Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 27.04.2024 16:04

Regulamin forum


REGULAMIN DZIAŁU "MOJE QUADOWE PODRÓŻE"

1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów.
2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane.
3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację.

Kodeks quadowca ATV Polska

Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.

1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy.
2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom.
3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne.
4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych.
5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny.
6. Używamy cichych układów wydechowych.
7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami.
8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc.
9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew.
10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi.
11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych.
12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy.
13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo.
14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom.
15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw.
16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO.
17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt!
18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik.
19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to.
20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne.

Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu.

Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.



Odpowiedz  [ 124 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna
Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa 
Autor Wiadomość
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14.12.2011 18:57
Posty: 16
Miejscowość: Gdańsk
Quad: całe 800 xt
PostWysłany: 25.06.2013 10:43 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Tak się to czyta że pracować się nie chce, wielki szacun dla odkrywców. .........zazdroszczę! !!!!

_________________
QUADOHOLIK team


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.04.2007 09:50
Posty: 457
Miejscowość: stolYca
Quad: another one ...
PostWysłany: 26.06.2013 05:45 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
o! to jednak ktoś to czyta ;) miło - postaram się jak najszybciej dokończyć relacje ...

_________________
www.quadmania.pl


 
Profil
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 26.06.2013 08:04 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Czytamy, czytamy :okok:

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


 
Profil
A.P.T. Poznań Team
Awatar użytkownika

Rejestracja: 27.07.2006 09:31
Posty: 1463
Quad: XXC 1000
Poprzednie quady: KQ 750, KQ700, LH300, LH260
PostWysłany: 26.06.2013 10:57 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
maq napisał(a):
Czytamy, czytamy

Cały czas. Bez wytchnienia. Z wypiekami na twarzy. :>

_________________
PAZUR
POWER STEERING is ̶f̶o̶r̶ ̶p̶u̶s̶s̶i̶e̶s̶ OK! :p
HUNT THE WOLF - zobaczyć i ̶u̶m̶r̶z̶e̶ć̶ jeździć do samego końca. Mojego, albo...... :)


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.04.2007 09:50
Posty: 457
Miejscowość: stolYca
Quad: another one ...
PostWysłany: 04.07.2013 00:02 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
oka ...
druga połowa trzeciego dnia będzie bez zdjęć ;)
po pierwsze to było ciężkie popołudnie
po drugie zdjęcia zrobione i tak nie miały prawa "wyjść"
po trzecie co w vegas zostaje w vegas :)
teraz wycinek z moich notatek :
(tylko dla wytrwałych bo bez obrazków) !!!

