przepis :
cały dzień szukać "guza" w terenie
wjeżdżać coraz wyżej i wyżej
poczekać aż będzie noc
zaatakować największe podjazdy po ciemku
dostać skrzydeł i pewności siebie po paru zdobytych górkach
do tego chęć pokazania współtowarzyszowi jaki z nas kozak
wybrać najbardziej techniczny podjazd, którego za dnia by się nie zrobiło
że to ostatnia górka - potraktować ją rutynowo
i atakować
Kiedy quad przed szczytem się odkleja i staje w pionie - odpuścić gaz jak rasowy draper aby gad odadł na cztery łapy
taki kozak ze mnie
Zapomniałem jednak, że drogi powrotnej już nie ma - podjazd zbyt dziurawy i przejechanie go tyłem jest niewykonalne
Korzystając z praw fizyki bezwładnie staczam się w dół
po drodzę spotykam drzewo
jak dobrze
niestety podążający za mną quad wybiera tę samą drogę
również spotyka drzewo
jak i mnie
po otwarciu oczu widzę i czuję na sobie quada i blokujące mnie drzewko i słysze Tomka czy żyję
niestety moja noga zaprzyjaźniła się na stałe z quadem i na nim wciąż tkwiła
Dzięki pomocy kompana quad poleciał dalej uwalniając moją nogę z obolałym kolanem
Quad jakiś taki smutny się zrobił, gdzie niegdzie coś mu opadło lub odpadło
taki mały chrzest tego rincona...
element ciała - który przyjął najwięcej - kręgosłup
element ciała - najbardziej zabezpieczony - głowa kaskiem i kręgosłup - zółlwiem
Ps. Nie ma niepokonanych górek, są tylko pokonani kierowcy.
1:0 dla górki
będzie jednak rewanż
zaraz po rekowalescencji -mojej jak i quada