Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Can-Am Travel maq'owym okiem - Golub-Dobrzyń X.2017
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 16.04.2024 18:34

Regulamin forum


REGULAMIN DZIAŁU "MOJE QUADOWE PODRÓŻE"

1. Ten dział służy do zamieszczania informacji i relacji z planowanych i organizowanych przez użytkowników forum ATV Polska wypraw, spotkań, zlotów.
2. Dział ma charakter niekomercyjny. Wszelkie komercyjne ogłoszenia, jeśli nie zostaną uzgodnione z Administratorem Forum, będą natychmiast usuwane.
3. Zamieszczane w dziale relacje, zdjęcia oraz filmy video muszą być wyrazem świadomego quadingu i spełniać wymogi zawarte w "Kodeksie quadowca ATV Polska". Wszelkie materiały niespełniające tego warunku będą natychmiast usuwane. Przeczytaj niniejszy Kodeks zanim umieścić swoja relację.

Kodeks quadowca ATV Polska

Niniejszy Kodeks ma na celu uświadomienie tego, co przystoi, a co nie prawdziwemu miłośnikowi quadów. Nie przestrzegając go, nie tylko łamiesz prawo, lecz także przyczyniasz się do kształtowania złego wizerunku naszej społeczności.

1. Nie jeździmy po parkach i rezerwatach w sposób celowy.
2. Zawsze zwalniamy przy pieszych pozdrawiając ich machnięciem ręki, zwłaszcza machamy małym dzieciom.
3. W sytuacji patowej pytamy o drogę, aby rozładować atmosferę, chyba, że może to być dla nas lub dla innych niebezpieczne.
4. Nie dewastujemy pól i terenów prywatnych.
5. Pamiętajmy, że wjazd do Lasów Państwowych, parków i rezerwatów jest nielegalny.
6. Używamy cichych układów wydechowych.
7. Nie śmiecimy, wszelkie odpadki wracają z nami.
8. Powiadamiamy władze, o nieprawidłowościach np.: odpady toksyczne, dzikie wysypiska, kłusownictwo etc.
9. Używamy pasów do wyciągarek, dzięki czemu nie niszczymy kory drzew.
10. Zaznaczamy w miarę możliwości wszelkie doły, druty i inne niebezpieczne przeszkody na GPSie, jeśli posiadamy takowy i dzielimy się tym z innymi.
11. Do jeżdżenia szukamy miejsc raczej wyludnionych.
12. Nie jeździmy po naturalnych zaporach ziemnych np.: wał przeciwpowodziowy.
13. Jazda pod wpływem alkoholu to poważne przestępstwo.
14. Zawsze ustępujemy pierwszeństwa rowerzystom.
15. Staramy się wzniecać możliwie najmniej kurzu, zwłaszcza w pobliżu ludzi i domostw.
16. Zwalniamy przy zabudowaniach i to BARDZO.
17. Zawsze kierujemy się ROZSĄDKIEM - np. nie jeździmy z prędkością stanowiącą zagrożenie dla ludzi i zwierząt!
18.W szczególnych przypadkach, kiedy nasz pojazd może kogoś przestraszyć zatrzymujemy się z boku i wyłączamy silnik.
19. Nie jesteśmy na tym Świecie sami, uszanujmy to.
20. Zawsze jeździmy w kasku i staramy się ubierać ubranie ochronne, tj: kask, gogle, rękawice, buzzer (żółw), pas lędźwiowy, nakolanniki i nałokietniki oraz buty ochronne.

Zebrał i sporządził, wespół z bracią quadową, Krzysztof Wolny-Tippo. Pomysł niniejszego kodeksu zrodził się tu.

Własność Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców-ATV Polska. Wszelkie prawa zastrzeżone.



