1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów. 2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane. 3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację.
Kodeks quadowca ATV Polska
Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.
1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy. 2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom. 3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne. 4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych. 5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny. 6. Używamy cichych układów wydechowych. 7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami. 8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc. 9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew. 10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi. 11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych. 12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy. 13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo. 14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom. 15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw. 16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO. 17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt! 18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik. 19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to. 20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne.
Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu.
Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jest to temat zawierający relacje z moich quadowych podróży. Dzielę się tutaj moimi spostrzeżeniami, pasją, przede wszystkim radością jaką czerpię z poruszania się po naszych polnych i leśnych drogach, takich jednak, po których jeździć można. Niektóre opisy znajdują się w innych tematach, a tutaj zamieszczam do nich linki, poprzedzone krótkim wstępem. Jeżeli ktoś życzy sobie wyrazić odczucia własne lub całego społeczeństwa, to zapraszam do tematu głównego, czyli tutaj.
Po każdym wyjeździe mam ochotę opisać swoje przeżycia i zazwyczaj to robię. Zaczęło się właściwie od relacji z naszego wyjazdu na północ.
Cytuj:
Moda się widzę zrobiła na wyprawy wkacyjne na Mazury. Na początku sierpnia zapakowaliśmy z synem ekwipunek na quada (namiot, śpiwory, ciuchy, akcesoria wyprawowe, bańkę paliwa), kaski na głowę i jazda. Nasza pięćsetka musiała przedostać się na północną stronę Warszawy, żeby zacząć normalną jazdę po szutrach. Wyszło 50 kilometrów, ale opłacało się Skręciliśmy z asfaltu i JAZDA!
Cytuj:
Pierwszego dnia zrobiliśmy 400 kilometrów ... najważniejsze, żeby Słońce było najpierw po prawej, a po przerwie na tankowanie i małe co nieco, po lewej stronie ...
------------- Były też wcześniej małe wypady, ale ten był tym pierwszym... właściwym... ... potem było już tylko więcej i więcej…
Quada pierwszy raz wprowadziłem do garażu 05.05.2010
------------- Kilka wyjazdów w pobliskie zarośla pozwalało zdobywać doświadczenia i przynosiło ogromnie wiele satysfakcji i radochy.
- Czasem było trochę gorzej...
Cytuj:
Pojeździłem dzisiaj, ale to zdecydowanie najgorszy dzień. … Wracałem potem większość asfaltem... Do dupy takie quadowanie
- Innym razem lepiej…
Cytuj:
Ale dzisiaj polatałem :) pięknie :) KOCHAM QUADOWANIE !
- Bywało, że potrzebowaliśmy pomocy
Cytuj:
Wpychałem pod tylne koła grube gałęzie... bez skutku. Kacper trochę się przestraszył, bo ciemno wokół, środek nocy, a my sami... Zadzwoniłem do Wiewióra...
Zaczęło się od popołudniowego wypadu na pobliskie łąki. Taki lekki przelot miał być z założenia. Umówiliśmy się z Wiewiórem, miał kogoś jeszcze sprowokować. Byłem z Kacprem nieco wcześniej i postanowiliśmy kawałek się przejechać. Jako, że ewentualna 'pomoc' miała nadejść niedługo, postanowiliśmy nie być ostrożni i jechać przez wszystko co się nawinie ... ... nie trzeba było długo czekać, koleina na jakieś pół metra była...
Nad naszą Jeziorką warunki zmieniają się czasem z ekstremalnych, na jeszcze trudniejsze. Miałem ogromną przyjemność tam jeździć w przemiłym towarzystwie wielokrotnie. Dwa wypady jednak mocno zapadły w pamięć, bo raz mieliśmy ciężkie przeprawy lodowe,
... miałem jechać na targi motocyklowe, ale jak się dowiedziałem, co tam jest, to przeszła mi ochota... Do rzeczy jednak. Ostatnia sobota wyszła nam trochę przypadkiem. Umawianie szło marnie. Wydawało się, że będzie nas trzech, maksymalnie czterech. Remus się zgłosił i Staszek Fistaszek (potem dodał, że z Piotrkiem będzie). Dzień przed wyjazdem zgłosił się jeszcze Grimmjow367, ale zawsze dzwoni dodatkowo a tym razem nie. Czekał jednak na umówionym miejscu o 9.15. Grzaliśmy na ustawkę tak, że nie było miejsca na błędy. Zamarznięte jeszcze nieco drogi dały ramionom niezły wycisk, utrzymywaliśmy 70-90 km/h. Wysłałem jeszcze wcześniej sms'a do tomekW, bo mało go widać na forum, a wiem że chłop jeździ trochę i zna parę zakamarków. Na stacji w Baniosze okazało się, że jest nas całkiem sporo. Maszyny: volvo, 2x Sp 500 i 3x G700.
