ponieważ rajd miał "okrągłą" edycję a temat MC budzi kontrowersje i nie każdy dziś pamięta jak to dawniej było, pokusiłem się o napisanie kilku zdań na temat historii rajdu.
Zapraszam do lektury.
Challenge StoryMamry nie od zawsze były zimowym rajdem quadów. Jeśli sięgnąć pamięcią do początku, to Mamry powstały w formie rajdu przeprawowego motocykli. W tamtym czasie, a było to około roku 2002 wiele czasu spędzałem na mazurach. Jeździłem motocyklami i samochodami terenowymi, startowałem w przeprawowych imprezach samochodowych. Pewnego dnia wpadłem na pomysł aby połączyć te dwie pasje. Zaproponowałem motocyklistom przeprawową imprezę. Pierwszą tego typu w Polsce.
Bazą dwóch pierwszych rajdów było Prażmowo niedaleko Giżycka. Na imprezę Przyjechało siedmiu uczestników w tym jeden Holender który akurat był w pobliżu ze swoim KTM.
Nie było GPSu ani roadbooka. Była mapka i znaki pozostawiane na drzewach. Za potwierdzenie przejazdu służyła pieczątka umieszczona na drzewach. Uczestnicy stworzyli klimat a ja z ekipą przyjaciół, zadbałem o skromne nagrody, zabezpieczenie medyczne, strawę i nawet rampę startową! Dogrywką dnia drugiego była pętla na czas.
Drugie Mamry Challenge zorganizowaliśmy już jesienią tego samego, 2003 roku. Na starcie stanęło ponad dwadzieścia pojazdów a wśród nich trzy quady. Dwa 4x4 i jedna ośka by Kymco.
To już było to czego oczekiwałem. Różne pojazdy, masa błota, piękne tereny i zdrowa rywalizacja. Pojawiły się trzy punkty do znalezienia wg wskazań GPS, foto i graficzne. Jak ktoś nie miał odbiornika to odnajdywał punkty, korzystając ze współrzędnych i mapki topograficznej. Taki był poziom uczestników! Niektóre z osób które wtedy przyjechały, dalej pojawiają się na rajdach. Niektórzy stali się partnerami w pracy i kolegami.
Dopiero trzecia edycja rajdu zaistniała w Kietlicach. Spodziewając się większej grupy której nie pomieściłby już Folwark Kraszewo w Prażmowie, udałem się do Zbyszka Sawickiego. Właściciel Stanicy Wodnej Kietlice przyjął mnie z radością. Nowe miejsce oznaczało nie tylko bazę znaną wielu żeglarzom, ale dawało perspektywy układania nowych tras. Trzeci rajd Mamry Challenge miał trasę dokładnie dookoła jeziora Mamry. To już był pełen rozmach. Na starcie stanęło ponad pięćdziesiąt maszyn z czego połowa to quady. Przyjechała nawet jedna Yamaha Rhino. Taka ilość uczestników to była już poważna grupa, która zajęła cały park maszyn. Pogoda była piękna. Słoneczny i zielony maj na mazurach. Impreza została odebrana pozytywnie i stała się znana.
Kolejną zmianą była ponownie nowa lokalizacja. Mieszkańcy Mazur nie chcieli rajdu rozgrywanego na ich terenach w sezonie turystycznym. Było to zbyt kontrowersyjne i niebezpieczne. Miejscem gdzie mogliśmy się udać był poligon w Orzyszu. Setki hektarów nieużytków, lasów i bagien. Marzenie. Nadleśnictwo władające razem z wojskiem tymi terenami było przychylne i zaproponowało bardzo profesjonalne zasady współpracy. Mimo warunków bytu w wojskowym ośrodku wczasowym, które przypominały filmy Stanisława Barei na starcie stanęło znowu około pięćdziesięciu uczestników. Od tamtej pory frekwencja już nie spadała. Kontakty z wojskiem, mimo chęci oraz pomocy niektórych pracowników armii zakończyły się. Niektórzy upatrywali w tym biznes i chcieli za dużo.
Od ery Orzysza, ja również stałem się użytkownikiem quadów. Mordując się z tonącym w błocie motocyklem lub autem, które się nie wszędzie się mieściło zapragnąłem dosiadać quada.
Miałem na to plan, wierząc w swój rajdowy produkt udałem się do kilku firm z prośbą o udostępnienie mi pojazdów i o sponsoring. Na spotkaniach podobało się każdemu kto mnie słuchał. Jednak ci naprawdę decyzyjni nie mieli na nie czasu. Jedna firma wtedy potraktowała mnie zupełnie inaczej. Kontaktując się jak szary człowiek, przez recepcję umówiłem się na spotkanie z Pawłem Iwanickim. Samym „Królem” sprzedaży motocykli Suzuki w Polsce.