Odpowiedz  [ 3 posty(ów) ] 
Can-Am Travel maq'owym okiem - Golub-Dobrzyń X.2017 
Autor Wiadomość
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 24.01.2018 11:04 
Can-Am Travel maq'owym okiem - Golub-Dobrzyń X.2017
"Jak to się zaczęło? Otóż temat rajdów ATV Polska przewijał się u mnie już od pierwszej edycji. Oczywiście nie w roli zawodnika, ale sama obecność błąkała mi się po głowie co jakiś czas. W tym roku bez zastanowienia większego potwierdziłem swoje uczestnictwo w tym niecodziennym przedsięwzięciu. Miałem się zająć grupą Can-Am Travel. Organizatorów przekonały widać moje wypociny, opisujące na forum różne wyprawy, samotne i zaQuadowe. Dzięki temu miałem wyjątkową przyjemność poznać Jacka Bujańskiego, z którym przystąpiliśmy do przygotowania jazdy dla grupy turystycznej. Przy jego zaangażowaniu i ilości obowiązków, moje zadanie wydawało się trywialne, ale i tak było się nad czym pochylić. Przyjąłem wytyczne i pogrążyłem w Google Earth. Swoją drogą, ostatnio coraz więcej głosów mówi, że Ziemia jest płaska. Ciekawe czy na takiej trasy będzie się układało łatwiej czy trudniej? Jacek podał mi punkty strategiczne do odwiedzenia, a ja musiałem je połączyć, potem oczywiście poprowadzić po śladach całą grupę. Tysiące kilometrów, które narysowałem już w komputerze, z mniejszym lub większym powodzeniem, pozwoliły tym razem uporać się z zadaniem dosyć sprawnie. Mieliśmy nie tylko jeździć, ale również zatrzymać tu i tam, zatem nie nastawiałem się na setki mil do przebycia. W sumie przygotowałem kresek na nieco ponad 100 kilometrów.
Pierwszego popołudnia program ‚wycieczki’ zaczynał się od ... spaceru i... zwiedzania zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Dopiero potem mieliśmy jechać i odwiedzić Ośrodek Chopinowski w Szafarni, na zachód od zamku Golubskiego. Atrakcją dodatkową miał być krótki koncert fortepianowy. Kolejnym celem do osiągnięcia było dotarcie dużą pętlą południową do gospodarstwa p. Walczaka, we wsi Gapa. Dzięki niemu zawodnicy mogli się zmierzyć z bardzo wymagającymi podjazdami i do woli hasać po zaroślach, będących w jego posiadaniu. Na koniec ognisko i powrót do zamku.
Drugi dzień, to wyjazd około 9. do kopalni żwiru, oddalonej od Golubia o około 40 kilometrów. Na miejscu były zaplanowane opowieści o ... głazach i jazda po tamtejszym terenie. Dalej powrót do miejsca zmagań zawodników, gdzie tego dnia już ich miało nie być i próba swoich sił w 'zdobywaniu pieczątek’. Potem powrót do Zamku i wieczorny bankiet.
Plan był dosyć precyzyjny. Dwa tygodnie przed całym wydarzeniem pojechałem na miejsce, żeby zobaczyć jak sprawy się mają w rzeczywistości. Nie zabrałem ze sobą quada, bo jeszcze go nie dokończyłem skręcać i za szutrowanie wziąłem się samochodem. Na polnych drogach było sporo wody i błota. Ucieszyłem się z tego, bo jazda w kurzu do najprzyjemniejszych nie należy. Pokonałem prawie 100 kilometrów, czyli większość tras. Jedyną ułomnością, na którą wpływu mieć nie można było, to ilość asfaltu. Położyli go na drogach trochę za wiele, ale cóż robić, skoro na zachód od Wisły jest on nawet między łanami zbóż.