... w okolicach 9.40 dolatujemy do stacji Baniocha (trzeba z nimi porozmawiać o rabacie na paliwo). Pruliśmy jak wściekli, do 90 km/h po dziurawych szutrach, które dzisiaj uwolnił lód i wydaje się, że od dawna czekały, żeby nas zwalniać, spadaliśmy nawet do 30-40 na godzinę z powodu ogromnej ilości błota i wody... Wszyscy już czekali, dotarliśmy ostatni. Każdy uśmiechnięty, witamy się.
Pojechaliśmy na strzelnicę popatrzeć na próby czasowe quadów.
Za to później zrobiła się całkiem trudna przeprawa.
Spotkanie na stacji 9.15, Remus tankował paliwo kiedy podjechałem. Tak samo jak on poszedłem kupić dwa napoje energetyczne, z których jeden zniknął od razu, a drugi po chwili. Doszliśmy do wniosku, że rowy zostawiamy w spokoju i od razu pakujemy się w błoto. Na skraju 'innego świata' przewinąłem linę od windy, tak żeby się zwijała przy użyciu silnika i założyłem te śmieszne gacie od niemieckiego OP1, wcześniej wskoczyłem w buty gumowe, bo przeprawówki się w to nie mieszczą, Remus owinął sobie buty folią, żeby nie nabrać wody.
Sobotni wypad... Dawno się nie widzieliśmy, no może mnie dawno nie było. Tym razem zaQuad: Remus, Staszek Fistaszek, Piotr, nieco póżniej dołączł gargulec1982, Qac (taką ksywę będzie miał mój syn Kacper) i ja. Zaczęło się tam gdzie zawsze.
Podczas tego wyjazdu potwierdziliśmy właściwie założenie naszej grupy.
Zorganizowaliśmy naszą pierwszą dwudniową zaQuadową wyprawę.
ja i... maszyny
Każdy był bardzo podekscytowany, humory świetne, atmosfera bojowa. Niestety na pierwszych kilometrach Maciek przejeżdżał za blisko drzewa i skończyło się wygięciem lewego drążka. Zamarliśmy wszyscy, całe szczęście, że nic mu się nie stało, ale wydawało się, że to koniec jego nierozpoczętej jeszcze właściwie podróży. Szybko postawiliśmy przód quada na kamieniu, klucze w rękę i staramy się ratować sprawę.
