Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Mauretania - Sahararally 2014
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 16.04.2024 21:05

Regulamin forum


REGULAMIN DZIAŁU "IMPREZY ATV"
Warunki zamieszczania informacji o imprezach na stronie Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców –ATV Polska

Zgłoszenia imprez są płatne:
• Koszt zamieszczenia jednej imprezy - 60 zł netto

Z opłat zwolnieni są:
• Organizatorzy zrzeszeni w Polskim Związku Motorowym
• Organizatorzy zrzeszeni w Polskim Stowarzyszeniu Czterokołowców -ATV Polska
• Organizatorzy, którzy mają aktualnie wykupioną dowolną formę reklamy na stronie ATV Polska (możliwość darmowego zgłoszenia maksymalnie 3 imprez w roku)
• Organizatorzy imprez charytatywnych, proekologicznych oraz takich, w których od uczestników nie jest wymagana opłata wpisowa

Miejsce emisji ogłoszenia:
Kalendarz Imprez ATV Polska oraz dział „Imprezy ATV” na Forum ATV Polska

Warunkiem zamieszczenia informacji o imprezach na stronie ATV Polska jest:
1. Przesłanie e-mailem na adres [email protected] następujących danych Organizatora, , wymaganych do wystawienia faktury: pełna nazwa, adres siedziby, NIP, nr KRS, imię i nazwisko osoby kontaktowej, telefon kontaktowy, strona www, e-mail. Oraz danych o zgłaszanej imprezie – miejsce, termin rozegrania imprezy, charakterystyka imprezy.
2. Zgłoszenie imprezy do Kalendarza Imprez ATV Polska za pośrednictwem Formularza Zgłoszeniowego.
3. Ogłoszenie zostanie opublikowane po wpłynięciu należności na konto ATV Polska.
Nazwa odbiorcy: POLSKIE STOWARZYSZENIE CZTEROKOŁOWCÓW-ATV POLSKA
Siedziba: PL. SZCZEPAŃSKI 8, 31-011 KRAKÓW
Nr rachunku odbiorcy: Alior Bank 52 2490 0005 0000 4520 8333 6051
Tytułem:ogłoszenie imprezy, nazwa imprezy
Kwota: 60 zł netto
4. Zabrania się w treści postów na forum umieszczania logotypów sponsorów oraz partnerów. Dozwolone jest jedynie podanie ich nazw własnych.
5. Złamanie niniejszych warunków uniemożliwi Organizatorowi zamieszczanie kolejnych ogłoszeń w przyszłości.
6. Ogłoszenia zamieszczane przez osoby trzecie będą usuwane.

Ogłoszenia niekomercyjne w dziale „IMPREZY ATV”

Upoważnionymi do zamieszczania ogłoszeń niekomercyjnych w dziale "Imprezy ATV" są wyłącznie osoby będące aktywnymi użytkownikami forum tj.
-posiadające min. 3 miesięczny staż na forum oraz
-posiadające minimum 50 napisanych postów. Dotyczy postów pisanych tylko w działach forum ogólnego ( Uwaga! Nie dotyczy działów regionalnych, squadów prywatnych, Hyde Parku, powitalni, giełdy itd).

Ogłoszenia niekomercyjne nie mogą zawierać w swojej treści bezpośrednich informacji o danych dotyczących wpisowego oraz informacji o uzyskiwaniu jakichkolwiek korzyści z tytułu wzięcia udziału dla jakiejkolwiek osoby lub firmy.
Ogłoszenia nie może wprowadzać osoba będąca organizatorem lub inna osoba, która zajmuje się handlem na forum i poprzez jej upublicznianie zwiększa swój autorytet oraz odnosi inne korzyści z tego wynikające

Administracja Forum ATV Polska ma prawo nie zatwierdzić tematu bez podania przyczyny.

ATV Polska nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń komercyjnych oraz za przebieg opisanej imprezy.

Kontakt w sprawie zamieszczenia ogłoszenia:
[email protected]
tel. + 48 601 590 301



Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 
Mauretania - Sahararally 2014 
Autor Wiadomość
Zawodnik ATV Polska
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.07.2005 09:11
Posty: 157
Miejscowość: gliwice
Quad: Honda Rincon 680, Honda TRX 700xx
PostWysłany: 04.03.2014 11:56 
Mauretania - Sahararally 2014
Witam
Zapraszam na wyprawę do Mauretanii, która odbędzie się na początku kwietnia, przez 10 dni będziemy eksplorowac ten kraj na quadach jako pierwsza taka Polska Quadowa Wyprawa.
wstepna agenda:
przylot do Casablanki
sprawy formalne w rabacie, wizy do Mauretanii
samochodem do Dakhli w Sacharze Zachodniej
start wyprawy quadowej
10 dni tour po Mauretanii aż po granice z senegalem i krótka wizyta w kolejnym kraju
powrót do Dakhli, pakowanko i transfer do Casablanki

Image

mała kameralna ekipa, nowe tereny, wspaniałe krajobrazy!
Zapraszam

-- dodano 04.03.2014 10:42 --

Senegal!!!
Ostatnuie info, nie mam problemu z wjazdem do Senegalu, a więc nasz cel Dakar chyba jest osiągalny:)!

-- dodano 04.03.2014 10:42 --

Senegal!!!
Ostatnie info, nie mam problemu z wjazdem do Senegalu, a więc nasz cel Dakar chyba jest osiągalny:)!


Ostatnio zmieniony przez D.L-G 04.03.2014 11:56, edytowano w sumie 3 razy

Ogłoszenie zatwierdzone przez ATV Polska



 
Profil WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 04.03.2014 14:26 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
To się pięknie zapowiada , kolejna afrykanska przygoda , no i gwóźdź programu Dakar .... Już się nie mogę doczekać, przepięknej czarnej Afryki .

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW
Zawodnik ATV Polska
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.07.2005 09:11
Posty: 157
Miejscowość: gliwice
Quad: Honda Rincon 680, Honda TRX 700xx
PostWysłany: 20.03.2014 23:52 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
...cóż zrobić w przyszłą niedzielę startujemy, bedziemy starali się wrzucać na bieżąco info oraz swoja pozycję. Autem do Dakhli w Saharze Zachodniej, potem na quadach przez Mauretanię do Dakaru w Senegalu-mam nadzieje:)
Image


 
Profil WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 21.03.2014 01:13 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Mam nadzieję iż do tego czasu ogarnę SPOTA lokalizator satelitarny i można będzie Nas śledzić on live .

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW
Zawodnik ATV Polska
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.07.2005 09:11
Posty: 157
Miejscowość: gliwice
Quad: Honda Rincon 680, Honda TRX 700xx
PostWysłany: 21.03.2014 08:37 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
jak mozesz to weź, a ja będę miał satelite:)


 
Profil WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 21.03.2014 14:09 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Lokalizator na pewno zabieram , jest w nim funkcja SOS i poszukują ciebie ,,lokalne,, służby .
muszę go tylko skonfigurować , działa na pewno już testowałem . Na podstawie wysyłanych komunikatów można go śledzić on live na gogle maps , otrzymując współrzędne .... i bliscy mogą obserwować/kibicować uczestnikom .