Moja droga na rajd wiodła przez Konin, gdzie zostały moje pociechy. W pierwotnym planie miał jechać ze mną mój siedmioletni syn, ale dopadł go jakiś kaszel i został u babci. Pojechałem sam. Na parkingu pod Zamkiem zameldowałem się około 12. i od razu dostałem bęcki za niewłaściwe zaparkowanie samochodu z lawetą. „Czyli mamy tutaj porządek”, pomyślałem i więcej starałem się już nie wchodzić w drogę osobnikowi z gwizdkiem i w kamizelce. Jedna rzecz była nieprzygotowana należycie. Mój quad. Czyli właściwie podstawowy element. Przed samą imprezą robiłem naprawę wariatora, która wydawała się wykonana właściwie. Nie odbyłem jednak po tym dłuższej jazdy testowej. Ot raptem kilkadziesiąt metrów. Po zjechaniu z lawety i rozgrzaniu silnika, wskoczyłem na siodło i pognałem do najbliższego skrzyżowania i z powrotem. Wtedy mnie lekko zmroziło, bo usłyszałem pisk z okolic paska napędowego. Szybko doszedłem do wniosku, że wewnętrzna tuleja wariatora, którą dorabiałem u tokarza, jest ciut za ciasno spasowana z łożyskiem jednokierunkowym i quad niestety ‚ciągnie’ na wolnych obrotach. Trudność w obsłudze quada polegała na tym, że przełączenie biegów z uruchomionym silnikiem było wręcz niemożliwe. Musiałem zgasić maszynę, wybrać odpowiednie przełożenie, przekręcić stacyjkę i od razu jechać. Do tego wymogiem podstawowym było stać na płaskiej powierzchni. Nic jednak o tym nikomu nie mówiłem, żeby mnie nie zwolnili z roboty. Musiałem sobie radzić.
Postawiłem quada na miejscu przeznaczonym dla travelowców i dopompowałem koła. Dopiero wtedy bliżej się rozejrzałem po okolicy. Prawie wszyscy już byli i dojeżdżały ostatnie samochody z quadami na pace lub na przyczepie. Park maszyn wyglądał imponująco i gdyby był tylko czas, to spędziłbym w nim przynajmniej kolejnych kilka godzin.
Poszedłem objuczony torbami do zamku. Po drodze spotkałem Jacka, który załatwiał wszystko niemal w biegu, z telefonem przy uchu i ekwipunkiem rajdowym pod pachą. Mówiłem mu potem, że powinien się do tego wyposażyć w hulajnogę. Chińskiej urody nie posiada, ale byłoby z pewnością szybciej i mniej wyczerpująco. Gorączka zaczynała udzielać się również mi, chociaż obowiązków, a raczej przyjemności, miałem nieporównywalnie mniej od któregokolwiek z organizatorów. Pokazałem gębę w biurze rajdu, w którym każdy miał przynajmniej 10 pilnych spraw do załatwienia jednocześnie. Dorota jednak oderwała się na chwilę od swoich zadań i wepchnęła mnie do jakiegoś lochu za karę, że tak późno przybyłem. A tak poważnie, to wskazała gdzie się udać, żeby móc przygotować do jazdy. Pokój, jak to w zamku, a raczej wcześniejszym klasztorze, miał charakter celi mnicha, chociaż bardzo mi się to podobało. Klimat był świetny. Miałem jeszcze sporo czasu, bo zwiedzanie było zaplanowane na godz. 15. a odprawa na 16. W teren mieliśmy wyjechać około piątej po południu. Ostatnie ustalenia z Jackiem zajęły kilkanaście minut i byłem gotów. Chociaż właściwie to nie, bo zapomniałem o jednej strawie. Dochodziła już pora zwiedzania, a w moich kiszkach dudniło jak w pustej beczce po winie, toczonej po zamkowym dziedzińcu. Nie udało się pogodzić potrzeb wszystkich i na oglądanie udałem się głodzien i spragnion okrutnie. Szybko się jednak okazało, że to bardzo dobrze, bo przewodnik opowiadał nam z wielką pasją na samym początku o narzędziach tortur, którymi nękano nieszczęśników. Kto wie zatem, czy naprędce zjedzony obiad by wówczas ocalał. Ciekawe historie o tej pięknej budowli i ludziach, którzy w niej zamieszkiwali, uspokoiły nieco podekscytowanie zbliżającą się jazdą.
Po odprawie, na której Jacek przekazał uczestnikom niezbędne informacje, mieliśmy jeszcze czas na przebranie. Quadów dosiedliśmy zgodnie z planem. Było nas razem dziesięcioro, w tym trójka dzieci. Paweł, który zapytał mnie o trasy, sam się zgłosił tym sposobem na zamykającego kolumnę. Dałem mu kamizelkę odblaskową, jaką miałem na grzbiecie również ja i byliśmy gotowi. Najlepszym sposobem, żeby ustalić kolejność pojazdów, jest ruszyć, odjechać grupie i zatrzymać się po kilkudziesięciu metrach. Od razu ustawiła się sama niemalże w porządku, którego przestrzegaliśmy później podczas podróżowania. Wyjechaliśmy na szlak. Najpierw zaplanowałem krótkie, dwukilometrowe kółko, żeby sprawdzić jak nam się układa jazda. Mieliśmy ze sobą quadowców mniejszych, zatem każde ogniwo musiało działać bez zastrzeżeń i ryzyka. Wróciliśmy pod zamek i okazało się, że w jednym quadzie, serwisowanym tuż przed wyjazdem, są za bardzo napompowane koła. Jakiś człowiek nie pomyślał i nabił w gumy conajmniej po dwie atmosfery. Agnieszka, z córką Oliwią nie mogły tak jechać. Szybko rozwiązaliśmy sprawę. Chociaż ciśnieniomierz mieliśmy jeden, to i tak każdym kołem zajął się inny mężczyzna. Koguciki... :)