No i fajny dzień był! Kilometrów narobiliśmy ze 150 mniej więcej, plus dojazd na stację. Start po 9, potem poligon w GK i wyrwaliśmy do Kołbieli na żwirownię. Trasa w nawigacji i wio. Właściwie, to jechaliśmy tą samą drogą, którą przetarliśmy podczas wyprawy na Siemiatycze, zatem wiedzieliśmy już którędy nie jechać i jakich bram nie otwierać. Staszek, ochrzczoną przez Ciebie dziurę da się już przejechać, bo przełożyli beton jak kładkę (na pół quada), ale trzeba uważać. Kurzyło się oczywiście jak diabli, ale na szczęście jechaliśmy we trzech, na dwóch maszynach. Na szerszych duktach, my przy prawej krawędzi, a Remus przy lewej, o pół długości za nami. Dzięki temu jakoś przeżył, ale trzymaliśmy dzięki temu dobrą prędkość… Wiało do tego nieco, więc kurz przelewał się na łąki i pola już po kilkudziesięciu metrach i Robert nie jechał po omacku tam, gdzie nie mógł obok nas. Szło nam sprawnie, bez większych błędów nawigacyjnych. Kilka razy tylko trzeba było zawracać, ale po kilkudziesięciu metrach najwyżej. Na łąkach tym razem 'gnojówy' nie było, a drogą nie płynęła rzeczka z nieprzejezdnym mułem. Nawet minęliśmy myśliwych/leśników, którym ustąpiliśmy drogi. Pozdrowiliśmy się wzajemnie. Potem dojechaliśmy do końca jakiejś żwirowni w lesie, ale nie było przejazdu i trzeba zawrócić, żeby ją było objechać. Okazało się, że ślad w nawigacji, to mała leśna, ledwo widoczna dróżka, której nie zauważyliśmy. Nawet nie wiem czy nie zrobiona przez quady. Potem spotkała nas większa kałuża, ze dwadzieścia metrów i wody pod światła. Jakiś czas potem następna, wydawała się taka sama, ale pierwsza maszyna zanurkowała prawie, jednak manetka gazu do oporu i udało się przejść. Remus za to został na środku aż po kanapę w wodzie. Do tego silnik zgasł i trzeba było dłużej kręcić, żeby zaskoczył. Wody się na całe szczęście nie napił. Odwróciłem gada i pospieszyłem z pomocą. Akcja ekspresowa i Remus na brzegu, a my zwijamy linę (chyba trzeba wymienić stalową na syntetyk). Dalsze kilometry szybko doprowadziły nas do ronda w Kołbieli. Oczywiście korek, a my robimy show jadąc dostojnie, powoli poboczem. Potem tankowanie, zakup musztardy i za chwilę byliśmy na żwirowni. Słychać było jakąś ośkę za krzakami, a poza tym nikogo. Chwilkę potaplaliśmy się w wodzie, głębokiej na pół, do metra może, ale z twardym dnem. Rozpaliliśmy ogień (maczeta Remusa jest świetna do przygotowania gałęzi!) i napełniliśmy spragnione brzuszki. Przyjechało jakiś Samurai i chłopaki chwilę się pokręcili. Oczywiście Kacper nie usiedział wtedy na miejscu i też zaczął upalać. Potem Defender jakiś (130), ale leniwie jakoś te samochody wypadają przy quadach... nuuuuda... Kacper poszedł nabrać wody do puszek po Tigerze, żeby zgasić ognisko i oczywiście, bo jakże by inaczej, wrócił z jednym butem pełniutkim wody z błotem i nogawką mokrą do kolana. "Wyżymał się" jednak sprawnie. Już po trzynastej, więc drogę do domu. Jechaliśmy sprawnie, jak po sznurku. Dotarliśmy do wspomnianej wcześniej czeluści wodnej. Wcześniej już ustaliliśmy strategię... wjechałem pierwszy... dwa metry od brzegu maszyna zakręciła kołami i quad delikatnie się opuścił w błoto. Oczywiście dało się to przebrnąć, gdyby mieć na sobie wodery i zejść w odpowiednim momencie z siodła. Kto jednak będzie jechał sto kilometrów w gumowych gaciach, żeby przedostać się przez jedną kałużę? Teraz czekało nas tylko rozwijanie liny, winda i drzewo. Remus za to pojechał jeszcze bliżej brzegu i koła jego G7 trafiły na zrobione przeze mnie górki w mule. W jedną stronę siedział on, w drugą my. Potem jednego człowieka pytaliśmy, czy da się przejechać koło jego ogrodzenia do asfaltu. Stał przy bramie, to zapytałem, a co.... Nie mógł uwierzyć, że nie wiemy, bo dosyć często jeżdżą tamtędy czterokołowce i nikt nie pyta. Następny człowiek zapytał nas, czy nie przeszkadza jego samochód pozostawiony na środku polnej drogi i pozdrowił nas życząc szerokiej drogi. Po piętnastej byliśmy znów na poligonie w GK. Jeździły ze dwa motocykle i dwa wynajęte quady (ona i on w takich samych strojach i bez kasków, to wnoszę, że wynajęte... do tego beztroskie przerażenie w oczach...). Nie brataliśmy się. Pojawiło się za to G7 i pogadaliśmy trochę. Kolega właśnie wracał w upalania nad Wisłą. Śmiga m.in. z TomkiemW, zatem jakoś się pewnie kiedyś złapiemy... Człowiek dojechał do nas w woderach i jakoś nie zapytaliśmy go o numer telefonu... Dla nas to oznaczało tylko jedno. Skoro jeździ z Tomkiem i mieszka w naszych okolicach, to jak nic kiedyś może zadzwonić i zaproponować wspólną jazdę. Wiemy wszyscy co to oznacza i żeby się potem nie migać urodzinami dziecka sąsiadów, albo wywiadówką syna w niedzielę, woleliśmy pozostawić sprawę bez numerów komórkowych. Potem już był żółwik na stacji i Remus poleciał do siebie. My jeszcze zrobiliśmy pięciozłotową wrzutkę do ciśnieniomyjki i nie dalej jak przed piątą byliśmy w naszym garażu. Powiem... wyjazd przedni...