Opuszczamy wioskę Damara w kapitalnych nastrojach żegnani serdecznie przez jej mieszkańców.
Niestety już po kilku kilometrach dopada Nas proza podróży - brak paliwa w jednym z quadów.
Szybka dolewka kilku litrów i ruszamy w kierunku stacji - dzieli Nas od niej wg nawigacji raptem kilka kilometrów.
Mijamy lokalne lądowisko dla awionetek - z racji ogromnych odległości w tym kraju, farmerzy często korzystają z tej formy transportu.
Trafiamy do miejsca oznaczonego na mapie jako stacja - owszem stoją dwa dystrybutory które chyba lata świetności mają już za sobą.
Jednak nie ma co wybrzydzać bo do najbliższej kolejnej stacji prawie 100 km i to w kierunku odwrotnym niż planowana przez Nas trasa.
Lokalesi jak wszędzie witają Nas serdecznie i z rozbrającą szczerością informują że i owszem paliwo mają - tyle że tylko rope.
Benzyna ? Benzyna była ale ostatnio trzy tygodnie temu ...
No to mamy niezłego klopsa. Raz - opoźnienie mamy spore, dwa - najbliższa stacja w odwrotnym kierunku i to za daleko żeby dojechać na tym co mamy, trzy - nie wiemy czy stacja niedaleko Naszego planowanego miejsca postoju nie powita Nas taką samą informacją (nawet jeśli ktokolwiek z Nas tam dojedzie).
Po krótkiej naradzie postanawiamy się podzielić tym paliwem które mamy w miarę po równo tak aby dojechać wspólnie jak najdalej.
Liczymy, że powinniśmy wszyscy pokonać jakieś 70-80 km. Zostawiamy w zapasie paliwa tyle, aby dwa quady od miejsca gdzie planowo ma się Nam skończyć paliwo dojechały brakujące do stacji 50 km i mogły wrócić z paliwem dla reszty ekipy.
Uzgadniamy, że jedziemy parami w odstępach z optymalną pod względem spalania prędkością. Pierwszy punkt zbiorczy po 50 km - tam na pewno każdy dojedzie na tym co wlaliśmy.
Później planujemy robić postoje co 10 km tak aby nikt nie został sam bez pomocy i aby wspólnymi siłami dojechać jak najdalej.
W ostatniej parze jedzie Rafał który jako jedyny ma paliwo w kanistrach i ewentualnie pozbiera tych którzy 'wyschną' najszybciej.
Lokalesi pozwalają Nam zaopatrzyć się u nich w zapas pitnej wody butelkowanej i życzą szczęścia przepraszając że nie mogą Nas poratować benzyną.
Pytają gdzie jedziemy (jak się za chwilę okaże ich ciekawość ratuje komuś tyłek).
Ruszam w pierwszej parze z Kosmitą ... jazda przez trzy kwadranse Can-amem z prędkością ekonomiczną po szerokiej na sześć metrów, szutrowej równej jak stół drodze, jest niewyobrażalną torturą.
Przez głowę przechodzi mi myśl, że gotów jestem pchać gada nawet i dziesięć brakujących kilometrów w afrykańskim słońcu tylko pozwólcie mi odkręcić gaz na maxa bo się zaraz udusze ...
Pokonujemy pierwszy planowa odcinek i czekamy na resztę ekipy - dojeżdżamy w komplecie i przy akompaniamencie święcących bądź mrugających kontrolek ruszamy dalej.
Kolejne dziesięć kilometrów i postój. Brakuje tylko ostatniej pary - czyżby już zabrakło im paliwa ? Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami czekamy 15 min - jak nie dojadą ktoś się wraca.
Widzimy po chwili tuman kurzu - jadą. Piroman jescze dobrze się nie zatrzymał już zaczyna krzyczeć - nie uwierzycie chłopaki k. nie uwierzycie co się stało.
Opowiada, że z ostatniego postoju mieli ruszać jako ostatni, czekają aż kurz po Nas opadnie i już mają ruszać kiedy na pełnej prędkości dopada do nich Land Rover i wyskakuje z niego dwóch lokalesów krzyczącz i gestykulując w ich kierunku.
Chłopaki zbladli i nie wiedzieli o co kaman - zrozumieli tylko 'big problem', 'too fast' i 'money'. Pierwsza ich myśl była, że kogoś za bardzo okurzyli i ktoś chce z nich zedrzeć kase ...
Po chwili jeden z nich wraca się do auta i wyciąga coś ze środka - Piroman myśli - poszedł po giwere odstrzelą Nam łby :)
Tymczasem kolo idzie w ich kierunku ze skrzyneczką Peli w której Piroman miał dwa telefony komórkowe, paszport, wszystkie dokumenty i pieniądze.
(nooooo Piroman skąd my to znamy ... no skąd My to do cholery znamy hahahahaha)
Mowę Nam wszystkim odjęło - Piromanowi cały czas się broda ze wzruszenia trzęsła - chłopaki grzali za Nami autem ponad 50 km (od miejsca planowanego tankowania) żeby oddać zgubę.
Właściwie to trudno wyrazić w słowach wdzięczność dla tych ludzi, ich poświęcenia ... po prostu brak słów.
Ruszamy dalej pomni tego że problem braku paliwa i późnej pory nie minął.
Jadąc każdy z Nas zapewne myśli o tym co zrobili ci ludzie. My biali - Oni czarni - w skrzyneczce - nie licząc bezcennych dla Piromana dokumentów, równowartość przekraczająca zapewne roczne zarobki nie tylko tych ludzi ale pewnie całych ich rodzin ...
Namibijczycy którzy niepodległość tak naprawde odzyskali dopiero w latach 90-tych ubiegłego wieku. Namibijczycy u których ciągle różnice rasowe są masakrycznie odczuwalne i zauważalne.
Namibijczycy którzy cierpieli apartheid ze strony białych, którzy byli i są przez białych w tym kraju traktowani (mimo że prawo oficjalnie stanowi inaczej) jak obywatele drugiej kategorii, czarni rdzenni mieszkańcy swej rodzimej ziemi którzy w ogromnej zdecydowanej większości nie mają prawie nic.