Obraliśmy kierunek na Szafarnię. Jeszcze przed wyjazdem ustaliliśmy demokratycznie, że słuchać Chopina tym razem nie będziemy. Celem naszej obecności było quadowanie i muzyka naszych silników wystarczała nam za nawet najlepsze kompozycje. Tylko kilka pierwszych kilometrów przejechaliśmy za dnia. Szybko zapadł zmrok i każdy zapalił wszystko co miał na maszynie. Goniąc przez pola wyglądaliśmy jak czort bagienny jakiś ziejący ogniem, albo kordon zbrojnych rycerzy na koniach z pochodniami. Bawiliśmy się doskonale. W grupie jechały dwie G7, Can-Am Outlander 1000, Renegade 1000, Canam Defender (taki puckup) i mój Polaris. Humory wszystkim dopisywały. Co jakiś czas robiliśmy krótkie przerwy, przede wszystkim z uwagi na dzieci. Te jednak były niesłychanie dzielne i wręcz domagały się dalszej jazdy.
Późnym wieczorem zamajaczył nam przed nosem Nissan Patrol Off-Road Rescue Team, który zmierzał do tego samego miejsca co my. W pierwotnym planie miał się za nami poruszać Pikap Mitsubishi L200, który w razie czego służyłby ciepłą kabiną, ale uznaliśmy że skoro będziemy cały czas w zasięgu najwyżej półgodzinnego dojazdu, to nie będzie to potrzebne. Gdyby jednak pomoc była konieczna, to w pełnej gotowości mieliśmy co tylko dusza zabłąkana nocą na polnych drogach może sobie ubzdurać, z bigosem z termosie włącznie.
Do odcinka specjalnego dojechaliśmy około godz. 19. Cały teren był oświetlony bardzo silnymi reflektorami. Dookoła krążyli zawodnicy w poszukiwaniu pieczątek. Na dole stały dwie terenowe karetki pogotowia, które robią ogromne wrażenie. Obok stanowisko serwisowe, do którego co chwilę wpadał jakiś zawodnik z niesprawną maszyną i po chwili wyjeżdżał na trasę bez niedomagań sprzętu. Wszystko się działo w zawrotnym tempie. Przyjechaliśmy co prawda na ognisko, ale jego głównymi uczestnikami mieli być zmęczeni zawodnicy. Byliśmy po prostu trochę za wcześnie. Nasi mali towarzysze mieli jednak w sobie jeszcze bardzo dużo energii, zatem podjęliśmy decyzję, iż jedziemy dalej i zrobimy dodatkowo jakieś 50. kilometrów. Tak się stało. Ten odcinek częściowo pokrywał się z drogą do pokonania dnia następnego, a potem odpadał na wschód w stronę Golubia, żeby potem znowu wrócić na miejsce rajdu. Pech chciał, że właśnie tego kawałka nie przejechałem samochodem. Zrezygnowałem z tego, bo właśnie on na mapach satelitarnych wyglądał najlepiej, czyli terenowo. Prawda jednak była zupełnie odwrotna. Jakby na złość kładli asfalt właśnie tam, gdzie jechaliśmy. Cóż jednak robić? Na szczęście druga część drogi wiodła już przez las, gdzie można było mocniej wychylić manetki. Przed metą znowu dogoniliśmy samochód terenowy. Tym razem było to Mitsubishi L200, partnera całego przedsięwzięcia. Nie miałem czasu się nim przejechać, ale wrażenie robił spore na ogromnych terenowych oponach. Ogniska nie było nadal, bo zawodnicy zamiast usiąść i porządnie się najeść, szukali po okolicznych zaroślach diabli wiedzą czego. Rozpalać swojego nam się nie chciało, zwłaszcza że w termosach był przepyszny bigos a w foliowym worku świeża buła. Po jeździe do późnego wieczora, była to doskonała nagroda. Od razu poziom naszego zadowolenia podskoczył o cztery, jak nie o sześć poziomów. Czas jakiś mogliśmy jeszcze popatrzeć na rajdowców, których umiejętności i determinacja robiły na nas duże wrażenie. Do Zamku mieliśmy zaledwie kilka kilometrów. Podążyliśmy jednak nie „naszą”, zaplanowaną trasą, a za zawodnikami, którzy podjęli się nas poprowadzić swoim trackiem na miejsce odpoczynku. Wąwozy po drodze były wspaniałe. Szkoda, że w nocy tak niewiele widać, ale i tak wrażenia były niezapomniane. Szyk nam się nie zachował, bo i po co. Przewodnik był nowy, zatem ustawiłem się gdzieś po środku, a właściwie w ogonie. Za mną jechali Marek i Paweł na Can-Am'ach. Koledzy z przodu nie zamierzali jednak jechać zbyt długo i dotrzymanie im kroku nie należało do najłatwiejszych. Zerkałem co jakiś czas w lusterka. Chłopaki za mną nie wyłaniali się zza jednego zakrętu przez dłuższy czas, ale widziałem smugę ich świateł. Zwolniłem, ale wtedy peleton zaczął mi uciekać. Postanowiłem zatem, że będę pędził za nim do najbliższego wirażu lub skrzyżowania. Jeżeli koledzy jadący za mną się nie pojawią, to na nich zaczekam i wrócimy do zamku we trzech. Jeżeli się oczywiście nie zgubimy w ciemnym lesie i nie zjedzą nas wilki, które z całą pewnością tylko czekały aż któryś z nas się zatrzyma. Już miałem puścić gaz, kiedy zobaczyłem za sobą światła. Czerwone lampki przede mną jednak zniknęły i musiałem jakimś sposobem je z powrotem namierzyć w plątaninie leśnych ścieżek. Za zakrętem była na szczęście długa prosta zatem ja musiałem już tylko dogonić grupę, a chłopaki mnie. Napiszę jedynie, że piach spod kół uciekał bardzo, bardzo szybko.