P.S. Zdjęć nie ma, bo mój telefon robi teraz za nawigację i muszę go przed wyjazdem uzbrajać w różne zabezpieczenia wodoodporne...
------------- 08.01.2012
... zatem, jak już większość z naszego terenu wie, byłem dzisiaj na przejażdżce... Teoretycznie miał jechać Remus, ale kiedy ja miałem startować, to on już wracał. Pojechałem sam. Wczoraj sobie przygotowałem trasę na 3-4 godziny. Większość drogi znałem doskonale. Pierwsze kilometry poszły szybko, błoto fruwało na boki, a kałuże prawie suszyłem kołami. Mała przerwa koło bajkowego lasu i dalej... Dotarłem do miejsca zwanego Zimne Doły koło Żabieńca. Już po drodze miałem zamiar zobaczyć jak wysoki jest stan wody w rzece Czarna, która tamtędy płynie. Minąłem tamę, za którą jest łagodny zjazd do wody i zamoczyłem na chwilę koła. Pięć metrów w jedną, pięć w drugą stronę i wyjechałem z powrotem na szlak. Po kilkudziesięciu metrach zobaczyłem, że takie zjazdy do rzeki są jeszcze dwa... 'po drodze'... Bez namysłu zawróciłem i postanowiłem pokonać ten kawałek, było może 300 metrów wodą. Super!
Wczoraj wyjechałem z garażu po grubym przeglądzie i naprawach po dwóch latach jazdy (5500 km). Wymieniłem dwa przeguby zewnętrzne z tyłu, końcówki drążków i wahacza, wentylator chłodnicy (teraz pracuje idealnie cicho). Okazało się jednak, że to nie koniec, bo z przedniego dyfra cieknie coraz bardziej i dwa przeguby z tyłu to za mało. Trzeba dać jeszcze dwa nowe. W każdy razie przez około 100 km pobawiłem się na szutrach, z nie do końca dobrze ustawioną zbieżnością kół i upajałem prędkością. Znalazłem też bardzo ciekawy element architektoniczny. Szkoda, że nikt tego wiatraka nie reanimował.
------------- 03.09.2012
Chłopaki się wybrały na kawał porządnej jazdy... posiedziałem trochę nad trackami dla nich, żeby poprawić to, co poprzednio mi nie wyszło i trzeba było między kurami po podwórkach gospodarzy jeździć…
Ja tymczasem pognałem w inną stronę i mieliśmy się po drodze spotkać. Przemierzyłem mocno ponad 100 kilometrów w jedną stronę. Było fantastycznie!
Niedzielne popołudnie upłynęło pod znakiem błota. Przed trzynastą nalałem paliwa pod korek, zarzuciłem kurtkę na grzbiet i pognałem przed siebie. Zerkałem co chwilę w niebo z nadzieją wypatrzenia deszczowej chmury, ale niestety nic takiego nie wpadło mi w oko. Góra K tym razem odpadała, bo czas przeznaczony na jazdę był krótszy i po ostatnich trzech stówach w siodle chciałem pobrykać w mniej przyjaznych suchym skarpetom warunkach. Za cel obrałem tereny zalewowe Jeziorki. Dotarłem do bagna, które oglądałem do tej pory już ze trzy razy. Teraz woda znacznie opadła i pozostało właściwie błoto. Ślady quadowe nawet znalazłem. Charakterystyczne odciski opon w 'jodełkę' napawały optymizmem, że można przejechać, ale dawały również ostrzeżenie. Ich było co najmniej dwa, a ja sam i do tego na... nazwijmy to 'oponach do jazdy rekreacyjnej'... Zgasiłem maszynę i zacząłem przeskakiwać z jednej kępy trawy na drugą. Nie wyglądało to wszystko źle, jednak brak drzew za najbardziej wątpliwymi miejscami skutecznie studził mój zapał. Nie chciałem znów dzwonić po ludziach, żeby mnie wyciągali. Tym razem byłem odpowiedzialnym riderem i postanowiłem, że tak jak wyjechałem w trasę, to i wrócę o własnych siłach...