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02.03.2006 15:42
Posty: 2292
Miejscowość: SD
Quad: Outlander 800 XT-P srebrny (!)
Poprzednie quady: Aeon 220, Kawasaki KFX 700, Brute Force 750, Can-Am Renegate 800, Outlander 800 Max, Outlander 800, Outlander 1000 XMR, Outlander 1000 Max XTP
PostWysłany: 28.03.2014 11:49 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Rafał, ilu Was jedzie?

_________________
Jazda na górskim rowerze jest równie fajna!


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 29.03.2014 08:19 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
W pięciu lecimy :>

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02.03.2006 15:42
Posty: 2292
Miejscowość: SD
Quad: Outlander 800 XT-P srebrny (!)
Poprzednie quady: Aeon 220, Kawasaki KFX 700, Brute Force 750, Can-Am Renegate 800, Outlander 800 Max, Outlander 800, Outlander 1000 XMR, Outlander 1000 Max XTP
PostWysłany: 31.03.2014 11:32 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Podczas samochodowej wyprawy do Maroko rozmawiałem z ludźmi, którzy byli w Mauretanii - ponoć same wydmy, czyli to co lubisz :D . Też dotarli do Senegalu; trochę fotek z Mauretanii można obejrzeć tu: http://www.bezdroza4x4.pl/galerie/php/m ... ia2013.php . Po prostu Afryka, inny świat.

Powodzenia Panowie!

_________________
Jazda na górskim rowerze jest równie fajna!


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15.11.2009 19:38
Posty: 126
Miejscowość: Warszawa
Quad: Yamaha Grizzly 700 FI
PostWysłany: 22.04.2014 12:46 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Dlaczego nie opisujecie choć troszkę jak było? Czekaliśmy chyba już dosyć . :lol:

_________________
Żyje się raz, a bywa, że i niecały.


Ostatnio zmieniony przez Włodek doktorek, 22.04.2014 12:46, edytowano w sumie 1 raz



 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 13.12.2014 22:35 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Troczę to trwało ale JEST .