Pod zamkiem wredny policjant z lizakiem, w kamizelce z ATV Polska i z czerwonym gwizdkiem w paszczy, wymachiwał mi przed nosem, gdzie mam nie jechać i jak dokładnie postawić quada. Z linijką niemal skakał od quada do quada, jak egzaminator na prawo jazdy. Nie rozumiem jak mógł nie wiedzieć, że Polarisem, a zwłaszcza moim, nie da się ot tak zatrzymać. Zawsze coś jest popsute i tego typu operacje wymagają wcześniejszego przygotowania i zaplanowania podejścia do miejsca parkingowego. Poddałem się jednak i nie dyskutowałem. Niech mu będzie. Cała grupa Can-Am Travel dotarła bezpiecznie do celu. Brzdące jednak opadły z sił i kaski zaczęły im ciążyć do tego stopnia, że wspierały głowy o swoich rodziców :)
Zrzuciłem quadowe buty i zostawiłem je w samochodzie, żeby nie walić po zamkowych schodach jak zakuty w kajdany. Nie zaszedłem jednak daleko, bo zaraz przy parku maszyn siedziała przy stoliku grupa osób. Wśród nich był wspomniany gliniarz. Kiedy zataczałem koło, żeby ich minąć w ciemności, w bezpiecznej odległości, ze wzrokiem utkwionym w czubkach butów, zawołał mnie po imieniu: „maq?" ... myślałem, że będzie chciał dokumenty, ale przywitał się serdecznie i… siedzieliśmy potem kilka godzin gwarząc o quadach i przygodach w terenie. Co jakiś czas pojawiał się ktoś jeszcze i była to doskonała okazja, żeby poznać ludzi z tą samą pasją. Nawet Paweł z Markiem z naszej grupy travelowej dołączyli na co nieco.