Sobota przywitała nas pierwszymi, poważnymi oznakami zimy. Natychmiast postanowiłem, że muszę sprawdzić co słychać w terenie... Około trzynastej, po napompowaniu kół (powietrze zawsze mi z nich ucieka), sprawdzeniu poziomu oleju i nalaniu paliwa pod korek, odłączyłem akumulator od respiratora i wskoczyłem na quada. Banan od ucha do ucha… Do domu wróciłem po trzech godzinach lekko przemarznięty, ale bardzo zadowolony. 80 kilometrów i 7,5 litra paliwa.
28.10.2012
Następnego dnia, w niedzielę, było już bardzo słonecznie, ale śniegu więcej, bo padało całą noc zdaje się. Około południa większość opadów się roztopiła i polne drogi aż się prosiły o nowe koleiny. Po dwunastej wytargałem maszynę z garażu, gdzie zdążyła puścić soki z wczorajszego śniegu i pognałem na stację benzynową. Tego dnia warunki były znacząco inne. Śnieg już nie przeszkadzał jechać, ale było zdecydowanie więcej wody i przede wszystkim błota.
Raz jeden zdarzyło mi się spełnić nieco inną rolę... Chłopaki z zaQuadu pojechali na wyprawę, która była również moim marzeniem. Na jakiś czas musiałem jednak odłożyć dłuższe wyprawy. Robiłem już kiedyś trasę do Sandomierza, zatem pochyliłem się nad tym jeszcze raz, żeby mieli jakieś wskazówki. Powstały dwie trasy, po obu stronach Wisły w wersjach asfaltowej i off-road. 'Asfaltowe' oznaczały tyle, że w miejscach nie do końca pewnych, trasa jest poprowadzona główniejszymi szlakami, albo tam, gdzie objeżdża się kilometr asfaltu kosztem 4 km szutru, też wybierana była twarda nawierzchnia. Diabelnie chciałem jechać, jednak nie było jak tego zrobić. Zaproponowałem zatem pomoc w przypadku awarii. Nie trzeba było długo czekać niestety, bo już pierwszego dnia przed południem padło jedno G7. Wynająłem przyczepę i pognałem po sprzęt i przy okazji zabrałem też kolegę
Załoga natomiast miała potem spore kłopoty nawigacyjne. Zabrałem im prowadzącego, a nie tak łatwo się jeździ z jednym okiem wlepionym w monitorek, jeżeli się tego wcześniej nie robiło.
------------- 05.05.2013
Tytułem wstępu dodam, że nie jeżdżę tak często jak kiedyś, bo dzieciaczki w domu rosną i zwłaszcza trzyletni smyk nie chce mnie puszczać nawet do pracy. Co dopiero mówić o jakimś tam quadzie??? Kupiłem zatem wózek na motocykle i przystosowałem go, małym nakładem pracy, do transportowania czterokółki. Przy okazji znalazłem w quadzie miejsca niemal z filmu science fiction...
Moja maszyna otrzymała ostatnio kilka zastrzyków. Wymieniłem świecę zapłonową, filtr paliwa i... najważniejsze, zamontowałem led 2x10W spot (czyli dalekosiężna) i Bighorn 25 cali. Ta relacja opisuje wczorajsze testy terenowe.
Mały kierowca otrzymał instrukcje jak ma się zachowywać podczas jazdy i pilnie stosował się do zaleceń. Trzymałem go na początku jedną ręką, ale w miarę upływania kilometrów okazało się to zbędne. Kiedy położył ręce na kierownicy, to poczułem, że rośnie nam nowy pasjonat. Wystartowaliśmy...