Szacun dla rdzennych mieszkańców tej ziemi ... zresztą nie pierwszy i jak się okaże nie ostatni raz - na pewno jednak najbardziej spektakularny ;)
...
Do kolejnego przystanku Piroman dojeżdza już na holu Marcina. Benzyna zaczyna się kończyć definitywnie.
Ruszamy jednak dalej. Mijamy wioske - postój. Kosmita melduje że jego Outlander zaczyna chyba kaszleć. Widzimy na horyznocie że watacha jedzie więc ruszamy - ile przejedziemy tyle przjedzimy i basta.
Po kilku kilometrach definitywnie stajemy. Dziwnie długo nikt do Nas nie dojeżdza. Mija naprawde długi kwadrans pojawia się Rafał. Melduje Nam, że Piroman, Marcin i Darek zostali gdzieś daleko z tyłu i już dalej nie pojadą.
Kiepsko - ja mam nie wiem litr może dwa - Rafał rozpina kanister - no tak tylko że albo On pojedzie sam po paliwo albo Kosmita sotanie tutaj w środku niczego sam a ja pojade z Rafałem.
Oba rozwiązania kiepskie i nie do przyjęcia - Kosmita nie zostanie sam a Rafał nie pojedzie w pojedynke - do stacji ponad 40 km.
Pytamy Kosmite czy ma jakiś nóż albo chociaz ostry śrubokręt żeby obronić się przed dzikimi zwierzętami - mine ma niewyraźną ale dzielnie oddaje Nam swoją nawigacje na 'wszelki wypadek' gdyby moja padła.
(zawsze staramy się jakby na to nie patrzeć maksymalnie się zabezpieczać i dublować wszelkie rozwiązania które mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo - kolejny raz trzeba dodać, że jednak doświadczenie uczestników na takich wyprawach nie jest bez znaczenia)
Widząc mine Kosmity proponuje, żeby On pojechał z Rafałem a ja poczekam aż wrócą z paliwem ;) Strzelił focha i kilku żołnierskich słowach dał mi do zrozumienia że mam ... o wiecie ;)
Zanim kończymy się dzielić z Rafałem paliwem na szczęście dojeżdżają chłopaki i wszystko jest git majonez.
Darek bierze Kosmite na hol (zlali do rincona fusy z wszystkich kanistrów i foczka jeszcze odpaliła).
Ja z Rafałem nie czekamy tylko gonimy do stacji. Umawiamy się że Darek z Marcinem podholuja Kosmite i Piromana ile się da i postarają się znaleźć w miare bezpieczne miejsce na postój.
Informujemy ich jednak szczerze, że jak na stacji nie będzie paliwa to wrócimy po nich rano ...
Dzida do przodu - nadajemy Naszej misji kryptonim 'misja Martyna' i grzejemy w strone stacji.
Zmienia się nieznacznie krajobraz, bliżej mu teraz do sawanny niż do marsjańsko-księżycowego 'niczego'.
To po lewej to po prawej pojawiają się żyrafy (je najłatwiej dojrzeć) strusie, zebry.
Nie ma mowy o postoju zdjęciach czy zachwytach, pylimy do przodu z Rafciem ramie w ramie świadomi tego, że gdzieś tam z tyłu chłopaki czekają, aż wrócimy z płynem życia do ich rumaków ;)
Zaczyna się ściemniać a to niedobry znak dla Nich - nie są w stanie uciekać z pustymi zbiornikami przed niczym ani przed nikim.
Dociera do Nas powaga sytuacji coraz bardziej - Nasz wzrok pod daszkami kasków się spotyka - przyśpieszamy - musi się udać.
Na palcach pokazuje Rafałowi ile kilometrów do stacji - ocaniamy zapas paliwa - możemy grzać na maxa - dojedziemy.
Jego foczka aż kwiczy - Ja dopasowuje prędkość do niego. Jest - skręt z głównej drogi w lewo i stacja powinna być za pięć kilomterów.
Cztery, trzy, dwa ... ożżżżż zamknięta brama, płot, drut kolczasty, strażnik pod bronią - o co kaman ?
Podbijam do strażnika, nie kryje że trochę okichany bo chwycił za broń - tłumacze że potrzebujemy paliwa bo nam zabrakło a koledzy zostali jakieś 40 km stąd z pustymi zbiornikami.
Tłumaczy że stacja już nie czynna i otwarta będzie rano a on tej bramy pilnuje bo nikt nie ma prawa po zmroku jej przekraczać ze względów bezpieczeństwa - tam dalej dzikie zwierzęta, słonie, lwy i inne - tam dalej park narodowy i po zmroku strasznie niebezpiecznie.
Nie ma opcji myśle - musimy chłopakom dostarczyć paliwo i w komplecie dobić do miejsca noclegu.
Pytam strażnika co zrobić aby jednak zdobyć paliwo. Myśli chwile i pokazuje ręką tlące się w oddali światełko - tam może być ten gość co stacje obsługuje.
Jedziemy, zgarniamy gościa z miejsca które okazuje się być 'barem' pośrodku niczego ale to teraz nie ważne. Dojeżdżamy z Nim do bramy, strażnik puszcza Nas bez problemu.
Tankujemy zbiorniki w quadach i wszystkie kanistry jakie mamy przy sobie. Pytam kolesia czy za dwie godziny też będzie w tym 'barze' bo będziemy wracać z chłopakami i chcielibyśmy dotankować co się da do pełna.
Obiecuje że będzie - choć jak spojrzałem mu głeboko w oczy to sobie myśle uhmmmm będzie - ciałem ale na pewno nie duszą ;)
Nieważne - odwozimy gościa do baru - na bramie tłumacze strażnikowi że My tu wrócimy z całą ferajną takich popaprańców na quadach - uśmiecha się wyraźnie Nam nie wierząc, po chwili jednak nabiera oficjalnego tonu i oznajmia, że po zmroku nikt przez tą bramę nie przejedzie i mamy się zastanowić czy na pewno chcemy wyjechać.
Mamy wache - reszta - kto by się martwił resztą. Jakoś gościa przekonamy żeby Nas przez tą bramę w nocy przepuścił (o ile do bramy dojedziemy przeszło mi przez myśl).
Przećwiczone znaki w języku migowym quadowców między mną i Rafałem i gnamy bez chwili zastanowienia po tracku spowrotem do chłopaków.