Image


WYPRAWA Sahara Zachodnia Mauretania Senegal 2014

Kolejna moja i nie tylko ciekawa Afrykańska wyprawa w nieznane …. jak się okazuje później w mocno nieznane .Pomysł wyjazdu był inspirowany rajdem Paryż – Dakar , cóż ale jeśli rajd wyemigrował z Afryki do Ameryki Południowej to my grupa pięciu śmiałków postanowiliśmy dotrzeć qładami na metę rajdu , cel DAKAR . Przez kilka zimowych miesięcy poszukiwaniu informacji na temat przejazdu przez kilka krajów afrykańskich ustalaniu trasy przejazdu załatwiania wiz , szczepień praw jazdy i innych formalności bez których moglibyśmy utknąć na chwilę dłużej jest konsensus jedziemy do Dakaru …hura !!!
Ruszają przygotowania maszyn , szpeju wyprawowego , jak zwykle piorytetem jest zabranie na maszynę jak największej ilości paliwa dopiero potem trzeba wygospodarować miejsce na wodę i żywność i zabawki kempingowe .Termin wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami , cały ten napięty czas spędzamy na telefonach doszlifowując szczegóły wyprawy
W końcu nadchodzi dzień ruszamy , jako uprzywilejowana międzynarodowa grupa trzymająca ,, władze ,, Ja Piroman i Petr , czech polskiego pochodzenia wylatujemy samolotem z Warszawy poprzez Rzym w którym konsumujemy przepyszną picce na mieście i korzystamy z dóbr cywilizacji , które już niedługo będziemy mogli tylko wspominać . Wiedząc iż do cywilizacji wrócimy za dwa tygodnie zajadamy się piccą i opijamy napojami co by w Afryce nie schudnąć za dużo . Tam też jednemu z nas tak się spodobało na lotnisku Fiumicino w Rzymie iż trudno było go przekonać do kolejnego lotu w strefę Afrykańskiej Casablanki .
Powoli zbliżamy się do kolejnej przesiadki tym razem to już Afryka . I w tym miejscu chciałbym nadmienić o naszych kolegach którzy są już od trzech dni w podróży mają do pokonania 5000 km Trafikiem z lawetą plus nasze wspaniałe rumaki czterokołowe , okazuje się to bardzo karkołomnym zajęciem transportowym , zważywszy na liczne kontrole policyjne , wojskowe , a na dodatek okazuje się iż dystans zwiększa się o kolejne 500 km po afrykańskich drogach chłopaki lekko nie mają .
Lądujemy w Casablance która wita nas deszczem i to ulewnym , ot taka Afryka chociaż deszcz jakby znajomy taki jak w domu .Tutaj zatrzymujemy się dłużej mamy prawie całą noc i dzień dopiero wieczorem mamy lot Dahli w Saharze Zachodniej .Po kilku godzinach snu organizujemy sobie czarnego przewodnika , oczywiście w białym mercedesie W123 z przebiegiem prawie miliona kilometrów i podążamy zwiedzić 2,5 milionowe miasto , nasz przewodnik jak się okazuje nie spika po angielsku , cóż język migowy mapa w dłoń i zwiedzanie. Zaczynamy od Pałacu Królewskiego który oglądamy tylko z zewnątrz , kolejnie odwiedzamy słynny , bo drugi co do wielkości minaret na świecie który znajduje się tuż nad brzegiem oceanu meczet Hasana II . Wewnątrz budowli imponuje swoim rozmachem architektury muzułmańskiej , robi wrażenie swoją wielkością i nowoczesnością , otwierany dach i wiele innych ciekawostek . Jest to jeden z dwóch meczetów na świecie , gdzie wolno wchodzić innowiercom . Potem udajemy się do portu na przepyszną obiado kolacje i wieczorem wylatujemy w głąb czarnej Afryki do Dakhli .
Image
Lądujemy w miejscu spotkania z naszymi towarzyszami wyprawy którzy transportują nasze sprzęty , po wylądowaniu widać iż jest to już początek czarnej Afryki , w końcu zacznie się prawdziwa przygoda , ku naszemu zdziwieniu lotnisko w Dakhli okazuje się lekko prowincjonalnym portem lotniczym , okazuje się iż nasz samolot jest jedyny który przylatuje dzisiejszego dnia , przywozi Nas i zabiera pasażerów z powrotem do Casablanki .
Na miejscu próbujemy zorganizować transport do hotelu , okazuje się iż wystarczy przejść się spacerkiem do hotelu , Tymczasem dowiadujemy się , iż nasi transportowcy dojadą do nas dopiero następnego dnia …. no cóż mocno spragnieni jazdy qładami po trzecim locie pozostaje nam szybkie zwiedzanie miasteczka , miejscowość taka jakaś dziwna mocno wojskowa , na każdym kroku żołnierze i ich wielkie pojazdy , dodatkowo port wojenny z mocno czynnymi okrętami u wybrzeży Atlantyku . Pomimo uśmiechów wojskowych , wyczuwalne jest napięcie , jak się potem okazuje wszyscy oczekują wizyty króla Maroka . Na szczęście w hotelu i knajpkach jest luz i miła atmosfera , nadchodzi wieczór i idziemy zgodnie grzecznie spać rano ruszamy ku prawdziwej upragnionej przygodzie.
Niestety Afryka jest nam nie przychylna , okazuje się iż Zderzak z Przemkiem dotrą do nas po popołudniu, masakra jeszcze się nie zaczęło a już są obsuwy . Także dalej czekamy na sprzęty i naszych współtowarzyszy , co zrobić chciało się to się czeka . Ale to dopiero początek nasi transportowcy zjawiają się i oznajmiają iż dzisiaj już granicy do Mauretani nie przekroczymy gdyż nie wypuszczą nas z Sachary Zachodniej z prozaicznego powodu granice zamykają o 18 , noc jest do spania a nie do ciężkiej pracy - podejście afrykańskie.
Po naradzie ustalmy plan działania iż ruszamy na naszych rumakach następnego dnia o świcie w kierunku granicy , jest już trzeci dzień a dla kolegów ,,transportowców,, szósty dzień w podróży a nadal nie wystartowaliśmy ku qładowej przygodzie . Wolny czas wykorzystujemy na przepakowanie się i kompletne przygotowanie do porannego wyjazdu , w czasie krzątaniny okazuje iż trzeba ogarnąć hondę a raczej coś odkręcić aby wyjechała …i tu mi się na usta nasuwa stwierdzenie ,,jak mogło się coś popsuć jak już przyjechało zepsute,, .
Nadchodzący poranek jest tym dniem w którym w końcu usiądziemy na nasze sprzęty i pomkniemy w kierunku Dakaru . Wczesnym zimnym porankiem o wschodzie słońca ruszamy ku czarnej Afryce , hura mamy do granicy z Mauretania 400 km .
Wiem trochę się rozpisałem może nie na temat samej wyprawy , ale cóż miałem taką potrzebę przekazania jak to wyglądają przygotowania nim się usiądzie na qłada w Afryce.
No w końcu lecimy , pięciu śmiałków na swoich maszynach , nakręcamy kilometry podczas pierwszych promyków słońca kierując się , do prawdziwej czarnej Afryki a przyświeca nam jeden cel DAKAR ….. legenda wszystkich offroodowców … jest już jakby bliżej .
Nie ujeżdżamy jeszcze połowy dzisiejszej trasy a zaczynają się problemy techniczne , kurde jeszcze się nie zaczęło a już może się skończyć ot Afryka . Najpierw bomba Piromana kicha i przerywa , pali bezpieczniki ogólnie kupa …. Podmieniamy pompę paliwa niestety to nie to , kolejna wymiana bezpieczników przegląd instalacji elektrycznej , udaje się Can Am ożywa , lecimy dalej . Daleko nie ujeżdżamy , kolejny sprzęt kicha prycha ogólnie odmawia posłuszeństwa i nie jest to bomba !!! Tym razem problemów przysparza Honda po wymianie pompy paliwa sprzęt kręci kilometry dalej .
Dzisiejszy dzień spędzamy na awariach , i nikomu z nas nie przychodzi do głowy napawać się afrykańskimi krajobrazami , wszyscy skupiają się na serwisie , jednocześnie wiedząc iż po raz kolejny nie zdążymy na granice , bo już wiemy iż niektóre zamyka się po osiemnastej …. A było do zrobienia tylko 400 km , nie możliwe zwłaszcza iż wystartowaliśmy o piątej rano . Docieramy na granice z Mauretanią wieczorem oczywiście wita nas zamknięta brama i kolejka samochodów oj długa , tłum ludzi harmider , ups będziemy musieli pokombinować rano i wbić się w czub kolejki . Jest to jedyne przejście graniczne pomiędzy Saharą Zachodnią a Mauretanią wiec wyboru nie ma .
Pozostaje nam przenocować na granicy , znajdujemy nawet dwa wolne pokoje jak się okazuje po okazaniu że bliżej im do ,,przechowalni dla zwierząt ,, a nie do pokojów . No cóż noc w warunkach iście ,,czarnych,, to też jakaś przygoda , lecz patrząc na nasze luksusy lekko nam miny spadły , czeka nas noc w mocnych warunkach i nie chodzi tu zapachy . Jest nawet pomysł aby zrezygnować z apartamentów na poczet naszych namiocików toż to przecież prawie Hiltony lecz jest problem nie ma gdzie rozbić namiotów gdyż teren dookoła granicy jest zaminowany , robi się mocno wybuchowo , bierzemy pokoje . Jako Polacy na wyjeździe podnosimy standard pokoju do jednej gwiazdki butelką wisky , co by się udało zasnąć . O poranku nasze salony wyglądają jeszcze okropniej , dobrze że to już koniec nocy . Udaje nam się nawet skonsumować skromne śniadanie i stajemy w kolejkę , dobrze że czekoladowi wpuszczają naszą uprzywilejowana grupę na początek stawki , inaczej było nam dane spędzić koleją noc na granicy .Uf w końcu przekraczamy bramę i nareszcie opuszczamy Saharę Zachodnią , niestety Afryka to Afryka i dziwny to region absurdalnych przepisów , zwyczajów , przyzwyczajeń i pomysłów …. , i po kilu godzinach okazuje się że brakuje nam jakaś czarna cholerna pieczątka na liście przewozowym , najpierw części nam wbijają pieczątki potem anulują jakaś czarna masakra , Suma sumarum po południu okazuje się że nas nie wypuszczą z Sahary Zachodniej nie bo nie , ręce opadają . Po długich rozmowach , apelach , telefonach pogranicznicy wysyłają nas z powrotem do Dakhli na posterunek policji po jakieś kwity , pieczątki .