Spotkanie zapamiętam na zawsze. Po moim przydługim monologu o celowości zainwestowania w sport ATV i wróżbach zawarcia długoletniej współpracy. Paweł zamiast skomentować udzielił mi dość długiej lekcji marketingu przy użyciu flipchartu. Zakończył bardzo kolokwialnym zdaniem, określającym że delikatnie mówiąc nic z tego nie będzie. Rajdy quadów nie wpłyną na rozwój ATV w Polsce i pieniądze na wsparcie są nieosiągalne. (Ciekawe czy pamięta to zdanie. Ja tak
)
Zakończył spotkanie udostępniając mi pojazdy do potrzeb imprez i nagrody dla uczestników kiedy tylko będę ich potrzebował. Od tej pory King Quad i Eiger zawsze towarzyszyły mi w terenie. Pełen profesjonalizm za co do dziś cenie sobie kontakt z Suzuki Motor Poland.
W tym miejscu historia rajdu staje się najbardziej zagmatwana. Szukając nowych miejsc i chcąc utrzymać klimat przeczesywałem Mazury. Bezskutecznie, na przeszkodzie stawał najczęściej przepis „Natura 2000”. Wtedy przypomniałem sobie o koledze który był gościem poprzednich imprez. Michał Deling z Władysławowa. To on wspominał mi że posiada stosowną wiedzę i znajomości żeby zorganizować imprezę rajdową. Przede wszystkim miał chęć. Zadzwoniłem do Michała i wpadliśmy na szatański pomysł zorganizowania Mamry Challenge na Kaszubach. Lepiej było znowu zorganizować przeprowadzkę niż zrezygnować z przedsięwzięcia. Jadąc z Michałem Delingiem do Starosty Gminy Puck, w samochodzie zauważyłem że nic nie ugramy proponując organizację imprezy o nazwie Mamry Challenge! Wymyśliliśmy zatem Gryf Trophy. Kaszubski herb miał stanowić drogę do sukcesu. Udało się. Kolejna edycja Mamry Challenge miała dwie nazwy. Stara dla uczestników znających i kochających jazdę z nami i nowa dla regionu. To przez ten zabieg i liczne przeprowadzki nikt kto mnie pyta „która to już edycja Mamer” nie dostaje jednoznacznej odpowiedzi. Je tego pierwszego gryfa traktuję jak Mamry. Tak niech zostanie i niech Mamry jak dojrzała kobieta nie afiszują się wiekiem.
W tamtym okresie dało się zauważyć również zjawisko stopniowego zaniku motocyklistów na imprezie. Coraz więcej quadów i prośby o eskalację trudności terenowych spowodowały że motocykliści pytali, czy na kolejnym rajdzie będą „jechać czy nieść motocykle”. Została garstka. Niektórzy przesiadali się na quady inni odpuszczali. Z najtwardszymi dalej mam kontakt bo do dziś przyjeżdżają na poważnie przygotowanych quadach. Konserwatywnych widuję przy innych okazjach.
Następne rajdy to kolejne zmiany. Wyścig zbrojeń wśród uczestników sprawił że było coraz ciężej o trasy mogące zatrzymać quady. Pojawiły się Inne imprezy takie jak Płocki River Ride naszego kolegi Krzyśka Wronowskiego i Yamaha Cup. Z Krzyśkiem zamiast rywalizować połączyliśmy siły. Powstał Challenge Of Poland. Cykl imprez w roku składający się z Mamry Challenge River Ride i Gryf Trophy który uzyskał status autonomiczny. Suma punktów ze wszystkich imprez stanowiła o zwycięstwie.
Rajd był już wtedy w mediach. Były relacje prasowe, pierwsze odwiedziny telewizji i nieodłączna ekipa portalu Quadzik.pl Pojawiali się sponsorzy.
Zaczęło się robić niebezpiecznie Ciśnienie na punkty i poziom tras spowodował większa czujność w kwestii zabezpieczenia medycznego. Zrobiło się sportowo.
Od tego czasu również zima zagościła na dobre w tle Challengu. Challenge of Poland rozpoczął się od pierwszego zimowego rajdu Mamry Challenge. Był to rok 2006. Tylko wtedy udało się przeprowadzić część trasy po zamarzniętym kompleksie mazurskich jezior. Prawie trzydzieści kilometrów skutej lodem połaci wody. Adrenalina i prędkości pozwalające sprawdzić maksymalne osiągi pojazdów. Było cudownie. Najbardziej baliśmy się o motocyklistów. Bałem się ze nie przyjadą. Całe szczęście myliłem się i na starcie stanęło kilka maszyn obutych w kolcowane opony. Wśród nich nawet jedna Yamaha WR z napędem obu kół! To był jeden z lepszych rajdów w historii MC. Wyznaczył nowy standard i zajął już na stałe miejsce w zimowym kalendarzu Kietlic.