To są właśnie chwile w których między facetami w kaskach rodzi się więź której nie zrozumie nikt kto takich chwil nie przeżył.
Zwierząt przy drodze a chwilami nawet na drodze coraz więcej - robi się niebezpiecznie ale starmy się nie zwalniać.
Te trzydzieści pare kilometrów ciągnie się w nieskończoność i nawet mnogość zwierząt nie robi na Nas wrażenia. Znów żyrafy, zebry, strusie, antylopy, kudu i co tam jeszcze nie rusza Nas dopóki nie pojawia się na drodze.
Wreszcie docieramy do chłopaków - nie kryją radości z Naszego powrotu. Szybkie tankowanie i dzida.
Tym razem z Rafałem startujemy na końcu - trzeba chwilke odsapnąć. Po drodze mieszamy się kilkukrotnie bo jednak pokusa zrobienia zdjęć z dzikimi zwierzakami żyjącymi na wolności bierze góre.
W sumie to nam wszystkim wszystko jedno - najważniejsze że jesteśmy w grupie mamy paliwo i gdzieś cały świat ;)
Zatrzymuje się patrząc jak chłopaki robią sobie zdjęcia z żyrafami w tle - wiem że nic z tych zdjęć nie wyjdzie bo jest po prostu za ciemno - jednak to nie jest ważne - wreszcie mamy dzikość afryki na wyciągnięcie ręki !
Chwila moment i nad Naszymi głowami rozbłyska milion miliardów gwiazd - niesamowity widok.
Piłujemy sprzęty do miejsca planowanego noclegu - zanim docieramy do bramy z drutem kolczastym jakis nienormalnym discover'em mało nie taranuje jednego z Nas.
Mój dobry znajomy z kałachem przewieszonym przez ramię otwiera Nam bramę - na stacji podobno jest obsługa ...
Jest nie tylko obsługa ale i Land który o mało Nas przed chwilą nie staranował - chłopaki są gotowe do samosądu jednak zdrowy rozsądek bierze górę.
Obserwujemy w milczeniu jak biały pierdzielony emeryt beszta po niemiecku czarnoskórego obsługującego stację chłopaka (tego samego ktorego wyrwaliśmy z baru z Rafałem) - nie jest Nam łatwo ale zgodnie uznajemy że tak będzie i dla Nas i dla wszystkich lepiej.
Tankujemy co mamy do pełna po korek pod kapsel i nawet do kieszeni ;)
Wysyłamy Darka do campu gdzie mamy rozbić namioty żeby zrobił szybki research i załatwił co trzeba bo jesteśmy zajechani jak konie po niskobudżetowym westernie.
(od stacji do campu się okazało jest mniej niż kilometr)
Po chwili wpadamy na teren kampu - parkujemy quady. Okazuje się że pojawia się mega babol.
Jak to zwykle bywa są dwie informacje - jakaś tam i zła ta druga. Pierwsza jest taka, że Zdeżak ma felgi ma opony i dalej pojedzie z Nami - choć dotrze do Nas dopieor jutro.
Druga jest taka ze Nasz wóz obsługi nie zdążył przed zmrokiem i jest w ... daleko od Nas i nie dotrze do campu bo jest ciemno i oni nie mogą jechać w nocy bo ryzyko jest zbyt duże.
No tak - wypas - nie mamy szczoteczek do zębów, nie mamy bielizny, skarpetek, sprzętu do makijażu - nie mamy namiotów, śpiworów i zupek instant.
Bierzemy pokoje - właściwie całe bungalowy bo i tak innych miejsc noclegowych nie ma - Darek robi rezerwacje - podejrzanie tanie jak na miejscówke z ktorą przychodzi Nam się zmierzyć.
Dzielimy się wszystkim - skarpetkami, pastą do zębów, koszulkami co kto ma przy quadzie oddaje ;)
Postanawiamy nie wieszać psów na orgu i wozie technicznym z lokalesami - dzień był tak zaje-fajny że na te detale mamy wylane.
Wbijamy po dwóch kwadransach do drink baru na kampie - czas na browar i zjeść coś szlachetnego (znaczy smakującego inaczej niż turystyczna - nic tej ostatniej nie ujmując).
Śmiesznie wyglądamy bo po prysznicu każdy włożył co akurat miał czystego albo pożyczonego od kolegi - byle wolnego od piachu i kurzu.
Dostajemy po browarze i karcie dań. Zamawiamy - kelner poprosił o pomoc - jest problem.
W cenie bungalowa mamy posilek gratis - tylko że każdy z Nas zamówił po dwa posiłiki ;)
Tłumaczymy koledze że nie ważne - dawaj koryto - wystaw rachunek :)
Nasz czarnoskóry przyjaciel połowe najdroższych dań wbił nam na gratisowy rachunek a drugą połowę zapisał jako płatną - jak ich nie kochać pytam.
Fajną sceną tego wieczoru było jak wbiliśmy do tego baru, tam nasi 'koledzy' z land'a co Nas mało nie staranowali stolik obok - okazalo się, że to przewodnicy(!) wycieczki niemieckich emerytów z ktorymi chwilę wcześniej się zbrataliśmy, bo bardzo zaintrygował ich Nasz język.
Tłumaczymy im, że my z Polski na quadach zwiedzamy kraj, opowiadamy im przygody z dwóch dni, że dzisiaj mało Nas nie staranował tuż obok Land Rover i takie tam ...
Na to przewodnicy z Landa siadają do stolika obok a Ja mowię do emerytów, że to Oni chcieli mi kolegów w nocy przejechać ... emeryci zaaaaaaabuczeli wiadomo było że napiwków nie będzie a szuje z landa szybko zjedli co mieli na talerzach i się ulotnili ;)
Ekipa przewodników poszła spać a z emerytami siedzieliśmy do późnej nocy ;)
Aaaaaaaa zjedliśmy i wypiliśmy w sumie za darmo do odcięcia - choć nie było to - jak się później okaże najlepsze żarło w kraju ;)
Pojedli, popili, zintegrowali się z emerytami niemieckimi i stali się idolami miejscowej obsługi campu - wiedziliśmy, że nie będziemy musieli wstawać wcześnie rano więc co sobie mieliśmy żalować ;)
Dzień trzeci dobiegł końca ... oooooooooooo ...