Przebrnęliście przez wszystkie akapity? Jesteście moimi bohaterami!
Dla mnie jest to miejsce wspaniałych wspomnień i mam je teraz w jednym miejscu.
-- dodano 16.07.2013 14:10 --
5 i 7.07.2013
Moja kolejna wyprawa z Piaseczna w okolice Konina. 780 kilometrów w dwa dni! Bardzo wiele ciekawych sytuacji, mnóstwo pięknych widoków, trochę niepokoju i przeszkód oraz niezakręcalny pojemnik z adrenaliną...
Gotowa jest również trasa na Mazury i tylko czeka na dobrą okazję. Tam jest jeszcze poważniej, bo w jedną stronę wyszło aż 398 kilometrów, zatem na liczniku jak nic stuknie 500
Trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że uda się jeszcze w sierpniu.
-- dodano 04.09.2013 10:12 --
No i już wiem dlaczego nie udało mi się przejechać błota podczas ostatniej wyprawy do Konina.
... nasz kolega Wiewiór robi tam doły swoimi dużymi zabawkami
postawiłby jakieś chorągiewki...
-- dodano 09.10.2013 00:11 --
Sandomierski Rajd zaQuadowy 27/28.09.13
Na starcie naszego rajdu wybraliśmy trasę nazwaną 'za Wisłą most'. Oznaczało to, ni mniej ni więcej, tylko jazdę po prawej stronie królowej polskich rzek i powrót na stronę sandomierską przez most w Annopolu. Szacowałem, że na miejscu będziemy późnym wieczorem i może nam się nie udać dojechać do przeprawy promowej przez San w Czekaju Pniowskim, czynnej do 20. Już na stacji w Dęblinie jednak zmieniliśmy plan.
Kiedy już nasycenie poprzednią wyprawą minęło niemal całkowicie i wspomnienia upojnych kilometrów we wspaniałym towarzystwie zaQuadowych kolegów zaczęły wlewać do naszych umysłów poczucie niedostatku i pustki, narodził się pomysł... Tym razem to nasze quady wyznaczyły cel do osiągnięcia, a my musieliśmy im tylko umożliwić pokonanie 300 kilometrów? Dlaczego akurat tyle? Poprzedni rajd miał około 700, zatem do kolejnego przeglądu zostało właśnie 300. Maciek zaproponował okrążenie Warszawy.
Uff przeczytałem cały blog. Kilka godzin to zajęło ale czego to się nie robi w pracy. Podoba mi się bardzo bardzo fajne relacje. Czekam już na następne Fajnie by było jak byś podawał takie info jak średnia prędkość ilość zużytego paliwa czy zjedzonych hot-dog-ów
Wytrwały jesteś. Gratuluję Wszyscy spalamy podobnie, 10-12 litrów na 100 km. Zależy czy była tylko gonitwa, czy trafiło się przeprawianie. Zazwyczaj tankujemy za 60-70 zł. Tak ustalamy stacje benzynowe. Średniej prędkości raczej nie liczymy. Chociaż może chłopaki mają coś w komputerach. Zazwyczaj wychodzi nam 30-35 km w godzinę z całego wyjazdu. Przeloty na szutrach oscylują pod 90-95.
Rejestracja: 16.10.2013 09:15 Posty: 1680
Quad: Ale o co CanAm?
Wysłany: 18.11.2013 14:31
Re: Wyprawy maqowe - blog
Też na bieżąco śledzę Twoje wyprawy Mam nadzieję, że jak będziesz coś planował na 2014 w kierunku Warmia-Mazury to się odezwiesz, ekipa z Olsztyna na pewno się przyłączy
Koledzy dojechali i rozpoczęła się nasza wielka przygoda. Sprawdziliśmy wszystkie sprzączki, paski, zamki, suwaki, sznurówki, uruchomiliśmy nawigacje i w drogę. Do góry Kalwarii jechaliśmy po sporych wybojach, na których nie rozwijaliśmy zawrotnych prędkości. Teraz jednak od razu wpadliśmy na równe, szerokie szutry, potem przejazd asfaltem przez most na Wiśle i znowu między sady jabłek...
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości
Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum Nie możesz edytować swoich postów na tym forum Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum Nie możesz dodawać załączników na tym forum