Ponieważ powiedzieliśmy już raz słowo puchar, nastała era zawodów.
Pewnego dnia skontaktowała się zemną pani Dorota Lechowicz ze stowarzyszenia ATV Polska. Zaproponowała stworzenie cyklu imprez pod nazwą Puchar ATV Polska. Mamry, Gryf i nowa impreza w górach Sudetach zaproponowana przez zarząd stowarzyszenia. Nowe dziecko Dorota ochrzciła imieniem Sudety Challenge. Działaliśmy już w tedy od morza przez Mazury na górach kończąc. Wszystkie pory roku, każdy rodzaj terenu. Przejeżdżałem wtedy setki kilometrów rocznie quadami w każdym terenie. Wykonywaliśmy setki „osobo-startów” rocznie. Nastał czas ograniczeń na liście startowej i przedpłat. Na starcie zawsze stawało stu uczestników! Nie każdy mógł się dostać. Puchar był najdynamiczniejszym rozwojem rajdu dzięki prężnemu działaniu stowarzyszenia ATV Polska. Regulaminy ewoluowały. Pojawiła się zasada startu w teamach dwu i trzy osobowych. Przechodziliśmy od plombowanych przy pojazdach kart drogowych, do czytników elektronicznych. Uczestnicy dostali roadbooki do przewijarek. Odeszliśmy od pieczątek z tuszem, Czasem stosowaliśmy kody na blaszkach do kalkowania na karty. Była jazda na czas i obserwowane triale. W szczytowym momencie stworzyliśmy wytaśmowane OS,y sędziowane przez nawet dwóch sędziów na jeden kilkudziesięciometrowy odcinek. Ekipa organizacyjna liczyła kilkadziesiąt osób. Uczestnicy chcieli zwyciężać za wszelką cenę. Wtedy naprawdę bałem się o ich życie. Były edycje gdzie ledwie wystarczały dwa lotne zespoły medyczne! Pojawiły się poważne wypadki. Próbując przekazać jaki to wysiłek podam że uczestnicząc organizacyjnie w trzech imprezach w roku czułem odpowiedzialność łącznie przez 72 godziny za 100 istnień ludzkich. Należy pamiętać że te istnienia przez ten czas, niekiedy nieświadomie, pracowały usilnie nad tym żeby życie stracić! Puchar ATV Polska z Mamrami i moim wsparciem ciągnęliśmy dwa lata aż drogi się w końcu rozeszły.
Skończyło się to kiedy moja kariera zawodowa wjechała na tor wytyczony przez firmę Free&Fun Motors. Ludzie nadal chcieli jeździć quadami. My chcieliśmy dawać im pojazdy, serwis i zabawę.
Rajdy nie są biznesem, więc mogliśmy ostatnio ukierunkować je w nowy sposób. Długo zastanawialiśmy się jak spowodować upust ciśnienia i podnieść bezpieczeństwo, jednocześnie nie tracąc uroku rajdu. Wróciliśmy do korzeni. Wzorem Rumuńskiej imprezy Enduromania znowu skorzystaliśmy z blaszek z kodem do kalkowania. Wróciły punkty foto. Zbiegło się to pod koniec roku 2009 z pomysłem wskrzeszenia River Ride Krzyśka. Karkołomnie przenieśliśmy imprezę z Płocka w góry i jesienią zebraliśmy bardzo kameralną grupę. Na starcie znowu stanęli motocykliści. Ostatecznym zaskoczeniem było to że nie zaplombowaliśmy do pojazdów kart. Każdy mógł jechać jak chciał. Szlaki podane do GPS były od dziecinnie łatwych po prawdziwie górskie. Łącznie kilkaset kilometrów. Udało się.
W tej samej konwencji przystąpiliśmy do ostatniej lutowej edycji w Kietlicach. Myślę ze było to właściwe posunięcie. Przypadkowi goście mogli nie zrozumieć z czego się cieszy grupa ludzi na poważnie uzbrojonych sprzętach, na łatwej trasie, z nie plombowanymi kartami. Stali bywalcy wiedzieli. Ja zawsze chciałem żeby Mamry Challenge był nie najtrudniejszym, a najfajniejszym rajdem quadów i motocykli terenowych w Polsce.
Co dalej? Rajd podobno się podoba. Skoro tak, to na pewno nie odtrącę tego trudnego dziecka od tak sobie. Takie te mamry mamy, więc takie będę kochał. Jednak świat idzie dalej a w głowie kwintą mi nowe pomysły. Czy będą równie dobre? Czas pokarze.
Pozdrawiam Michał Mazurek