_________________
www.quadmania.pl


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 03.01.2006 22:11
Posty: 1144
Miejscowość: Pinczyn
Quad: OUTLADER XTP 1000 Honda Rincon
Poprzednie quady: ATV 250 , Kymco MXU 500 , Kawasaki BF 750i , Kymco MXU 150 , Honda Rincon , Outlander XT 800R Wild Cat 1000
PostWysłany: 05.07.2013 09:44 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Obi czytam a w zasadzie pochłaniam tekst pełną gębą ..... Czuje się jakbym był tam znowu .... przepiękne uczucie .

Dzięki :blagam: :blagam: :blagam:

_________________
https://picasaweb.google.com/ELPOL.RAF


 
Profil Gadu-Gadu WWW
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.04.2007 09:50
Posty: 457
Miejscowość: stolYca
Quad: another one ...
PostWysłany: 06.07.2013 01:02 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Image

Promienie słońca wdzierające się do bungalowów i rosnąca z każdą minuta temperatura powietrza wyganiają Nas skutecznie z naszych małżeńskich łóżek z baldachimami.

Image

Humory oczywiście wszystkim dopisują fantastyczne - dostajemy cynk od obsługi, że w pobliżu kampu pojawiły się słonie - zapewne wpadły na śniadanie.
Chwytamy w ręce wszelkie przedmioty rejestrujące obraz i wyruszamy na foto-video-łowy. Najpierw natrafimy na ślad słonia - sądząc po rozmiarze ma kawałek stopki.

Image

Niestety nie wszystkim udaje się do słonia zbliżyć - idziemy na śniadanie, zwiedzając po drodze i oglądajac camp który okazuje się naprawde ładnym miejscem.

Image

Kontaktujemy się ze Zdeżakiem - zarówno On jak i Nasz wóz serwisowy dojadą do Nas w ciągu godziny.

Image

Bez pośpiechu na tarasie szamamy jajecznice i popijając świeżo wyciśnietym sokiem owocowym podziwiamy piękne widoki w towarzystwie zlatującego się wszelkich rozmiarów i kolorów ptactwa.
(wg oficjalnych danych na terenie Namibii występuje ponad 700 gatunków skrzydlatych)

Image

Poranny chillout pełnym ryjem na czarnym lądzie.
Dociera Zdeżak z chłopakami, pakowanie które idzie Nam wyjątkowo ociężale i odprawa. Dziś celem numer jeden jest przejazd przez park krajobrazowy.
Nagle świst, nagle gwizd, nagle ... słoń, kilkadziesiąt metrów od Nas zajada się trawą. Wzięliśmy Zorki pięć - zrobiliśmy kilka zdjęć.

Image

Już mieliśmy go oswoić i zabrać ze sobą, kiedy niepsodziewanie podniósł trąbę, strzelił uszami i jak zaryczał to każdy z Nas w tych chaszczach miał pobity rekord świata w sprincie.
Skubany pogonił Nas w ułamku sekundy - wrażenia nie do opisania jak taki trąbalski z kilku metrów krzyknął do Nas 'spie...'.

Image

Grzecznie spełniliśmy jego prośbę bez zbędnych dyskusji. Spakowani, gotowi do drogi, pozostało uregulować rachunek.
Rachunek przemilczymy z tego miejsca bo w końcu gentelmani o pieniądzach nie rozmawiają ...
Kilkanaście kilometrów i meldujemy się w bramie parku. Zgodnie z przewidywaniami wywołujemy u strażnika konsternacje. Jak to - "tym" chcemy wjechać do Parku ?

Image

Podrapał się po głowie, wzruszył ramionami, wypisał bilety, spisał rejestracje i 'at own risk' (ile razu już to słyszeliśmy i ile razy jeszcze to usłyszymy).
Co było dalej ? Dalej były dziesiątki żyraf, setki zebr, antylop, kudu, strusi ... niektóre uciekały, inne tylko stały z ciekawością się Nam przyglądając.

Image

Image

Image

Trafiały się też i takie ktore się z Nami ścigały - trzeba przyznać, że wyścig równoległy z wysokimi żyrafami to niezły widok.

Image

Do dziś zachodzę w głowę jak tak niezgrabne, wysokie, z tak długimi kończynami potrafią tak szybko biec - niesamowity widok.

Image

Płynnie z górskiego okraszonego roślinnością terenu wpadamy na prawdziwy bezkres niczego. Mamy wrażenie jakbyśmy wjechali na przeogromną gorącą patelnie.

Image

Wokół Nas nic, nic i jeszcze większe nic. Pozostaje kontemplować bezkres otaczających przestrzeni. Takie właśnie przestrzały choć nurzące i męczące też mają swój urok.
Dojeżadzmy do następnego pasma kamiennych gór. Zbiorniki wysychają więc przerwa na tankowanie, chciałoby się odsapnąć w cieniu jednak na taki luksus nie ma szans.

Image

Luksus cienia przsługuje tylko jaszczurkom, wężom, i innym gadom o których nie wolno Nam zapominać.
Zdeżak pogania Nas bo mimo braku niespodzianek możemy mieć problem z dotarciem do celu przed zmrokiem.

Image

Słońce powoli chyli się ku zachodowi dzięki czemu pojawiają się wreszcie zacienione miejsca. Kolejny odcinek jedziemy korytem wyschniętej rzeki pomiędzy wysokimi skałami - szlak przemarszu dzikich zwierząt.
Niestety konieczny okazuje się przymusowy postój. Kamienne podłoże zbiera ofiary. Marcin ma rozcięte dwie manszety, Kosmita traci jedną osłone spodu.
Szara taśma, stretch i trytki robią robotę. Tracimy godzine a pot przy nawet podstawowych czynnościach naprawczych leje się strumieniami - nie tylko po plecach.

Image

Uzupełniamy płyny w organizmach, batoniki ku pokrzepieniu, reszta dostępnej wachy w zbiorniki i dzida. Krajobraz przeistacza się w sawanne o piaszczystym podłożu.
Wolno zachodzące słońce generuje takie widoki i kolory dookoła że zmysł wzroku ma serwowany nieustający orgazm widokowy ...