Następnego dnia stawiłem się koło quada przed dziewiątą i obserwowałem jak lepiej poznani poprzedniego wieczoru organizatorzy wypuszczają na trasę kolejnych zawodników. Nie było żadnej improwizacji. Wszystko doskonale uporządkowane. Każdy dmuchał w alkomat i mógł jechać po zapaleniu zielonej, czy tam czerwonej lampki. Kolejne maszyny z rykiem rozpoczynały nowy dzień zmagań. Nasza grupa była gotowa na czas i rozpoczęliśmy kolejny etap przygód. Celem była kopalnia piachu na północny zachód od Golubia. Do pokonania mieliśmy prawie 40. kilometrów. Pierwszy odcinek biegł przez las, tuż przy Drwęcy. Potem skręciliśmy w prawo na most w Ciechocinie i pognaliśmy na północ. Tempo jazdy było dosyć szybkie, jednak miałem na uwadze małych pasażerów. Z dziećmi jeździ się po prostu wolniej i kropka. Nie było jednak mowy o powolnym poruszaniu się, co to, to nie. Ostatnia, pewnie 1/5 lub 1/6 część trasy znowu prowadziła nas po asfalcie, jednak cel podróży nam to wynagrodził. Najpierw minęliśmy pierwszą kopalnię, żeby przejechać pod autostradą A1 i dotrzeć do drugiej, o wiele większej i co najważniejsze z obecnym na niej właścicielem. Tomasz wyszedł zza koparki wielkości dwupiętrowego domu i bardzo serdecznie nas przywitał. Jest to człowiek niezwykły, pełen pasji i wiedzy o tym co robi, czyli… o kamieniach. Myśleliśmy, że nie będzie ciekawie, ale najbardziej sceptyczni z naszej grupy już po kilku minutach sami wleźli w quadowych butach na stertę kamieni i zaczęli je dokładnie oglądać. Ciekawy był to widok, quady obok, a quadowcy w pełnym rynsztunku bawią się kamykami jak dzieci. Dowiedzieliśmy się arcyciekawych rzeczy. A to, że głazy mają na przykład około 1.8-2 miliardy lat, albo że są ludzie potrafiący dokładnie podać miejsce w Skandynawii z którego przywiódł je do nas lodowiec. Tomasz posiada również Muzeum Kamienia (http://www.ocalonyswiat.pl/wybrane-real ... ienia.html) w Kowalewie Pomorskim i tam gromadzi swoje eksponaty. Oczywiście te, które dają się przewieźć, bą są i ważące 60 ton. Te się po prostu przesuwa, jak się to działo w epoce lodowcowej.
Po doskonałych opowieściach mogliśmy sprawdzić nasze quady na tamtejszym terenie. Było mnóstwo błota, woda do połowy kół i głębiej oraz przeszkody terenowe wymagające użycia wyciągarki. Dzieci mogły również same pojeździć na quadach pod okiem rodziców. Każdy znalazł coś dla siebie. Bawiliśmy się dobrą godzinę. Wystartowaliśmy w drogę powrotną. Szybko przedarliśmy się przez ohydny asfaltowy odcinek i otworzyły się przed nami doskonałe szutry. Miejscami trzeba było bardziej zwalniać, żeby przeskoczyć przez głębokie kałuże. Uśmiechy i doskonałe nastroje zdradzały, że przyjemność z jazdy występuje i to w ilościach znaczących. Kiedy znowu wjechaliśmy na drogę wzdłuż Drwęcy, przyspieszyłem tempa. Co jakiś czas zwalniałem za zakrętami, żeby grupa się nam nie rozsypała. Jazda nocą po krętych polnych drogach jest nieco pewniejsza. Jeżeli coś jest za zakrętem, to ma światła, albo widzi nasze. W ciągu dnia trzeba zwalniać zdecydowanie bardziej. Prędkość nawet niewielka może nas wpędzić w kłopoty, jeżeli zza zakrętu wyjedzie ciągnik zajmujący całą szerokość drogi, albo nie daj panie quadowiec nie przewidujący takich sytuacji. Mieliśmy kilka takich spotkań, ale zawsze poruszaliśmy się tak, że nikt nie był niczym zaskoczony. Pomyślałem, że pojedziemy do końca leśnej drogi i poszukam wjazdu na wczoraj przejechany odcinek z pięknymi wąwozami. Asfalt się jednak zaczął i nie wpadłem na żadną wskazówkę, która by sugerowała w którym miejscu skręcić. Nic to jednak. Zawróciliśmy i dotarliśmy do celu znaną już trasą. Ta jednak mi się na samym końcu pokiełbasiła i poprowadził nas Marek na Renegade. Miło nas powitały dwa L200, z czego jeden miał na pace termos z wspaniałą grochówką. Jakaż ona była pyszna. Mniam. Część z nas zasiadła do stołu, na stojąco oczywiście, a trzy quady pojechały na wczorajszy odcinek specjalny. Był od nas o kilkadziesiąt metrów i składał się z kilku ostrych podjazdów. W pewnym momencie jeden silnik ucichł i usłyszeliśmy trzask łamanych gałęzi. Rzuciliśmy się pędem w tamtą stronę. Zobaczyłem rolujące po zboczu Renegade. Po chwili pojawił się też Marek, który schodził za nim dosyć spokojnie. Maszyna zatrzymała się na kołach. Dała się jednak uruchomić i sprowadzić na dół. Nic się prawie nie stało naszemu koledze. Miał tylko lekkie zadrapania na nogach. Quad również nie ucierpiał za mocno, na pierwszy rzut oka. Emocje były spore. Potem zaczęły się żarty. Wyszło na to, że zmieniamy nazwę na Canam Travel Extreme i na następnym rajdzie, tylko najlepsi zawodnicy mogą składać do nas wnioski o przyjęcie do grupy. Najedliśmy się najpierw strachu, a potem grochówki. Obraliśmy kierunek na zamek. Po drodze wpadliśmy jeszcze na dosyć strome i wąskie wąwozy, na których poprzedniego dnia odbyły się zawody. Część z nas sobie odpoczywała, inni jeździli. Na zamku zameldowaliśmy się o rozsądnej porze. Każdy miał wystarczająco dużo czasu, żeby nieco odpocząć i przygotować się na wieczorną uroczystość.
Rozdanie nagród i ogłoszenie wyników miało się odbyć na zamkowym dziedzińcu. Akurat rozpoczęto do tego przygotowania, zatem zakasałem rękawy i przeniosłem co lżejsze pakunki, żeby się nadmiernie nie męczyć. Potem znalazłem puste pudełko i chodziłem z nim w tą i na zad, udając że właściwie to ja sam wszystko dostarczyłem w okolice podium.
Wszyscy uczestnicy całej imprezy, w doskonałych humorach zebrali się na jadło i poucztowali solidnie. Dzięki temu pewnie nikt nie zemdlał z wycieńczenia podczas części oficjalnej. Sama ceremonia odbyła w przepięknej i niezwykle klimatycznej średniowiecznej scenerii. Było mnóstwo braw, okrzyków z gratulacjami. Jednym słowem wielka feta. Nasza grupa również została zaproszona na podium i uraczono nas świetnymi upominkami. Najważniejsza jednak z tego wszystkiego była sama satysfakcja z obecności.