Tej misji podejmuje się nasz niezniszczalny przewodnik Zderzak i po wypiciu kawy siada na qułada i wraca się 400 km załatwić formalności afrykańskie . Nasza pozostała czwórka organizuje sobie hotel oddalony 80 km od granicy , tym razem normalny . Postanawiamy tam spędzić resztę czasu na zwiedzaniu okolicy na quładach . Pakujemy się na maszyny i gnamy na azymut w kierunku oceanu , zażyć kąpieli wodnych i słonecznych . Przepiękne tereny pustynne , jazda po klifach plaży i to wszystko na legalu zero ludzi , turystów po prostu col . Widok czaderskich klifów oceanu ,,zabija,, tak jakby to było tylko dla nas , niektórym nawet włącza się nieśmiertelność , dobrze że tylko na chwilę . (Przemo foto)
Nasz zachwyt oceanem , widoków , plaży i wolności quładowej , burzy lokales który tłumaczy nam iż nie można się kąpać w oceanie bo snejk two aures det , kurde trochę za późno jesteśmy już po kąpieli a po drugie trochę mu nie dowierzamy , a później doczytujemy iż miał rację .
Ponadto prosi nas o opuszczenie plaży i to tak jak przyjechaliśmy dookoła , bo to teren wojskowy i on będzie miał nieprzyjemności jak nas zobaczą wojskowi . Ok to wracamy terenem dookoła , dobijamy do szutrówki i jedziemy w kierunku wioski rybackiej którą widzieliśmy z plaży . Miejscówka fajna klimatyczna , zatoka a w niej pełno łodzi rybackich kilka lepianek i pełno dzieciaków . Kupujemy bezpośrednio z łodzi ryby na kolacje , bierzemy tylko ryby co prawda w łodzi leżą , kraby , jakieś inne dziwne nieznane stwory a wśród nich ośmiornice bierzemy tylko ryby . Pomysł na świeżą kolacje rybną posunął nam kelner w hotelu , załatwcie sobie ryby a my je Wam przygotujemy . Tymczasem daleko od nas Zderzak samotnie zmierza Hondą do Dakhli .
Wyjeżdżając z wioski spotykamy campera okazuje się że podróżują nim francuzi którzy mówią nam pokazują gdzie są fajne miejsca nad oceanem i ostrzegają nas że nie mamy pod żadnym pozorem zjeżdżać z drogi !!! a raczej z okolicy śladów pośrodku pustyni . O co chodzi , nasz francuski i ich angielski pozwala się nam porozumiewać gestami i szarpanymi słówkami , meritum jest wybuchowa. Jak się okazuje po konwersacji francusko polskiej , francuzi próbują nas ostrzec o wszędobylskich minach które są porozsiewane dookoła wioski . Cóż robimy miny i to nie tęgie patrząc na siebie że co BUM , no jakby nie patrzeć mogliśmy się nieźle rozerwać jadąc oesem pomiędzy minami , do dziś uginają mi się nogi na myśl min w Afryce .
Po tej przygodzie jedziemy powolutku gęsiego grzecznie po śladach do hotelu na ucztę rybną i nie tylko . Wieczorem okazuje się iż Zderzakowi nie udało załatwić pieczątek , pozwoleń i przyjedzie rano Trafikiem z laweta i qładem , nawet nie chcemy myśleć co nam przyniesie kolejny poranek . Wiemy że nie wygramy z absurdami czarnej rzeszy pograniczników , cóż z drugiej strony marzenie dojechać do Dakaru , inszalach (jak allach pozwoli ) .
Rano wszyscy spotykamy się na granicy w Guerguarat i spróbujemy po raz drugi zaatakować szlaban graniczny . Jest to już piąty dzień po za domem a tu dalej idzie nam pod górkę i nie możemy opuścić Sahary Zachodniej . Na znanej nam granicy , jesteśmy już rozpoznawalni przez urzędników , robimy dobre miny do złej sytuacji a w zasadzie do braku kilku kwitów i pieczątek . Zamieszanie jest spore , chodzimy od budki do budki , szerzymy ząbki i wszystkie rozkazy wykonujemy leniwie i bez entuzjazmu tak na luzie przecież nie mamy na nic wpływu . Zderzak biega lata jak wściekły z zębami wysuniętymi ponad przeciętną do przodu , nagle odjeżdża samochodem i za chwilę przybiega i mówi że jest OK możemy jechać dalej , ale jest haczyk , jak ktoś nie wróci sprzętem do Guerguarat to przepada Trafik z przyczepą który Zderzak zdeponował jako zastaw wraz z dokumentami i kluczykami na parkingu celnym … dzięki Zderzak .
Udało się , nasza euforia sięga zenitu po dwóch dniach walki na granicy ruszamy hura DAKAR , teraz tylko wjazd do Mauretani …. ciekawe jak tam nas potraktują ? Po przejechaniu kilku bram , szlabanów zaliczeniu kilku budek i pieczątek opuszczamy Saharę Zachodnia , w końcu . Za ostatnim szlabanem wjeżdżamy na siedmio kilometrowy pas ni czyj. To że teren dookoła granicy i nie tylko jest zaminowany to wiemy nic nowego , ale do cholery gdzie jest asfalt , Allach go zwija czy co . Chyba pas niczyj to i asfaltu nie ma komu wylać i cały transport kołowy z Europy pokonuje siedem kilometrów po pustyni tu i ówdzie piaszczystej lub kamienistej wśród porozrywanych wraków samochodów ale nie ma się czym martwić miny które miały wybuchnąć już wybuchły , dobitnym dowodem są wraki nie ma się czego cykać jedziemy gęsiego pośladach za naszym twardym przewodnikiem . Teraz zrozumiałem po angażować , niezliczone ilości strażników , wojska , budek setki kilometrów zasieków i innych bajerów granicznych , wystarczy zaminować teren wokół psełdo drogi , a i co znaki czy jakiekolwiek informacje o minach , wystarczą porozrywane wraki samochodów – taki afrykański znak ostrzegawczy , tu to nawet Polak nie zakombinuje !!!
Docieramy w jednym kawałku lekko zmieszani , ale nie rozerwani na posterunek graniczny w Mauretanii , i tu znowu zaczyna się cyrk afrykański …. Samo wyrobienie wizy to już są emocje , butka z betonu z dwoma żołnierzami w rogu stoją kałasze , sto pytań do mnie w dziwnym języku , ja uśmiech na twarzy , jakoś to będzie , wchodzisz dużymi frontowymi drzwiami , wypuszczają małymi od tyłu pokręcone , fotki do wizy , odciski poszczególnych palców i jest wiza a i najważniejsze jaki jest mój zawód i czym się zajmuje w kraju . Potem kolejne kontrole osobiste , narkotykowe , alkoholowe , oczywiście bez ten euro od qłada się nie obyło , jakby nie to pewnie kazali by rozkręcić qłąda na części do kontroli a tak tylko cztery godziny . Jeszcze tylko ubezpieczenie małretńskie i ruszamy ku przwdziwej przygodzie .
Teraz gdy już jesteśmy w Mauretanii odetchneliśmy z ulgą , udało się lecimy do Dakaru w końcu mamy mało czasu , paradoks Afrykański polega na tym iż czarni maja czasu bardzo dużo a my mamy zegarki . Postanawiamy iż jedziemy ile starczy nam sił do odcięcia . Ujeżdżamy kilkanaście kilometrów napotykamy mauretański pociąg o imponującej długości czterech kilometrów , chyba towarowy bo same platformy załadowane po niebo , z przerwami na wagony otwarte z ludźmi i ich dobytkiem siedzą sobie spokojnie i podróżują , kilka fotek i lecimy dalej . Tego dnia pokonujemy 400 km po pustyni nic się nie dzieje nuda z przodu , z boku pustynia płaska monotonna . Późną nocą rozkładamy nocą , szybka pustynna kolacja z piaskiem i upragniony sen .
Następnego dnia mamy ambitny plan przejechania 500 km i zbliżenia się do granicy z Senegalem , zobaczymy co na to Allach bo to on chyba tutaj rozdaje kilometry szczęścia . Noc mija szybko , rano budzi nas przepiękny wschód słońca na pustyni . Powoli się ogarniamy ze snu , poranny posiłek , kawusia i takie tam , gdy nagle zauważamy dwa samochody po prawej i po lewej , oddalone od naszego obozowiska w zasięgu wzroku . Trochę nas to zdziwiło na pustyni wieczorem nikogo nie było , kto to jest i jakie ma zamiary . Jeden z nieznajomych przychodzi do nas pieszo i prosi o wodę , po otrzymaniu butelki wody , nagle samochody zaczynają jechać w naszą stronę , się porobiło były to wojskowe pickapy w tym jeden z zamontowanym karabinem maszynowym na dachu , trzymanym w tym momencie przez ciemnoskórego żołnierza , ups mocno nam się portki zatrzęsły i nie tylko .
Po militarnym spotkaniu , siadamy na maszyny i ogień do przodu przed nami stolica Mauretanii Nouakchott gdzie planujemy zrobić małą przerwę zakupić kończące się paliwo i gonić w kierunku celu . Humory dopisują pomimo nudnego pustynnego krajobrazu , po prostu płasko , dopiero przed stolica ciągnie się pas około 100 km kopalni kruszyw nazwa burzliwa , wszystko odbywa się ręcznie , pomijając wywóz kruszywa . Setki jak nie tysiące osób przesiewa piach wielkimi łopatami przez jeszcze większe sita a potem ładuje przesiane kruszywo ręcznie na naczepę . Oczywiście tu wszystko ma inny wymiar , ładuje się wyżej burt o dwa metry usypując piramidę , do transportu używa się tylko stare ciężarowe mercedesy które załadowane po niebo kruszywem i ludźmi siedzącymi na dachu , wyjeżdżają po deskach z pustyni i jada do stolicy na targ kruszywa z prętkościa 30 h/h . Widok pracujących ludzi utkwił mi w pamięci , gdyby nie ciężarówki na pustyni to byłbym gotów pomyśleć iż pustynia się rusza tyle osób bardzo ciężko pracuje żyje jednoczesnie . Docieramy do stolicy Mauretanii Nouakchott powoli zaczyna się haos komunikacyjny , wszystko co ma koła i nogi , jeździ i chodzi po ulicach