Image

Do planowanego miejsca noclegu daleko, wpadamy na kolejne ogromne połacie bezkresnych przestrzeni po których można się poruszać tylko na azymuty.

Image

Zaczyna kurzyć się niemiłosiernie, absolutnie nie daje się jechać. Jadąc z tyłu tracimy kontakt wzrokowy z resztą ekipy.
Zostajemy w trójke, musimy poczekać aż kurz opadnie - problem w tym, że kurz nie opada, powietrze ciężkie zero podmuchu wiatru.

Image

Musimy ruszać, właściwie jedzimy jak w gęstej mgle widać na metr może dwa, nie ma czym oddychać nic nie widzimy. Zdecydowanie nie jest fajnie.
Obowiązkowy postój, zrobiło się tak zimno że musimy zakładać polary i kurtki. Ciemność nastała taka, że wyciągając przed siebie ręke nie widze własnej dłoni.
Jedynym plusem jest, że przestało się tak pylić podłoże.
Ciśniemy dalej, kilometry jak zaczarowane zdają się nie ubywać tylko paliwa jakby coraz mniej.

Image

Nie możemy szarżować z prędkością gdyż co jakiś czas napotykamy na niespodzianki typu żleby w ziemi, poprzeczne uskoki czy wręcz rowy.
Zatrzymujemy się na wzniesieniu szukamu wzrokiem jakiegoś śladu chłopaków, światełka, tumanu kurzu - nic - zostawili Nas.

Mamy nadzieje tylko że dobre koordynaty mamy wbite w nawigacje jako miejsce noclegu. Szybki rzut oka na odległość i paliwo w zbiornikach, robi się naprawdę kiepsko.
Przyśpieszamy, musimy spróbować ich dogonić jakimś cudem. Za naszymi plecami pojawia się nagle jakieś ogromne źródło światła. What the fuck myśle - Jadę ostatni więc skąd światło za mną ?
Odwracam głowę przez ramię, nic nie widzę, ewidentnie jednak coś jest na rzeczy. Jedyna myśl jaka przychodzi mi do głowy to ... samolot ? ufo ?
Spoglądam przez drugie ramię - o ! k.! tak ogromnego księżyca nigdy nie widziałem, olbrzymi, monstrualny wręcz przerażający.

Image

Udaje nam się w końcu wypatrzyć czerwone światełka na horyzoncie. Przyśpieszamy i doganiamy reszte ekipy. Znów zaczyna się piasek i kurzy się jak diabli.
Do miejsca noclegu 30, 20, 10 kilometrów ... Dojeżdżamy na camp skonani, zaorani z pustymi zbiornikami i choć nikt się nie przyzna z niezłym 'fefrem' w dupskach.
('mieć fefra' w gwarze poznańskiej bać się, przestraszyć)
Nasi lokalesi już są i informują Nas, że na campie jesteśmy jedyni a na dodatek całe stada słoni tędy właśnie wędrują, gdyż camp jest w korycie wyschnietej rzeki na szlaku ich aktualnego przemarszu.
Już mieliśmy się zabierać za namioty kiedy nagle ktoś rzucił "chłopaki, dzisiaj finał ligi mistrzów, może da się to gdzieś obejrzeć ?".
Śmiech do łez i kulanie się po piachu ? Nic z tych rzeczy - sprawdzamy na nawigacji czy jest w pobliżu lodga w której może być satka i telewizor.
(to chyba ze zmęczenia Nas już tak szarpało)
Do lodgy niecałe 10 km - szybka decyzja - jedziemy - może zimne piwo też będzie ;)
Po drodze kończy się komuś paliwo, dociągamy na holu.
Właściciel lodgy oznajmia Nam że wszystko jest, satelita jest, liga mistrzów jest piwo też się znajdzie.
Cena ? 200 euro od osoby za nocleg z możliwością obejrzenia finału ligi mistrzów.
Tak szybko jak przyjechaliśmy tak szybko odjechaliśmy. Kilka kilometrów dalej jest wioska - jedziemy może będzie jakiś 'sklep' i zrobimy jakieś zakupy.
Sklep jak to w Namibii - miejsce spotkań lokalnej ellity ;) Witają Nas serdecznie i z uśmiechem. Skąd jesteśmy, dokąd jedziemy i takie pierdy pierdy.
Marcin w międzyczasie zdążył się już zakochać w pięknej ekspedientce, ja zdążyłem przegrać z lokalnym mistrzem w bilarda (tak, tak, w sklepie był stół do bilarda).
Wykupiliśmy wszystko co było w lodówce: 6 butelek coli, 3 Fanty, 12 piw oraz wszystkie inne soki i napoje.
Poczęstowaliśmy piwem Naszych nowych przyjaciół a ci w zamian zdradzili Nam, że w pobliżu jest jeszcze jedna lodga w której prześpimy się w łóżkach za 1/10 ceny którą chciał z Nas zedrzeć Włoch (właściciel lodgy).
Podziękowaliśmy za pomoc, poprosiliśmy sprzedawczynie aby zapełniła lodówke tak abyśmy rano mogli uzupełnić zimne napoje i ruszyliśmy do wskazanej lodgy.
Rzeczywiście nocleg za 1/10 ceny, ładne bungalowy, bierząca woda, łazienki ... tylko prądu nie ma. Taki problem to nie problem. Czarnoskóry chłopak który opiekował się campem obiecał że prąd będzie.
Zaprowadził Nas do domków a po pół godzinie odpalił agregat i dopóty dopóki było w nim paliwo - mieliśmy prąd ;)
Dzień ten, jak do tej pory pod względem jazdy, odległości i stopnia trudności był zdecydowanie najtrudniejszy.
Zmęczeni ale szczęśliwi resztę wieczoru spędziliśmy sącząc drinki i prowadząc porywające dysputy o kobietach, życiu i ...