Niedziela zaczęła się mglistym porankiem. Nastój miałem nijaki. Wspomnienia doskonałe stawały wobec brutalnego końca przyjemności. Pakowanie się przez to przeciągało. Mogłem być gotowy do wyjazdu w pół godziny, a podświadomie wykonywałem każdą czynność bardzo marudnie. Musiało jednak dojść do chwili, w której wszystko znalazło się w bagażniku samochodu, przyczepa czekała z podstawionymi najazdami, a quad przed nią z uruchomionym silnikiem. Zamieniłem jeszcze kilka słów z kolegami ze Szwecji, którzy przyjechali do nas ze swoimi quadami. Pomogli mi przy parkowaniu maszyną na lawecie, bo zablokowany częściowo wariator, nieco tą operację utrudniał. Potem jeszcze dwie chwile z kolegą Mudmaker, z którym miałem przyjemność się spotkać po raz pierwszy i z ciężkim sercem poszedłem się pożegnać z organizatorami. Prawie nikogo jednak już w biurze nie było, bo pojechali do lasu zdejmować pieczątki, pozamiatać podwórko i poukładać zabawki w piaskownicy.

Przez połowę drogi później żałowałem, że nie zostałem jeszcze przynajmniej na kawę… Ale to z pewnością nadrobię następnym razem."