Docieramy do stolicy Maruetani, chaos jak w Afryce wszystko co ma koła to jeździ i chodzi po drodze. Potem szukamy bankomatu, a następnie stacji paliw z benzyną, ponieważ nie wszędzie benzyna jest dostępna. Bagatela pobieram w bankomacie kwotę 80,000,00 wynalazków. Na samych rogatkach Nouakchot, wpadamy na upragniony obiad i kawę do cywilizowanej knajpy pewnego Portugalczyka , oczywiście wzbudzamy duże zainteresowanie ludności tubylczej, i jak się okazuje nie tylko, ale o tym napisze na powrocie. Sam dojazd do stolicy Mauterani nic specjalnego, płaska i jednostajna pustynia .. ogólnie nuda i jazda do pierwszego przyśnięcia na qładzie. Po pysznym posiłku lecimy dalej Dakar jest coraz bliżej.
Kasa pobrana , paliwo zatankowane , lecimy dalej w stronę naszego upragnionego celu, powoli zaczyna prawdziwa czarna Afryka której jesteśmy ciekawi. Po opuszczeniu miasta robi się coraz ciekawiej, teren zaczyna się zmieniać, ludzie których spotykamy są jakby bardziej czarni. Ważne jest to że robi się fajnie klimatycznie , oczywiście niezliczone i wszędobylskie kontrole wojskowe, ale cóż brniemy dalej, planujemy dojechać do granicy przenocować „gdzieś” i następnego dnia z samego rana zaatakować przejście graniczne w Rosso. O zmroku jesteśmy blisko granicy, czuć już przejście, niezliczone tabuny samochodów przeróżnej maści i nie tylko...Rozglądamy się z perspektywy qładów za noclegiem , niekoniecznie w namiocie, strefa przygraniczna no i te zwierzęta egzotyczne nie pozamykane w klatkach, szukamy noclegu a tu niespodzianka , nocleg znalazł nas , zostajemy ustrzeleni w nocy jako potencjalni klienci przez lokalnego watoszkę który to nas , zaprasza do siebie na kolacje i ogarnia nam nockę w jutowym namiocie , bo zachwala że jako jedyny ma łazienkę na wiosce. Długo się nie zastanawiając i lecimy na salony, naszego czarnego przyjaciela zawsze to coś bezpieczniejszego. Na miejscu okazuje się iż mamy całkiem fajny namiocik z ciepła kolacyjką, to nic że wszyscy w siedmiu jemy z jednej michy , luksusem nie są tu nakrycia czy serwetki, my otrzymujemy łyżki. Po kolacyjce czas na integrację z mieszkańcami domu, niestety pozostała populacja wioski jest na bieżąco przeganiana spod płotu , tak nie dość iż była toaleta z której to nikt z nas nie skorzystał, to na dodatek dom naszego czarnego przyjaciela był ogrodzony i miał bramę z furtką … pełen wypas. Trwające rozmowy w naszym wynajętym Hiltonie , sprowadzają się do zmiany planów i za namową naszego „watoszki” postanawiamy przekroczyć granicę w innym miejscu, gdzie ma być , łatwo, tanio i przyjemnie.... niestety jak to ktoś powiedział „ biały człowiek nie wygra z czarnym człowiekiem...Nazajutrz o poranku pełni optymizmu lecimy na przejście blisko Saint Louis , tam ma być ok , nasz lokalny wataszka załatwia nam ubezpieczenie i ofiaruje pomoc jego przyjaciela pogranicznika . Pojawiło się światełko w tunelu może dotrzemy do Dakaru.
W końcu mamy pomocną dłoń na granicy . Droga do samego przejścia granicznego, pozostaje ofroodowa jedziemy nasypem wzdłuż rzeki Senegal, czuć , słychać i widać czarną Afrykę , krajobraz przepiękny zwierzęta i klimat. Oczywiście żeby nie było kolorowo jest jedyna droga i tak zliczamy kilka kontroli, a smaczku dodaje , bilet wjazdowy do rezerwatu....wyłudzanie kasy , jedziemy dalej ku Senegalowi , jest przepięknie , pełen relaks napawamy się widokami afrykańskimi.
Wczesnym przedpołudniem stajemy przed szlabanem celnym, pełni optymizmu z nadzieją że za chwilę staniemy na ziemi Senegalskiej czekamy, wszystko załatwione , wizy , ubezpieczenia, będzie sprawnie i przyjemnie.... prawda z którą stoczymy bój na granicy jest okrutna. Fajne malutkie przejście , z małym natężeniem ruchu zatrzymuje nas na pół dnia. Zaczyna się na małych opłatach już w Mauretani od parkingu, poczynając łapówką na wjeździe kończąc opłatą za most, w sumie nie jest źle, żyjemy nadzieją iż za chwilę Senegal. Nasza upragniona ziemia , wita nas oczywiście opłata za przejazd tym samym mostem, ale jak się za chwile okazuje , że nasza wiza wykupiona w ambasadzie w Berlinie, w Senegalu na tym przejściu jest nieważna, po rozmowach , negocjacjach , pogranicznicy wysyłają nas na przejście w Rosso.....no teraz mamy problem , żegnaj Dakarze zabraknie czasu aby tam dotrzeć masakra , a miało być szybko, łatwo i przyjemnie, oczywiście nasz wioskowy wataszka wystawił nas do wiatru, nikt go na granicy nie zna, a ubezpieczenie które załatwił jest do bani i weź tu zaufaj beżowemu.
Nasza grupa siedmiu śmiałków decyduje iż wracamy do Mauretani i spróbujemy granice przekroczyć tam gdzie obowiązują nasze wizy. Zwrot 180º i atakujemy mauretańskich celników , iż wracamy do ich kraju z powrotem a Dakar , cóż może następnym razem , i tu mocne zdziwienie , chcą od nas wizę wjazdową , ok nie mamy więc nam wystawcie , jakieś 50 euro opłaty. Okazuje się że sytuacja w jakiej się znaleźliśmy to żart, wizy nam nie wystawią bo nie mają komputera i drukarki, i że mamy sobie pojechać do ambasady w Dakarze, tak ale jak , się pytamy , skoro do Senegalu nie możemy wjechać. Sytuacja dla nas niezrozumiała, pozostaje nam spędzić czas a może tydzień na skrawku ziemi niczyjej, tak nawet nie ma gdzie rozbić namiot.....Masakra co dalej , mijają kolejne godziny, pertraktacje z celnikami co za kanał, czarna dupa w Afryce....Ale co nas nie zabije to nas wzmocni , okazuje się że nie ma sytuacji bez wyjścia.
Spotykamy Senegalczyka podobno z ministerstwa turystyki, który pomaga nam przekroczyć granicę i wjechać do Senegalu . Zabiera nas pod swoją opiekę , swoją Toyotą V 8 i eskortuje na lotnisko w Saind Louis , gdzie mają nam wydać wizy do Senegalu. Jedziemy ok 40 km pod eskortą , i myślimy co by nie było jesteśmy w Senegalu i musimy się dostać do Dakaru do konsulatu Mauretańskiego po wizy powrotne.
Jak zobaczyłem lotnisko to mało nie spadłem z qłada, na pasie startowym pasą się osły , a samoloty cóż są , ale... jest ich jak na lekarstwo i takie jakieś małe, jak cała infrastruktura „ lotniska”. Ale najśmieszniejsze było przed nami.
Obsługa lotniska dwóch wesołych wojskowych , wyrabiało pierwszy raz w życiu wizy..... o matko ile to trwało , zdjęcie zrobione starym alcatelem , z pięć razy zastawiane okno drzwiami od szafy , komedia ..zeszło pół dnia , a na koniec Do you speak Arabic, ja że nie, a może po francusku , ewentualnie angielsku ... a ja na to z uśmiechem że nie , aj I em speaking in Polish a Russian … chwila nostalgii i twarde stwierdzenie beżowego.... to nie dostaniesz wizy, tak mnie zatkało , zapomniałem nawet polskiego..... o kurde i co teraz , okazuje się że urzędnicy a może wojskowi mieli specyficzne poczucie humoru, wręczyli paszport podziękowali i cieszyłem się razem z nimi z żartu.
Z wizami czy bez co tam jedziemy dalej eksplorować Afrykę , już wiemy co by się nie działo musimy dojechać do Dakaru.
Tniemy do przodu pośród przepięknych scenerii , coraz więcej roślinności zwierząt i ludzi uśmiechniętych , zadowolonych , czas który nam się bezlitośnie kończy pcha nas ku celowi naszej wyprawy upragniony Dakar..... tak już wiem że dotrze do celu , euforia , radość hura …
Kilkadziesiąt kilometrów przed Dakarem pod wschodem słońca podczas odpoczynku i tankowaniu paliwa , mija nas dwóch motocyklistów okazuje się iż to Polacy, ot taka sytuacja …. niestety przelatują obok nas swoimi gesami niczym strusie pędziwiatry , nie poznając rodaków. OJ byłoby to fajne spotkanie , zwłaszcza iż dowiedzieliśmy się iż dwa polskie motocykle lecą przed nami szkoda zawsze to miło usłyszeć , daleko od domu swój ojczysty język.
Nadchodząca ciemność była wyznacznikiem iż docieramy do bramek Dakaru, puls zaczynał szybciej bić przecież to jest nasz cel, osławiony Dakar, kiedyś meta najcięższego rajdu świata.
Dla nas też symbolizował w jakimś sensie metę , a w zasadzie półmetek.
Z uwagi na liczne potknięcia czasowe na granicach , postanawiamy w nocy odszukać konsulat Mauretański i w pobliżu znaleźć nocleg. No to już z górki tylko droga do konsulatu, kilkanaście km, i tu się okazuje że przeżywamy razem a czasami z osobna rajd ,,Dakar,,w Dakarze , a w zasadzie na ulicach , poboczach wyłączonych z ruch , budowlach i chodnikach, tego przejazdu nie da się opowiedzieć i zapomnieć , jedziemy , przeciskamy pomiędzy wszystkim co jeździ i chodzi w Dakarze dobrze że nie ma samolotów na ulicach , chociaż kto wie jak było tam kiedyś . Chwilami spychani przez wielki pojazd , ocieramy się kołami o inne pojazdy , aby nie zostać zmiażdżeni jedziemy pasem oddzielającym jezdnie , pomiędzy palmami. Po kilku kilometrach okazuje się iż szybko musimy dostosować się do realiów drogowych w Dakarze i szybko nabywamy umiejętności kierowców afrykańskich , klakson , wszystkie światła i ogień do przodu , szybszy i zwinny się liczy , nie maruderzy ci są spychani na pobocze , po prostu oes czasowy pomiędzy wszystkim co znajdzie się na drodze. Po mocnym akcencie rajdowym w Dakarze z trzęsącymi się dłońmi, lądujemy pod konsulatem jupi aj. Nie dowierzając że jesteśmy cali i zdrowi, co najważniejsze w komplecie , nikt się nie zgubił.