_________________
www.quadmania.pl


 
Profil

Rejestracja: 05.08.2006 21:33
Posty: 92
Miejscowość: Imielin
Imię: Robert
Quad: Yamaha Raptor 700r
Poprzednie quady: Yamaha Raptor 660
PostWysłany: 06.07.2013 08:26 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Kapitalna relacja z wyprawy,super fotki-tylko pozazdrościć organizacjii i zapału!!!!Czekamy na ciąg dalszy !! Pozrawiam


 
Profil Facebook Gadu-Gadu
Awatar użytkownika

Rejestracja: 08.05.2012 16:36
Posty: 52
Miejscowość: Wałbrzych
Quad: Arctic Cat 400 4x4 2008 r.
PostWysłany: 06.07.2013 10:35 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Piękna wyprawa,ale z moimi zarobkami,to tylko marzenia :(
Czekam na ciąg dalszy ;)


 
Profil Gadu-Gadu
Awatar użytkownika

Rejestracja: 31.10.2009 17:50
Posty: 176
Miejscowość: zachodniopomorskie
Quad: Renatka 1000xcc
PostWysłany: 06.07.2013 11:47 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Pierwsze odcinki czytałem raz,a ostatnie 2 (nawet ten bez obrazków) czytam dziś już trzeci raz, boi powoli przestaje sam sobie wierzyć, że tam byłem. Wspomnienia mega, dzięki Maćku za ich systematyczne odświeżanie, jeszcze dodatkowo w formie takiego mega opisu. Nawiasem mówiąc, gdyby ktoś na tym forum chciał przyznawać jakiegoś Pulitzera to chyba jasne komu.


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.05.2009 20:01
Posty: 1764
Miejscowość: ATV KOTOŃ
Quad: xxc
PostWysłany: 06.07.2013 17:25 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Rośnie nam quadowy Tony Halik

_________________
http://www.youtube.com/user/miro12a?feature=mhee


 
Profil WWW
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 09.07.2013 09:33 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Świetnie się czyta obiv4n :okok:

obiv4n napisał(a):
Mijamy lokalne lądowisko dla awionetek - z racji ogromnych odległości w tym kraju, farmerzy często korzystają z tej formy transportu.

Jest taka historia dotycząca bezsensownych wypadków. W Australii też w niektórych regionach farmerzy używają samolotów zamiach samochodów. Potrafią tak się spotkać na piwo. Przed knajpą stoi wtedy kilka awionetek. Razu jednego, człowiek po kilku piwach miał wracać do domu. Wsiadł za stery i się rozpędził. Niestety nie odleciał, tylko rozbił samolot. Zginął na miejscu. Jak się potem okazało nie zdjął zabezpieczenia. Często blokuje się tam wolanty, żeby nikt nie podprowadził maszyny...

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.04.2007 09:50
Posty: 457
Miejscowość: stolYca
Quad: another one ...
PostWysłany: 16.07.2013 22:08 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Dzień szósty.

Dzięki temu, że poprzedniego dnia (i nocy) udało Nam się zrealizować wariacki plan jeśli chodzi o trasę (i przebieg), szósty dzień z założenia miał być dniem przeznaczonym na gruntowny przegląd sprzętów, opalanie i odpoczynek.

Image

Przebieg który zaplanowaliśmy na ten dzień był najkrótszy z całej wyprawy i (przynajmniej z założenia) bezproblemowy.
Sto paredziesiąt kilometrów, właściwie w całości po płaskich szutrowych drogach to w porównaniu z tym co przeżyliśmy do tej pory - lajtowy spacerek.

Image

Leniwie, wręcz w chill'outowych nastrojach i bez pośpiechu zabraliśmy się za przygotowywanie śniadanka.

Image

W menu przeważały takie rarytasy jak fasolka po bretońsku, flaki i inne przysmaki śniadaniowe.

Image

Wszystko nastrajało Nas na poranne wylegiwanie się w promieniach afrykańskiego słońca.

Image

To było zdecydowanie to czego po tych pierwszych pięciu dniach Namibijskiego wycisku było Nam potrzebne.
Kremy do opalania na twarz, bermudy na tyłki i jesteśmy władcami świata.

Image

Tylko biedny Marcin miał ręce pełne pracy - jego Suzia błagała o reanimacje osłon przegubów i uzupełnienie smaru.
Wspólnymi siłami, przerywając sesje słonecznych kąpieli pomagaliśmy mu w trudzie i znoju...

Image

Image

Reszta sprzętów wymagała uzupełnienia olejów, płynów i czyszczenia chłodnic.
Pierwszy raz na tej ekspedycji poczuliśmy się jak na wakacjach. Drugi, trzeci prysznic, spacer po okolicy i nieudane próby "złapania" zasięgu gsm plus kilka zdjęć.