Załączniki:
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.27.jpeg
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.27.jpeg [ 492.94 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.28.jpeg
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.28.jpeg [ 381.81 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.50.jpeg
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.50.jpeg [ 330.6 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.29.jpeg
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.29.jpeg [ 363.99 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.51.jpeg
WhatsApp Image 2017-10-23 at 12.18.51.jpeg [ 521.77 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
22851911_2112967912062150_5300537574414428402_n.jpg
22851911_2112967912062150_5300537574414428402_n.jpg [ 82.21 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
22728642_2112968742062067_8111079685563631651_n.jpg
22728642_2112968742062067_8111079685563631651_n.jpg [ 120.14 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
22728759_2112969795395295_5080902908660404547_n.jpg
22728759_2112969795395295_5080902908660404547_n.jpg [ 113.58 KiB | Obejrzany 5409 razy ]
22730496_2112968838728724_5907465259326804373_n.jpg
22730496_2112968838728724_5907465259326804373_n.jpg [ 109.14 KiB | Obejrzany 5409 razy ]

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


Ostatnio zmieniony przez maq 19.03.2018 12:57, edytowano w sumie 2 razy

 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05.09.2013 07:07
Posty: 176
Miejscowość: Rymanów
Imię: Marcin
Quad: Polaris XP 1000
Poprzednie quady: Polaris XP 850, Kawasaki Brute Force 750
PostWysłany: 25.01.2018 11:12 
Re: Can-Am Travel maq'owym okiem - Golub-Dobrzyń X.2017
maq super relacja :okok: Przekażę Michałowi tego policjanta z lizakiem i gwizdkiem :lol: Zapraszam w tym roku, może przyjedziesz wcześniej do pomocy przy organizacji. Tereny pewnie Ci znane.


 
Profil WWW
Moderator Działu Polaris
Awatar użytkownika

Rejestracja: 20.04.2010 12:07
Posty: 6567
Miejscowość: Józefosław
Quad: čtyřkolka
Poprzednie quady: 126p
PostWysłany: 19.02.2018 20:39 
Re: Can-Am Travel maq'owym okiem - Golub-Dobrzyń X.2017
Damy radę ;)
Do relacji dodam jeszcze jakiś film ;)

https://m.youtube.com/watch?feature=you ... rDsOwHlIxQ

_________________
... no looking back

Wyprawy maqowe - blog


Ostatnio zmieniony przez maq 19.02.2018 20:39, edytowano w sumie 2 razy



 
Profil
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 3 posty(ów) ] 

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.