Świętujemy jednym żywcem nasz osobisty sukces Dakarrrr………... cali niesamowicie szczęśliwi, pełni energii, miotani emocjami , z bananami na twarzy , chcemy rozbić namioty pod konsulatem w końcu mamy już 24:00.gdzieś musimy spać, z namiotu po dyskusji rezygnujemy , decydujemy się na klopsiki w słoiku na ciepło pod bramą na trawniku pod konsulatem .W całej euforii obiadowo-kolacyjnej , nasz przewodnik Paweł ginie nam z widoku, nie martwimy się , kiedyś wróci, no musi wrócić przecież jutro rano będziemy się starać o wizy do Mauretani to na pewno wróci. Więc delektujemy się ciepłym posiłkiem, po piwie zostało tylko wspomnienie w postaci zgnieconej puszki. Po chwili przebiega pełny euforii nasz zaginiony kolega wyraźnie pobudzony i rzuca nam śmieszny tekst „ za godzinę przyjedzie konsul i wbije nam wizę Mauretańską” cośmy się naśmieli z żartu, przecież jest 24:00 , w nocy itd.. Paweł co ci jest , a on dalej swoje , iż to prawda.. i taki tam . Po godzinie ok 1:00 w nocy przyjeżdża biały mercedes , przychodzi strażnik zabiera paszporty i znika za bramą , po pół godziny wraca i oddaje paszporty z wizami. Wszyscy zaniemówili jest 1:30 noc , wszyscy patrzą na Pawła, co Ty zrobiłeś , bo dać już nie było co , że konsul przyjechał i wbił nam wizy- powiedziałem przez telefon Im Deżakowski , i nazwisko naszego kolegi otworzyło nam konsulat Mauretański w Senegalu- takie rzeczy tylko w Afryce , bezcenne płatne gotówką , z uwzględnieniem symbolicznej łapówki. Prze szczęśliwi w zasadzie podwójnie , postanawiamy się trochę przespać i skorzystać z dobrodziejstwa łazienki. Ale nim to robimy w hotelowym barze świętujemy nasz sukces , malutkim piwkiem tym razem każdy ma swoją butelkę ... .
Poranek budzi nas przepięknym widokiem z 20 piętra na ocean spokojny , szybkie pakowanie i wyskakujemy na miasto liznąć trochę Dakaru, trafiamy do legendarnej restauracji ...gdzie gościły same sławy i znakomitości. Po naszym obiadku niestety opuszczamy Dakar kierując się w stronę różowego jeziora plażą wzdłuż oceanu spokojnego mijając ludzi i pojazdy .
Image
Image