Image

Image

Tutaj muszę nawiązać do przedwczoraj przeczytanego postu w którym ktoś napisał, że co to za offroad czy wyprawy ze spaniem pod twardym i bieżącą wodą ...
Podobno tylko namiot i woda ze strumienia to prawdziwa męska przygoda ... hmmmmmmmmmmm
(cóż pozostaje mi poprosić moderatorów o przeniesienie tematu do innego działu bo nie jesteśmy godni miana 'wyprawy')

Image

Razem z resztą dziewczyn, zebraliśmy się koło południa licząc na to, że tym razem na pewno zajedziemy przed zmrokiem do miejsca kolejnego postoju.
W tempie godnym miana 'LAZY' pakujemy szpej i bagaże i ruszamy w pełnym słońcu i temperaturze sięgającej 50 stopni w słońcu w dalszą drogę.

Image

Wpadamy do sklepu po schłodzone dla Nas napoje i dzida dalej na północ.
Kilka kilometrów i mamy pięć razy więcej zwierząt na wyciągnięcie ręki niż w zwiedzanym dzień wcześniej parku/rezerwacie.
Rzuca się w oczy, że tym razem mamy do czynienia nie ze zwierzętami przyzwyczajonymi do pojazdów mechanicznych, dźwięku silników i w ogóle obecności ludzi.

Image

Pierwszy raz spotykamy niemałe pod względem liczebności stada małp - niestety są tak płochliwe, że nawet nie mamy szans na zrobienie im zdjęć.
Małpy są jedynymi zwierzętami które nie uciekją kiedy w ich pobliżu przejeżdżamy - znikają, kiedy się zatrzymujemy.
w przeciągu godziny, dwóch 'ocieramy' się właściwie o kwintesencje afryki o której każdy z Nas myślał wybierając się tutaj.
Każdy z Nas intuicyjnie wyczuwał, że właśnie tutaj, właśnie teraz wokół Nas są zwierzęta żyjące na wolności.
Dotarliśmy do połowy planowanej trasy tego dnia.

Image

Wyjechaliśmy na szeroki szuter i can-amy zaczęły cierpieć ;)
Ustaliliśmy ze Zdeżakiem, że podzielimy się na dwie grupy. Zrobiło się niemiłosiernie sucho i kurz odbierał jakąkolwiek przyjemność z jazdy.
Z Kosmitą i Piromanem jako trzej jeźdźcy złych gadów o nieco większej ilości koni mechanicznych dostaliśmy dyspense od wodza na popuszczenie lejców.

Image

Jeeeeeeeeeej Zdeżak - nawet nie wiesz jak jesteśmy Tobie wdzięczni.
Oczywiście paka dwadzieścia nie schodzi z liczników i żeby nie uszy to uśmiech pod kaskami mielibyśmy dookoła głowy.

Image

Ledwo zauważamy zmieniający się krajobraz. Wpadamy w góry, tym razem jakieś inne, białe jakby wapienne. Jako, że mamy przelotową ponad sto, to po pół godzinie znów zmiana krajobrazu.

Image

Image

Kurde nie mam zdjęć bo żal był odpuścić cyngiel gazu. Wpadamy z chłopakami na prawdopodobnie najdłuższą 'tarke' świata.
Każdy kojarzy zapewne muldy przed światłami które robią się co roku latem na rozgrzanym asfalcie. Mamy przyjemność przejechać po takiej tarce na środku pustyni jakieś 30-40 kilometrów.

Image

Image

Jednak na pełnej 'pycie' can-amem to nawet fajne ;) Czekamy na reszte ekipy - w sumie głupi pomysł bo zatrzymaliśmy się na środku miliona stopni celsjusza.
Reszta dojeżdza po dłuższej chwili. Wszystko w porządku więc grzejemy dalej. To jest fragment wyprawy z której najmniej pamiętam, gdyż 'odcięcie' to definicja tego etapu.

Image

Ja, Piroman i Kosmita mało się nie skichaliśmy z radości. Docieramy do jedynej stacji paliw po drodze. Trochę na uboczy ale trafiamy, tankujemy.
Niestety reszta ekipy mija stacje, do miejsca noclegu nie dojadą więć i tak postanawiamy poczekać - muszą wrócić ;)
Zimny browar w cieniu baobabów uhmmmmm. Zagryzamy kupionym pierwszego dnia suszonym mięsem - jest bosko.

Image

Chłopaki orientują się w nawigacji, wracają, tankują, dalej jedziemy razem. Dojeżdżamy oczywiście po zmroku. Dzielnia, że nie wychodzić bez kosy. Robimy wrażenie.
Hotel - matko! - hotel! nareszcie ... otoczony drutem kolczastym - my dziewczyny nie godni miana off roadowcow i prawdziwych mezczyzn bierzemy prysznice, zmieniamy bielizne, zamawiamy piwo w hotelowym barze ...

_________________
www.quadmania.pl


 
Profil

Rejestracja: 25.05.2011 21:07
Posty: 37
Quad: Kawasaki 750 BF
PostWysłany: 18.07.2013 10:37 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Apel do Zdezaka i Grzegorza666

Może tak jak w ubiegłym roku moglibyście zorganizować spotkanie podsumowujące wyprawy w 2013r.
To co "dziewczyny " wypisują o Namibii jest fascynujące . Fajnie by było pogadać na żywo. Może to podkręci chętnych na przyszły rok.
Relacje - rewelacyjne !!!
pozdrawiam

:kier:


 
Profil
Zawodnik ATV Polska
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04.07.2005 09:11
Posty: 157
Miejscowość: gliwice
Quad: Honda Rincon 680, Honda TRX 700xx
PostWysłany: 28.07.2013 19:25 
Re: Namibia – połowa maja, pierwsza Polska wyprawa quadowa
Chetnie przygotuje spotkanie podsumowujące 2013:)


 
Profil WWW
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 124 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 26 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.