Gnamy co sił po plaży bawiąc się jak dzieci gdy dostały pierwsze lego, cali zadowoleni , robimy gdzie nie gdzieś fotki , dzisiaj pokonujemy taką dużą odległość iż możemy stwierdzić iż zdążymy na samolot. Przed samym zachodem słońca rozbijamy namioty na plaży obok Atlantyku , cóż przydałoby się rozpalić ognisko niestety nie ma z czego. Więc tak sobie siedzimy i gaworzymy o tym i tamtym od słowa do słowa znajdujemy na qładach alkohol , szklaneczka siwuchy każdemu dobrze zrobi na żałądek . Rano budzi nas piękny wschód słońca, szybkie śniadanko i w drogę planujemy dojechać do granicy Mauretańskiej i przenocować, przygranicznym Saind Louis , cały dzień spędzamy na naszych rumakach jadać brzegiem oceanu i później odbijamy w stronę miasta , jest fajnie widoki ludzie , sceneria afrykańska , czad jest co podziwiać .
Do przygranicznej miejscowości docieramy w nocy , a tak dobrze nam szło, ale jak to Afryka tu kontrola tu pogaduszki , tam problem z prawo jazdami .W końcu po długich poszukiwaniach znajdujemy obskurny hotel. W Sand Luis w zasadzie jedyny hotel reszta to nie czynne campingi o wątpliwej reputacji. Ów hotel okazuje się wybawieniem już kilka dni tułamy się po Afryce i nie rzadko mamy luksusy w postaci łazienki . Jednak przed snem wyskakujemy na małe piwko za róg do baru. Po zakupieniu piwa , stwierdzamy iż ściany mają tu oczy i jeszcze się ruszają , wracamy do hotelu z piwkiem .W trakcie konsumpcji chmielowego napoju okazuje się iż ów bar to przybytek uciech lokalnej ludności i francuskich turystów, a hotel punktem kulminacyjnym zabaw na godziny.
Po rzuceniu nam propozycji przez szczerbatą recepcjonistkę Maybe massage w szybki sposób opuściliśmy stolik , a w zasadzie szybkim krokiem poszliśmy do pokoju spać, tak spać sami.
Kolejne śniadanie z puszki i lecimy zdobywać granice Mauretanską , znane nam apsurdy i wizy w paszportach dają nam pewność iż będzie gładko . Atakujemy szlaban w Senegalu kilka uśmiechów heloo sawa i bonżur , jest spoko wypuszczają nas z Senegalu , to idziemy za ciosem wybijamy się do Mauretani machając paszportami z wizami , dziwnie zdobytymi , a tu STOP medis control, że musimy się poddać badaniom na Ebolę ( w czasie naszej wyprawy wybuchła epidemia Eboli w Malii która sąsiaduje z Senegalem , natychmiast została zamknięta, granica, a jedyne dwa przejścia graniczne do Mauretani zostały obsadzone personelem medycznym.
Oj zrobiło się gorąco i nie przyjemnie , po negocjacjach w bambusowej budce gdzie leżały szklane strzykawki w metalowych kuwetach , padło z moich ust szybkie stwierdzenie , wolę wskoczyć do rzeki Senegal tam mnie zjedzą bezboleśnie i humanitarnie krokodyle niż dać się ukłuć igłą .
Po negocjacjach i robieniu dużych oczu skończyło się na sprawdzaniu naszych książeczek szczepień , uzupełnienia kwestionariusza medycznego , zmierzeniu nam temperatury przez koszulkę i ochraniacz , pani pielęgniarka oczywiście w maseczce na ustach i białym kitlu ( nie wyglądało to bajkowo) skrupulatnie badała i wpisywała dane, każdorazowo po badaniu temperatury odkażała termometr , nie wiemy dlaczego, okazało się iż jeden z nas miał 31 stopni celcjusza , do dziś się zastanawiam czy to wina termometru czy badania. Po ekscesach z Ebolą i czarną medycyną zostajemy wpuszczeni do Mauretani , teraz tylko pozostaje przejechać Mauretanię powtórnie , w stolicy zatrzymujemy się by uzupełnić zapas paliwa , historia się powtarza z szukaniem cpn-u z benzyną , podczas zamieszania gubi się jeden n nas tak jakby wyparował , po pół godzinnym tropieniu odnajdujemy się w znajomej restauracji Portugalczyka, spożywamy pyszny obiadek i jak to bywa prosimy o piwo, nasz frend robi duże oczy iż w religii islamu , a taka przeważa w Mauretanii , nie otrzymamy piwa o mocniejszych trunkach możemy pomarzyć. No cóż kończymy obiadek i musimy lecieć czas goni, gdy frend mówi że jednak załatwi nam piwo. Prosi nas abyśmy weszli do środka restauracji , bo na zewnątrz nie poda nam piwa, gdyż na pewno wśród gości restauracyjnych są szpiedzy i tajna policja która zawsze się zjawia gdy zjawiają się turyści. Więc wbijamy się do środka , gdzie jest przyjemnie chłodno na zewnątrz temperatura dochodzi do 50 stopni celcjusza. Jakie było nasze zdziwienie jak kelnerka niesie tace z napełnionymi szklankami piwem a obok stoją butelki po wodzie mineralnej, i tak oto europejczyk radzi sobie z islamem. Piwo smaczne choć nie było tanie wypijamy duszkiem i tniemy dalej w kierunku granicy z Saharą Zachodnią , lecimy już znaną trasą i postanawiamy dojechać do miejsca gdzie już biwakowaliśmy wraz z naszą wojskową eskortą . Im bliżej granicy tym napotykamy coraz gorsze warunki pogodowe , jest strasznie ciepło i sucho i zaczyna się wzmagać wiatr, który wzmaga burzę piaskową, Zatrzymujemy się w przydrożnym barze aby zatankować paliwo, wieje tak że trzeba pomocy dwóch kolegów aby zalać qłada. Co chwilę dojeżdżają busy i inne pojazdy z lokalesami i przerywają podróż na dziś , bo idzie burza piaskowa , robi się strasznie ciemno. Postanawiamy jednak wyruszyć na nasz znajomy biwak , to tylko kilkanaście km , okazuje się iż były to długie km , zrobiło się ciemno strasznie ciemno i ciepło , wiatr tak pizgał że ledwo można było utrzymać się w siodle, widoczność spadła do kilku metrów. Normalnie armagedon, powoli piach wdzierał się wszędzie , na miejscu noclegu okazuje się że namiot trzeba rozkładać w trzech , w innym przypadku można go stracić na zawsze. Bardzo żałujemy naszej decyzji , niby kilka km , a tak się porobiło . Mogliśmy zostać w „ ścianach lokalesów” . Na biwaku dalej walczymy z namiotami , już wiedząc iż na pewno nie zjemy nic wieczorem z wyjątkiem piasku. Po rozbiciu namiotu , wskakuję jak tylko mogę najszybciej do niego , oczekując odrobiny luksusu. Okazuje się że wewnątrz namiotu panuje taka mała burza piaskowa , wewnątrz namiotowa., jest nawet taki moment iż chcę ubrać kas żeby choć na chwilę odpocząć od piasku. Noc okazuje się nie tylko piaszczysta , ale dodatkowo gorący front atmosferyczny z głębi sahary wpycha straszne ciepło do naszych jednoosobowych Hiltonów , dodatkowo niepokoi nas co będzie rano...
Czy zawieje nas piaskiem , a może nasze rumaki nie odpalą zasypane piachem, to że się rano nie spakujemy w takim wietrze , to już jest pewne . Pewni obaw o następny dzień usypiamy. Poranek przynosi spokój i ciszę wiatr ucichł , Sahara była dla nas łaskawa i nie uziemiła nas na dłużej , ba nawet wojsko Mauretańskie nas nie powitało karabinami z samego rana, tylko kolejny przepiękny widok wschodzącego słońca na pustyni. Mocno wygłodniali przeszukujemy kończące się zapasy żywności , kierując się w nasz ostatni dzień na granicę do Sahary Zachodniej. Ostatni dzień saharyjskiego ofrooudu , skłania nas do pierwszych reflekcji , podsumowania wyprawy, po pierwsze cel Dakar , miejsce zwane jako meta morderczego rajdu świata Paryż-Dakar , a jednocześnie smrodu , bałaganu i biedy , dla naszej piątki qładowców CEL do którego nie wiedzieliśmy czy dotrzemy. Ale powoli , jeszcze do przejechania 300km do ,,domu,, który w tym momencie jest samochód z lawetą który czeka „ zaparkowany” na parkingu celnym. O ile jest i nie zginął. Na prawdziwe refleksje będzie jeszcze czas. Więc pędzimy już znanym szlakiem , modyfikując odpowiednio do atrakcji w terenie , zbliżając się do granicy korzystamy ze zdobytego doświadczenia i wpadamy na asfalt na którym mamy pewność że nie ma min. Tuż przed granica spotykamy dużą i mocno zorganizowana kilkunasto osobową grupę motocyklistów z obstawą kilku pikapów.
Sam wyjazd z Mauretanii trwa niesamowicie szybko i sprawnie jak na warunki Afrykańskie i pozostaje tylko przejechać zaminowany 8 km pas min i spakować qłady i pojechać na zasłużone zimne piwko 80 km od Guerdarad. No cóż fajnie było ale to jeszcze nie koniec granicznych potyczek , tak jak nie chciano nas wypuścić z Sahary Zachodniej tak teraz są opory przy wyjeździe , a to znowu jakaś chora papierologia , wysyłanie naszych sprzętów na rentgena a to razem na przyczepi , a za kilka godzin jednak osobno , nikt nic nie wie normalnie czeski film w Afryce...Dobrze że granicę zamykają o 18 i tylko chyba z tego powodu nas puszczają. I tu nasuwa się znowu reflekcja „ biały człowiek nigdy nie wygra z czarny człowiekiem w Afryce.
Po przygodach granicznych , postanawiamy z Peterem dokręcić jeszcze trochę kilometrów na licznik, a dokładnie dobić do 3000 km przejechanych w Saharze Zachodniej , Mauretanii i Senegal. Pchani fantazją i euforią saharyjskiego zachodu słońca tniemy naszymi bombami ile mamy koni. Niestety Petrowi nie jest pisane dojechać do hotelu o własnych siłach , wybucha mu pasek napędowy i kończy wycieczkę na przyczepie wraz z jego rumakiem kompanem ostatnich km. No cóż widocznie tylko mój sprzęt jako jedyny ma dojechać bezawaryjnie do hotelu.
Jak się okazuje może bezawaryjnie , ale z pomocą towarzyszy podróży. Mój can-am zatrzymuje się trzy km przed hotelem.... już widać w oddali miejscowość w której jest hotel powód prozaiczyny....... kończy się mi paliwo na pustyni , niemożliwe sam się śmieję do siebie podziwiając piękno lokalnej pustyni, białe wydmy pośród skalistej pustyni z zachodzącym słońcem.. Afryka , nie martwię nie rozpaczam śmieje się , bo to Afryka tu nie tylko wszystko jest możliwe i może się zdarzyć , tu się dzieje jeszcze więcej , i ma to „ coś” tu się wraca , o tym się śni i marzy .
Siedząc tak sobie na pustyni , oparty o qłada zastanawiam się gdzie teraz , poniesie mnie qładem .
Krótki sms do kompanów , gdzie jestem i ile paliwa potrzebuję , i ze spokojem czekam wiedząc że nikt mnie tu nie pozostawi samego .
Image

Bardzo chciałbym podziękować Pawłowi. Deżakowskiemu , Petrowi Pakanowi , Przemkowi Gerlaczyńskiemu , Krzysztofowi Kolasińskiemu moim kompanom wyprawy za wspaniałe chwile spędzone w czarnej Afryce . Do zobaczenia na kolejnej wyprawie.

Powyższe notatki są moimi przeżyciami , odczuciami które spisywałem przez kilka miesięcy po powrocie i pewnie nie raz będę do nich wracał . Być morze komuś mogą się nie podobać moje notatki , może ktoś moją osobę nazwać chwalipiętą , bądź rasistą . Jedno wiem warto było i nikt i nic , nie odbierze mi tych wspomnień one są moje .

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW

Rejestracja: 01.10.2009 07:43
Posty: 279
Quad: KQ 750
PostWysłany: 23.12.2014 10:04 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
I CO NIE DA SIĘ!!!!!????? NIE DA SIĘ!!!!!????? NIE DA TO się SAPERKĄ W WODZIE OKOPAĆ. CAŁĄ RESZTĘ się DA!!!!!! :metal: :metal: :metal:
Gratulacje chłopaki :blagam: :blagam: :brawo1: :brawo1: super sprawa i muszę się przyznać, że trochę Wam zazdroszczę :uśmiech:
Poproszę tylko o więcej fotek :> :>


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 26.12.2014 00:25 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
Trochę fotek jest na FB
https://m.facebook.com/100001744385341/ ... f=bookmark

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 12.04.2010 14:30
Posty: 94
Quad: Arctic Cat wildcat 1000 Polaris 1000 Scrambler
PostWysłany: 26.12.2014 23:05 
Re: Mauretania - Sahararally 2014
I tak Grecja była naj :pijoki:

_________________
tylko mnie 1000 interesuje


 
Profil
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 14 posty(ów) ] 

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.